[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie złamałam przecież nogi w kostce.Ujrzała, jak podchodzi do swojej marynarki i podnosi ją.Poczuła się rozczarowana, że już wychodzi.Ale on tylko wyjął coś z kieszeni i wrócił do części kuchennej.Po chwili zjawił się, niosąc tacę z dwoma kieliszkami, których nie schowała po obiedzie z Tri-sem, i dwiema miniaturowymi buteleczkami.Postawił wszystko na małym stoliczku obok niej.- Brandy? - spytał, unosząc ciemną brew.- Myślisz o wszystkim, prawda? A może podczas deszczu zawsze nosisz z sobą Courvoisier na wypadek jakiegoś nieszczęścia?- Nie.Wierz mi lub nie, ale idąc tutaj, nie miałem pojęcia, że będę was obie wyławiał z rzeki.- Usiadł na krześle i wyciągnął swe długie nogi, umieszczając je w okolicy piecyka elektrycznego.- Chciałem zakończyć uroczystość.- A co świętujesz tym razem? Zdobycie nowego hotelu dla imperium Avenger?Odwinął rękawy swojej jedwabnej koszuli w szaro-białe paski i uśmiechnął się kącikiem ust.- Czasami myślę też o innych rzeczach.Tym niemniej, rzeczywiście, znalazłem na Channel Island obiekt, który może odnieść sukces.To jednak - podniósł kieliszek z brandy - ma uświetnić zakończenie dnia twoich urodzin.- Tristram ci powiedział?- Tak.To świetny facet.- Cóż, zdaje się, że zmieniłeś o nim zdanie.- Pogadaliśmy sobie trochę.Źle go oceniłem, przyznaję.- Wzniósł toast.- Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin, Sarah.Zastanawiała się, co jeszcze Tristram mu powiedział.Musi go o to zapytać, kiedy zjawi się rano.Spojrzała na płótna, które miał z sobą zabrać.Garrick powiedział nieoczekiwanie:- Zabiorę je do hotelu.Tristram nie będzie martwić się o to jutro rano.- Wolałabym, żebyś tego nie robił - rzekła lodowato, zirytowana tą umiejętnością czytania w myślach i niezadowolona z jego wyniosłego zachowania.- Właściwie to on sam o to prosił.Chce wyjechać bardzo wcześnie, jeśli drogi będą przejezdne.W jego głosie zabrzmiała skrucha i jakby lekka uraza.Zaśmiała się zakłopotana.Nie mogła nie wierzyć w to, co mówił, gdyż gdyby Tris nie poprosił go, nie wiedziałby o obrazach.- Wypij swoją brandy - rzekł Garrick przymilnie, jak do niesfornego dziecka.- To ci dobrze zrobi.Nie miała zamiaru protestować.Popijała brandy małymi łykami, by się nie zakrztusić.Siedzieli przez chwilę w milczeniu i Sarah zauważyła, że spaniel ułożył pysk na stopach Garricka.Co by zrobił, gdyby teraz weszła Claudia? Zresztą, nie obchodziło ją to.Podobała jej się ta sielska sytuacja i, dziwna rzecz, nie było między nimi żadnego napięcia.W dalszym ciągu była zakłopotana jego obecnością, nie czuła już jednak obawy.Tak jakby po tym pożegnalnym pocałunku w samochodzie stracił zainteresowanie nią.Ich oczy spotkały się.Nie chcąc dopuścić do tego, by znowu czytał w jej myślach, rzuciła pierwsze zdanie, jakie jej przyszło do głowy:- Czy to dzięki tobie zostałam tutaj zatrudniona? Spojrzał na nią ponad kieliszkiem, który kołysał w dłoni.- Nie.Zresztą nie było mnie wtedy, o ile pamiętam.Zasugerowałem wprawdzie wprowadzenie kursów malarstwa, ale Andrew miał się zająć wszystkimi drobiazgami.Jeśli o mnie chodzi, dokonał doskonałego wyboru.Serce zabiło jej szybciej.Popatrzyła na kieliszek, aby uniknąć jego spojrzenia.- Claudia w to nie wierzy - szepnęła.Nie mogła się powstrzymać, żeby nie dodać: - I nie mogę jej za to winić.- Jestem otoczony podejrzliwymi kobietami.To mój problem - odparł.- Mówiłem ci, że nie musisz się nią przejmować.- Mówiłeś tak również wcześniej, lecz jedynym tego rezultatem jest wyrzucenie mnie z pracy.- Wiem, ale nie zamierzam już wyjeżdżać przez resztę lata.Claudia nie będzie więc robić ci trudności.- Przerwał i dopił swoją brandy.- A nawet gdyby, to pozostaje jeszcze mój ostatni atut - rzekł niejasno.- Jeśli będziesz mieć jakieś kłopoty, to przyjdź do mnie, dobrze?Domyśliła się, że jego ostatnim atutem jest małżeństwo.Mogła sobie wyobrazić, jak niechętnie wstąpiłby w szeregi mężów.Wysunął stopy spod pyska psa i wstał.- Sprawdzę, czy pada.Nie mogła uwierzyć, że był to ten sam mężczyzna, który ją dręczył.i całował.Był taki spokojny.Mimo to pokuśtykała do części kuchennej, by umyć kieliszki i nie dawać mu okazji do przedłużania wizyty.- Przejaśniło się, więc obrazom nic nie będzie - rzekł.- Poradzisz sobie?- Tak, już wszystko w porządku.Dziękuję, byłeś bardzo miły.- Obawiam się, że ten dzień urodzin nie był zachwycający - rzekł, zakładając marynarkę.- Ależ nie.Był milszy, niż mogłam się spodziewać.Spojrzał na nią uważnie, lecz nic nie powiedział.Odchodząc rzucił przez ramię:- Myślę, że ucieszy cię wiadomość, że zarezerwowałem wieczór dla duetu twego chłopaka.Jego uszczypliwa aluzja do Trisa bynajmniej jej nie ucieszyła.Tęskniła przecież za tym, by wziął ją w ramiona.Wiedziała jednak, że powinna być zadowolona z tego, że traktuje ją jak pracownika.Czyż nie tego cały czas pragnęła? Poza tym spędziła wieczór na opowiadniu Trisowi, jak bardzo ma dość Garricka.Czy Tris mógł mu powiedzieć: „Ręce przy sobie, ona jest moja”? Nawet jeśli tak było, nie mogła sobie tego wyobrazić.Poza tym dostał przecież angaż dla duetu.A jednak stosunek Garricka do niej bardzo się ostatnio zmienił.Zwłaszcza od chwili, kiedy zastał ją i Trisa razem.Jednak wszystko wskazywało na to, że to nie on spowodował przyjęcie jej do pracy.Potem zauważyła kopertę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|