[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale nie stoi obok mnie.Jezeli to prawda, ze ludzie patrza na swiat z miejsca, w ktorym stoja, Kellhus stal znacznie wyzej od niego.Ale czy wyzej takze od jego osadu?Tez pytanie! Trzeba sie napic.Pogrzebal w podroznym worku, ktory jedyny dotrzymywal mu towarzystwa przy ognisku, i wyjal z niego schemat, narysowany - jakze dawno temu! - podczas podrozy z Sumny do Momemn.Nachylil go do swiatla, zamrugal, zeby przegnac mgle sprzed oczu.Wszystkie wypisane na czarno nazwy i imiona byly ze soba polaczone.Wszystkie poza jednym.ANASURIMBOR KELLHUS Relacje.Tak jak w arytmetyce albo logice wszystko sprowadzalo sie do relacji.Achamian nakreslil te, ktorych istnienia byl pewien - na przyklad te laczaca Rade z cesarzem, a takze te, ktorych obecnosci spodziewal sie lub obawial, tak jak w wypadku Maithaneta i Inraua.Nakreslone atramentem linie: jedna symbolizowala infiltracje dworu cesarskiego przez Rade, druga morderstwo Inraua, trzecia wojne Szkarlatnych Wiezyc z cishaurimami, czwarta odzyskanie Shimehu przez swieta wojne - i tak dalej.Linie oznaczajace zwiazki.Chudy, czarny szkielet.Gdzie bylo w nim miejsce dla Kellhusa? Gdzie?Parsknal smiechem.Mial ochote cisnac skrawek pergaminu w ogien.Dym.Czy tak wygladaly te relacje? Zamiast atramentowych kresek - smuzki dymu; trudno je dostrzec, nie sposob ich uchwycic.Czy nie w tym lezalo sedno problemu? Sedno wszelkich problemow?Wstal chwiejnie i schylil sie po worek.Znow kusilo go, zeby wyrzucic schemat do ogniska, ale przemyslal sprawe - jak przystalo na czlowieka, ktory po pijanemu popelnil juz niejeden blad - i wepchnal go miedzy rzeczy.Z workiem na jednym i buklakiem Xinemusa na drugim ramieniu zaglebil sie w mrok, potykajac sie i chichoczac.Dym.rak, dym mi dobrze zrobi.Haszysz.Czemu nie? Koniec swiata byl przeciez tuz-tuz.***Kiedy slonce skrylo sie za stokami Unarasu, ogniska zmienily sie z jasnych punkcikow w kregi swiatla, az w koncu cale obozowisko upodobnilo sie do morza zlotych monet rozrzuconych na czarnym aksamicie.Conriyanie, ktorzy przybyli najwczesniej, rozbili oboz na stokach tuz ponizej Asgilioch, gdzie mieli najblizej do wody.Dlatego tez Achamian szedl w dol, coraz nizej i nizej, jakby schodzil w glab pograzonego w chaosie swiata podziemnego.Szedl chwiejnym krokiem, zagladajac w ciemne przejscia miedzy namiotami.Mijal wielu ludzi: rozbawionych zolnierzy wloczacych sie od obozu do obozu, pijaczkow szukajacych latryny, niewolnikow, natknal sie nawet na kaplana Gilgaola, ktory zawodzac modlitwy, wywijal w powietrzu uwiazanym na rzemieniu truchlem jastrzebia.Czasem zwalnial kroku, wpatrywal sie w poczerwieniale twarze ludzi przy ogniskach, smial sie z ich zartow i podzielal zatroskanie; patrzyl i sluchal, jak pusza sie i chelpia, jak bija sie piesciami w piersi i rzucaja wyzwanie gorom.Wkrotce runa na pogan jak nawalnica.Wkrotce zmierza sie ze znienawidzonym wrogiem.-Bog spalil nasze okrety! - ryczal polnagi Galeoth, najpierw po sheyicku, potem w swojej ojczystej mowie: - Wossen het Votta grefearsa!Od czasu do czasu Achamian zatrzymywal sie i ogladal za siebie.Stary nawyk.Po dluzszej wedrowce poczul sie zmeczony, a na dodatek konczylo mu sie wino.Zaufal pani losu, Anagke, ze zaprowadzi go do markietanek - przeciez nie bez powodu nazywano ja dziwka.Ale jak zwykle wyprowadzila go na manowce, kurwa jedna.Postanowil szukac wskazowek przy ognisku.-Zle trafiles, przyjacielu - poinformowal go jakis bezzebny staruszek.- Tu tylko muly sie parza.Muly i woly.-I bardzo dobrze.- Achamian zlapal sie za krocze jak urodzony Tydonn.- Moj rozmiar.Staruszek i jego kompani wybuchneli smiechem.Achamian mrugnal i napil sie z buklaka.-W takim razie tedy, smialo! - zawolal od ogniska jakis zartownis, wskazujac w mrok za plecami.- Obys mial wystarczajaco duzy zad.Achamian parsknal, zgial sie wpol i wino pocieklo mu z nosa.Zakrztusil sie rozpaczliwie, wzbudzil ogolna wesolosc i zostal goscinnie przyjety przy ognisku.Jako doswiadczony podroznik przywykl do zolnierskiej kompanii i przez jakis czas swietnie czul sie w towarzystwie wojakow, z ich winem i swoja anonimowoscia.Kiedy jednak zaczeli zadawac zbyt dociekliwe pytania, podziekowal za goscine i poszedl sobie.Jego uwage zwrocilo dudnienie bebnow [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.