[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.No? Na co czekasz? Przecież tego chcesz.FionaSkoro wyrzucił wibratory do śmieci, może przynajmniej zrobić mi dobrze językiem.Ale to dla niego tak niezwykłe, że wydaje się częścią snu.NickWciąż jestem wstrząśnięty tym, jak bardzo byłem zazdrosny o tego żołdaka.Teraz już rozumiem, dlaczego niektórzy mogą w tym stanie zabić.FionaWczuwam się w rytm ruchów jego języka i przypomina mi się rymowanka tej śmiesznej rudej kobiety: „Krzyżuję trzewiki w literę »T«, aby mój luby widział tylko mnie".Raz delikatnie, raz mocno.Delikatnie i mocno.Jeśli nie przestanie, chyba zemdleję.NickTo nie sen.To musi dziać się naprawdę.Inaczej nie wbijałaby mi tak mocno paznokci w plecy.Poza tym wszystko jest tak, jak było.Budzik przy łóżku.Nagie okna.Okruszki krokietów na talerzu.FionaWystarczy tylko, że pomyślę o tym żołnierzu i prawie odlatuję.Czy to zdrada? Czy wolno mi myśleć o biednym żołnierzyku, który tak bardzo mnie pragnie?NickWiem, że jeśli opowiem jej moje sny, przestanie nad sobą panować i od razu dojdzie.Ale w sumie.czemu nie?FionaOpowiada mi swoje sny - sęk w tym, że są również moje.Zapomniałam już, jak zmysłowy ma głos, jaki niski i poważny.Głos doskonały dla historyka.Z palcem na koralowym guziczku mogę słuchać go godzinami.NickMało jest większych przyjemności niż bezsensowny seks z ukochaną.Czy to ja, czy Boswell? A może Pepys? Z jej ciałem już skończyłem.Teraz pora na umysł.FionaOpowiada mi o tym śniadym mężczyźnie z olbrzymim członkiem, który trząsł się przy oknie od rózeg pokojówki.Potem o jasnowłosej pokojówce z palcami w śmietanie.A jeszcze potem coś mi pokazuje.Znalazł moje wibratory pod prześcieradłem.Starą, wierną Wenus i Kupidyna.Zastanawiałam się, co się z nimi stało.NickMusiała schować je w kominku.Albo pies włóczył je po całym lesie.Bo są prawie nie do rozpoznania, ciemne, jakby nadpalone i brudne.Ten fioletowy zupełnie sczerniał.A ten drugi jest tak zużyty, że w ogóle nie przypomina wibratora.Wyglądają tak, jakby zrobiono je.W każdym razie nie z plastiku.Jakby ktoś cofnął je w czasie.FionaCzy to możliwe, że obydwoje mieliśmy te same sny? A może dzieliliśmy je z każdym, kto mieszkał kiedyś w tym domu? Muszę spytać o to Nicka.Jeśli w ogóle zechce nam się o tym gadać.HARRIET PETERSPawFlanner twierdzi, że każdy mężczyzna ma prawo do jednej zachcianki.Zachcianką mojego męża jest paw.- Głupie, stare ptaszydło - mruczę, gdy ściąga mi bluzkę z ramion.- Nie składa jaj.Nawet nie gdacze, tylko od czasu do czasu krzyczy.Po co komu taki wypłosz?W takich sprawach Flanner lubi brać stronę mojego męża.Ma wtedy mniejsze wyrzuty sumienia, że gzi się z jego żoną.- Mary - mówi.- Nie wszystko musi być po coś.Nie rozpinając wszystkich guzików, zsuwa mi bluzkęi odsłania piersi.Mam unieruchomione ręce, więc wyjmuje je delikatnie ze stanika, pochyla głowę i powoli całuje sutki, ssie je, aż zaczynają sterczeć.- Na przykład to.- Podnosi głowę.- Czy to jest po coś? Fakt.Flanner to nasz majster do wszystkiego, złotarączka.Zatrudniliśmy go do naprawy przeciekającej wieży ciśnień.Miał dostać pieniądze dopiero po skończonej robocie, i to ledwie kilka dolarów.Mój mąż haruje jak wół, wstaje o świcie i nie wypiwszy nawet kubka klawy, od razu idzie do obory.A ja? Oprócz Flannera, który przychodzi do nas tylko raz na jakiś czas, nie mamy do pomocy nikogo innego, dlatego cały dom, kury, warzywniak, zielnik (dzięki któremu co sobotę przywożę z targu trochę grosza), pranie, gotowanie.wszystko to spada na mnie.Jako młoda dziewczyna miałam piękne ręce.No i jest jeszcze paw, smukły, parszywy paw, który siedzi na płocie i nie chce nawet rozłożyć ogona.Czasem widzę, jak mąż patrzy na niego z tępą, wygłodniałą miną, jakby chciał zrzucić go stamtąd siłą woli.Paw należy do niego, a Flanner do mnie.Jest moim kaprysem.Lubię, kiedy mnie rżnie, ostro i tak po prostu, kiedy, opierając się tyłkiem o kredens, widzę nasze odbicie w lustrze na komodzie dokładnie naprzeciwko: jego twarz ukrytą w zagłębieniu mojego ramienia, moją rękę w jego włosach z tyłu głowy, jego biodra opasane moimi grubymi nogami.Kiedy zadziera wysoko głowę i zaczyna dźgać mnie ze wszystkich sił, obserwuję jego twarz: widzę wtedy, jak przestaje nad sobą panować, jak zatraciwszy się w jego podnieceniu, przestaję panować nad sobą ja, i żałuję, że nie ma tu wszystkich mieszkańców Indigo w Dakocie Południowej, że na nas nie patrzą, nie widzą, jacy jesteśmy piękni.Zaczęło się to miesiąc temu.Mąż zatrudnił go na targu.Czasem musi nam pomagać ktoś taki jak on, bo bywa, że w obejściu psuje się tyle rzeczy naraz, że jeden człowiek sobie nie poradzi.Nigdy z niczym nie nadążamy, Abel i ja.Drzwi naszej stodoły zawsze zwisają z zawiasów, płoty zawsze są krzywe - tak samo w domu.Żebym nie wiem jak często zamiatała pył nawiany z prerii przez wiatr, żebym nie wiem jak często bieliła zlew, brud życia okrywa nas jak gruby koc.Tak samo czułam się i wtedy.Przestałam spoglądać w lustro, ale wiedziałam, że na moich skroniach pojawiły się siwe pasemka.Jak to możliwe? - myślałam.Tak szybko, w dodatku bez dzieci? To ostatnie można łatwo wyjaśnić.Od nocy poślubnej mój mąż ani razu mnie nie dotknął.Musiałam widzieć Flannera już wcześniej, pewnie gdzieś w mieście, ale przyjrzałam mu się dokładniej dopiero wtedy, kiedy do nas przyszedł.Przysadzisty, potężnie zbudowany i trochę niższy ode mnie, miał duży, haczykowaty nos i małe, ciemne oczy, tak że wyglądałtrochę jak jastrząb.Coś było nie tak z jego twarzą, chociaż trudno powiedzieć co.I nigdy się nie uśmiechał.- Pani Hanson - powiedział i skinął na powitanie głową.Wskazałam ścierką stodołę.- Mąż jest tam [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|