[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był tam cały tłum ludzi.Amfiteatr zbudowano w Plaża, „na zewnątrz”.W wąskim łuku otaczającym wdzięcznie ukształtowaną muszlę ustawiono nad sceną równy tysiąc foteli.Mimo trójwymiarowych filmów i programów VR, prawie nie-dających się odróżnić od rzeczywistości, ludzie nadal chodzili na przedstawienia.Może dlatego, że jesteśmy ssakami, pomyślała Cardenas.Tęsknimy do ciepła innych ssaków.Tacy się rodzimy i tacy już jesteśmy.Jaszczurki mają lepiej.Był jeden konkretny ssak, z którym chciała się zobaczyć Cardenas: George Ambrose.Tego ranka zadzwoniła do biura Astro, ale zgłosiła się tylko poczta.Oddzwonił późnym popołudniem.Kiedy powiedziała, że musi z nim porozmawiać jak najszybciej, osobiście i najlepiej w miejscu publicznym, George podrapał się po grubej, czerwonej brodzie i zaproponował teatr.–Idę z dziewczyną do teatru – oznajmił radośnie – ale możemy się spotkać w przerwie i chwilę pogadać.Cardenas szybko wyraziła zgodę.Dopiero potem spytała, co grają w teatrze.George westchnął ciężko.–Jakąś pieprzoną tragedię grecką.Moja dziewczyna ma bzika na punkcie klasyki.Najczęściej wszystkie miejsca w teatrze były wysprzeda-ne, bez względu na to, jaką sztukę grano.Zanim jeszcze zaczął się przełom cieplarniany, a turystyka w Selene wspaniale się rozwijała, rząd Selene zapraszał na Księżyc światowej klasy orkiestry symfoniczne, zespoły taneczne, grupy teatralne.Teraz w większości przedstawień grali miejscowi utalentowani amatorzy.„Medeę” wystawiała grupa Alphonsus Players z Selene.Cardenas byłaby bardzo zdziwiona, gdyby to miało dla niej jakiekolwiek znaczenie.Teatr był jednak pełen.Tylko wyjątkowy status Cardenas w Selene pozwolił jej zdobyć bilet, a i tak sprawa musiała się oprzeć o Douga Stavengera – po prostu oddał jej własny.Podczas pierwszej połowy przedstawienia prawie nie patrzyła na scenę.Siedząc w czwartym rzędzie obok przejścia, Cardenas spędziła większość czasu, wpatrując się w tłum i szukając rudej, potarganej czupryny George’a Ambrose’a.Gdy skończył się pierwszy akt, Kris wmieszała się w wolno przemieszczający się tłum, który rozmawiał o sztuce i przedstawieniu.Cardenas poczuła zdziwienie na widok takiej liczby siwych głów pośród widzów.Selene się starzeje, pomyślała.I bardzo mało ludzi korzysta z nanobotów czy terapii, które mogą to powstrzymać.Wreszcie dojrzała George’a, z jego ognistą czupryną i szerokimi ramionami wystającymi z tłumu.Za ostatnim rzędem siedzeń większość tłumu rozproszyła się wokół kramów rozproszonych wśród kwitnącej zieleni Plaży.W tłumie krążył wolno robot-sprzątacz, wypatrując śmieci.George stał przy barze, otoczony tłumem gości.Cardenas cofnęła się, czekając aż kupi swojego drinka i przedrze się przez tłum.Kiedy wreszcie mu się udało, w jednej ręce trzymał plastikowy kufel z logo Selene, a drugą – szczupłą, rudą dziewczynę o ciemnych oczach.Była ładna, jak na tak chudą osobę, pomyślała Cardenas.Zgrabne nogi.Drink w jej dłoni był o wiele mniejszy niż ten u George’a.Wielki George dostrzegł Cardenas, zostawił swoją dziewczynę przy kwitnącym hibiskusie i podszedł do Kris.–Doktor Cardenas – rzekł, kiwając uprzejmie głową.– Co mogę dla pani zrobić?–Muszę przekazać wiadomość Danowi Randolphowi – powiedziała.– I to jak najszybciej.–Nie ma sprawy.Proszę wpaść do biura jutro rano albo dziś po przedstawieniu, jeśli pani woli.–Czy jest jakaś możliwość, żebym porozmawiała z Danem, nie przychodząc do biura? Chyba mnie śledzą.George wyglądał bardziej na zdziwionego niż zaniepokojonego.–Mogłaby pani do mnie zadzwonić, a ja zestawię połączenie radiowe.Pociągnął łyk ze swojego kufla.–Możemy to zrobić dziś wieczorem?–Pewnie.Nawet teraz, jeśli pani chce.Możemy dać sobie spokój z tym przedstawieniem.Straszne nudy, nie sądzi pani?–Nie, teraz nie – odparła.– Zwrócilibyśmy na siebie uwagę.Po przedstawieniu wpadnę do kogoś znajomego i stamtąd zadzwonię.Po raz pierwszy na twarzy George’a odmalowało się zatroskanie.–Bo się pani, prawda?–Sądzę, że życie Dana jest w niebezpieczeństwie.–Chce pani powiedzieć, że ktoś próbuje go zabić?–Humphries.Twarz George’a stężała.–Jest pani pewna?–Raczej tak.–Na tyle pewna, żeby ostrzec Dana? Z bezpiecznego miejsca, gdzie telefon nie będzie na podsłuchu?–Tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.