[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Ale właśnie dlatego cię sprowadził.– Głupstwo.Nie myśl o mnie, Joshuo.Pomyśl o Benie.To on się liczy.On będzie cierpiał, jeśli straci ojca.– Stanęła przed nim.– Chcę, żebyś dowiedział się jako pierwszy: rozstajemy się, ja i George.Kiedy tylko skończy się ten kryzys.To go zmartwiło i nie ukrywał swych uczuć.– To smutne, Agnes.Przecież to nie wina George’a, że trafił w sam środek największego ostatnio kryzysu na Długiej Ziemi.Nie jego, pomyślał; jeśli to już czyjaś wina, to Sally Linsay, która Lobsanga tu sprowadziła.Na swój sposób, subtelnie, niebezpośrednio, improwizując, Sally stawała się być może główną postacią w całej tej sytuacji.Spojrzał na Agnes.– Co zrobisz? Wrócisz do Madison?– Nie sądzę.Znajdę może nowe miejsce do osiedlenia, dom do zbudowania.Będę matką dla Bena.W tej chwili nie pragnę niczego więcej.– Mówiłaś, że jestem pierwszym, który się dowiedział.To znaczy, że George jeszcze nie wie?– Ponieważ zdecydowałam się przed chwilą.nie, jeszcze nie.Daj mi szansę, by samej mu to powiedzieć.– Znam cię, Agnes – powiedział Joshua.– Znam cię dość dobrze i wiem, że nie ma sensu cię przekonywać, byś to sobie jeszcze przemyślała.Bo i tak nie zmienisz zdania, prawda?– Nigdy dotąd nie widziałam takiej potrzeby.I nie zamierzam tego robić teraz.Stała jeszcze przez chwilę, jakby nie chciała rozstawać się z Joshuą.A potem uśmiechnęła się smutnie i wyszła z galerii.ROZDZIAŁ 47Joshui nie udało się już zasnąć podczas tej krótkiej „nocy”.Umył się, ogolił, wmusił w siebie jakieś śniadanie.Czuł się trochę otępiały, kiedy o nagłym poranku znowu zjawił się w galerii.Dwójka Następnych już tam była, jak również Irwinowie i Agnes, trochę skrępowana między Lobsangiem i George’em.Po chwili zjawiła się też Margarita Jha.Brakowało tylko Sally, co było dla niej typowe.Może jednak znalazła sposób, żeby przekroczyć z pokładu.Joshua zastanawiał się też, czy Agnes przekazała już wieści George’owi.Może nie.Najwyraźniej jednak George był w swoim żywiole, ramię w ramię z Następnymi, w obliczu poważnego kryzysu.Agnes pewnie łaskawie pozwalała mu się cieszyć chwilą tryumfu.Wyjrzał na dół i przekonał się, że twain dotarł do pierwszego celu.Krajobraz w dole pamiętał ze swojej pierwszej wizyty tutaj, z Lobsangiem.Tam widział profil Long Island, tam spieniony ocean.a tam ten gigantyczny wiadukt zbudowany przez żuki, tak jak poprzednio przecinający ląd i biegnący w morze.Zjawił się Ken Bowring w ciemnych okularach.– Niezły widok, panie Valienté, prawda? George Abrahams opowiadał o tej wyprawie, jaką razem odbyliście, pokazywał zapisy.Wiele się zmieniło?– Jeśli widział pan zdjęcia, to sam pan wie.Poprzednio na Long Island rósł jeszcze jakiś las.Teraz.Teraz wyspa była nagą skałą.Joshua wyobraził sobie ogromne fale uderzające o przybrzeżne rejony, zabijające wszelkie żywe stworzenia, zdzierające powłokę roślinności, nawet warstwę gleby.Sam wiadukt jednak się nie zmienił.Pojawiło się za to coś nowego: jakieś koliste zagłębienie bezpośrednio pod nim, jakby krater.Ziemia wewnątrz lśniła jak szkło.Bowring ponuro patrzył w dół.– Dobrze się pan czuje? – spytał Joshua.Bowring uśmiechnął się z przymusem.– O jeden koktajl za dużo wczoraj u kapitana.Do diabła, to ledwie parę godzin temu.Te piekielne noce są za krótkie, żeby odespać imprezę.Ale to.Machnął ręką, wskazując pejzaż w dole.Nie musiał mówić głośno: przytłaczający.– Rozumiem – zapewnił Joshua.– Ale co to za nowa blizna? To koliste wgłębienie?– Też chciałam o to spytać – powiedziała Marina Irwin.– Marino, pytałaś wczoraj, czy staramy się coś zrobić w tej sytuacji – odparł Bowring.– No więc próbowaliśmy.Naukowo, staraliśmy się studiować te żuki, porozumieć się z nimi.– Szukając broni, której można by przeciw nim użyć – domyślił się Joshua.– Kiedy strzelić do któregoś z karabinu – odparł bez ogródek Bowring – kula zwyczajnie odbija się od tej skorupy.Albo żuk ją absorbuje i staje się trochę mocniejszy.– Wiem, że brzmi to brutalnie – wtrąciła Jha – ale nasi dowódcy mieli chyba nadzieję, że znajdziemy jakąś broń biologiczną.Jak dotąd nie trafiliśmy na nic skutecznego.Poza tym to są cyborgi, połączenie życia z maszyną; nawet jeśli zaatakujemy część biologiczną, nie wiemy, czy je to rzeczywiście powstrzyma.– A ten krater w dole? – przypomniał George.– Kiedy nie udało nam się ruszyć samych żuków – mówiła Jha – spróbowaliśmy zaatakować ich dzieła.Te wiadukty.Sprawdziliśmy mnóstwo metod burzących.– Do rzeczy – przerwał jej Irwin.– Użyliście ładunku jądrowego, tak?Jha przytaknęła.– Pocisk taktyczny.Energia tylko parę razy większa od bomby z Hiroszimy.No więc rozcięliśmy ten wiadukt.Dokładnie tam, gdzie widzicie ten lej.Tamtej nocy urządziliśmy imprezę na pokładzie.– Tylko że w ciągu czterdziestu ośmiu godzin te piekielne żuki wszystko odbudowały – dokończył Bowring.– Jak widzicie.Robale w punkcie zero pewnie zginęły.Ale dla tych innych opad radioaktywny i promieniowanie to wyraźnie żaden problem.O ile możemy stwierdzić, cała ta sprawa w ogóle nie wpłynęła na proces przyspieszania obrotu planety.– Ponuro spoglądał na wiadukt.– Musicie pamiętać, że te konstrukcje opasują całą planetę.Pocisków jądrowych nam nie brakuje, nawet takich zbudowanych z materiałów możliwych do wykrocznego transportu.– Skrzywił się.– Na wypadek, gdybyśmy musieli prowadzić wojnę jądrową na Długiej Ziemi.I może wspólnymi siłami zdołalibyśmy jakoś rozwalić im to wszystko, jakoś je spowolnić.Ale za jaką cenę? Na dodatek ta Ziemia zmieniłaby się w nuklearną pustynię.A i tak nie udałoby się wyeliminować wszystkich żuków.Marina była przerażona.– Nie potrafimy ich powstrzymać.– Nie na tym świecie, to prawda – przyznała Jha.– Zwyczajnie ignorują wszystko, czym próbowaliśmy je zaatakować, tak jak wcześniej ignorowały każdą próbę kontaktu.– Czy to znaczy, że zwyczajnie się poddamy?Stella Welch, kobieta z Następnych, zamieniła z Marvinem kilka zdań w szybkomowie i wystąpiła naprzód.– Nadszedł czas, byśmy byli wobec was otwarci.Wezwaliście nas, żebyśmy pomogli, i to było rozsądne posunięcie.Tak, Marino, musimy im oddać ten świat.Nie potrafimy zniszczyć żuków.Ale musimy obronić przed nimi resztę Długiej Ziemi.Ryzyko, że się rozprzestrzenią, jest bardzo duże.– To tylko gadanie – odparła Marina, niespokojna i zagniewana.– Co możemy zrobić?– Uważamy, że jest pewien sposób – odpowiedziała Welch [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|