[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Alice podkasała spódnicę i pomknęła po schodach na górę, do swej sypialni.Szybko i sprawnie spakowała do torby kilka rzeczy niezbędnych na noc, po czym, zdjąwszy fartuch i domową sukienkę, przebrała się w elegancki strój podróżny z cienkiego granatowego sukna.Rękawy były długie, z niewielką bufką u góry, a dalej obcisłe, spódnica zaś bardzo ładnie wykończona u dołu cienką wstążeczką.Zanim Alice stanęła przed lustrem, starannie zapięła zakończony stójką stanik na wszystkie guziki, choć ręce lekko jej drżały.Prawdę mówiąc, po raz pierwszy wybierała się w podróż sama, a tajemniczy uwodziciel Caro wydawał się dość groźny.Na pewno mu się nie spodoba, gdy jakaś obca baba zjawi się w Revell Court, by wyrwać mu z ramion kochankę.Alice nie odznaczała się zbytnią odwagą, ale dla Harry'ego gotowa była zadrzeć z samym diabłem!Naciągając skromne białe rękawiczki, zmierzyła twardym spojrzeniem swe odbicie w lustrze i wyprostowała się, gotowa do boju.Póki możesz, lady Glenwood, ciesz się swoją ostatnią eskapadą! Następnych nie będzie.A panu, milordzie, czy zwiesz się Lucien, czy Lucyfer, czy jeszcze inaczej, zapowiadam: będziesz miał ze mną ciężką przeprawę! Rzuciwszy to wyzwanie, chwyciła torbę podróżną i opuściła pokój pewnym krokiem.Rozdział 2Jakieś tysiąc godzin później (tak się jej przynajmniej zdawało) Alice siedziała pełna napięcia w podskakującym na wybojach powozie, trzymając się kurczowo skórzanej pętli, by utrzymać równowagę.Ani rusz nie mogli dotrzeć do celu.Pełną wertepów, krętą drogę przez wrzosowiska oświetlał im księżyc w pełni.Niezbyt godny zaufania przewodnik, jak jeden z londyńskich urwisów, gotowych za parę groszy odprowadzić spóźnionego przechodnia bezpiecznie do domu.albo przekazać zaprzyjaźnionym rzezimieszkom.Alice coraz to wyglądała niespokojnie to przez jedno, to znów drugie okno powozu przekonana, że zaraz wszyscy troje - ona i dwójka służących - zostaną napadnięci na tym odludziu przez rozbójników.Zagubili się beznadziejnie na górzystym terenie Mendip Hills, z dala od wszelkich oznak cywilizacji.To pięli się po stromych zboczach porośniętych dębami i bukami, to - jak w tej chwili - przemierzali kamieniste, smagane wichrem wrzosowiska albo znów zjeżdżali w dół po urwistym stoku, zapuszczali w gardziel jakiegoś wąwozu.I tak bez przerwy: w górę i w dół, w górę i w dół! Utrudzone konie coraz częściej się potykały.Unosząca się w nocnym powietrzu lepka, zimna mgiełka dławiła podróżnych.A w dodatku nie mieli pojęcia, kiedy to się wreszcie skończy.Alice była pewna tylko jednego: jak tylko dotrą do celu, urwie bratowej głowę!Wymieniły spojrzenia z przestraszoną pokojówką Nellie, ale żadna z nich nie wypowiedziała na głos tego, o czym obie myślały: trzeba było przenocować w Bath! Alice nabrała podejrzeń, że kierownik sali w eleganckiej pijalni wód, gdzie zatrzymali się na herbatę, okłamał ją z rozmysłem, twierdząc, że mają do Revell Court całkiem blisko: głupie dwadzieścia cztery kilometry na południowy zachód od Bath.Odniosła wrażenie, że uśmiechnął się pogardliwie, gdy spytała o drogę do posiadłości lorda Luciena.Ponieważ sprawa była niecierpiąca zwłoki i wierzyli, że pokonają tę odległość w ciągu dwóch godzin, wszyscy troje (Nellie, Mitchell i ona) uznali, że trzeba jechać dalej, choć jesienne słońce już zaszło.Teraz, gdy noc stawała się z minuty na minutę coraz czarniejsza, Alice uprzytomniła sobie, że jeśli w ogóle dotrą do Revell Court, będą musieli skorzystać z gościny Luciena Knighta.o ile zechce im jej udzielić! Kto wie, czego można się spodziewać po człowieku, który uwiódł wybrankę swego brata? Alice modliła się w duszy, by nie okazał się aż takim draniem, by wyrzucić za drzwi zdrożonych podróżników w środku nocy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|