[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wylądował i podbiegł do Franceski, kiedy próbowała uwolnić się z magicznych więzów.Choć olej płonący na odległej ścianie zaczynał przygasać, wciąż jeszcze widziała twarz Cyrusa.Miał podciągniętą chustę i szeroko otwarte brązowe oczy.- Odczarowałaś zdanie wokół mojego serca? - Wziął ją za rękę.- Do diaska, przepraszam, że ci nie powiedziałam.Ale teraz nie mamy na to czasu.Rozmawiałam z Nikodemusen! i powiedział…- Jeśli Nikodemus chce rozmawiać - przerwał jej Cyrus - może to zrobić, gdy nie będziemy ocenzurowani i związani magią.- Pociągnął ją w stronę dziury w murach świątyni.Rozpalone przez niego płomienie przygasały, rzucane przez nie cienie robiły się coraz dłuższe.- Nie rozumiesz, Cyrusie… - Słowa Franceski przeszły w krzyk.Cyrus nadepnął na cień i z mroku natychmiast wyrosły umięśnione ręce, które owinęły się wokół głowy i piersi mężczyzny, wciągając go w cień.Francesca krzyknęła ponownie i odskoczyła od wydłużającego się cienia.Jednak płomienie prawie już zgasły.Odwróciła się, ale wszędzie widziała tylko ciemność.Poczuła mrowienie w dłoniach, jej oddech przyspieszył niepokojąco.- Nikodemus! Nie musisz tego robić! Nikodemus! - Przerażona, zaczęła naprędce pisać akapity numenosowego świetlika.Gdy tylko skończyła czar, rzuciła go w górę.Krótki tekst zamigotał, zwijając się wokół siebie tak szybko, że zaczął emitować światło.Jednak ledwie akapit?aczął świecić, coś roztrzaskało go w złote runy.Rzuciła w powietrze kolejnego świetlika, ale ten też został rozbity.Nikodemus lub jego uczniowie odczarowywali jej świetliste teksty równie szybko, jak je pisała.- Możemy porozmawiać, Nikodemusie!Żadnej odpowiedzi.Płomienie rozbłysły po raz ostatni i zgasły.Francesca krzyknęła, gdy otoczyła ją całkowita ciemność.Początkowo Cyrus walczył z magicznymi więzami, ale został oślepiony, ogłuszony i ocenzurowany.Próbował krzyczeć, lecz jego usta zostały zamknięte.Przestał walczyć.Buzowała w nim złość.Jak mógł być tak głupi? Uzbroił się w butelkę oleju do lamp przeciwko niebieskoskórym potworom i obcej magii.Ale musiał spróbować.Nie mógł zostawić Franceski ani na ślepo wejść w ciemność.Nagle odzyskał słuch, a więzy wokół jego nóg znikły.Silne dłonie chwyciły jego wciąż związane magicznie ręce.Potem odzyskał wzrok i coś zmusiło go do spojrzenia w górę.Potrzebował chwili, by zrozumieć, że patrzy na plamy późnowieczornego nieba przez dziurawą kopułę świątyni.Po niebie przemknął czarny kwadrat, na chwilę zasłaniając pojedyncze gwiazdy.Cyrus uświadomił sobie, że to lotnia przelatująca nisko nad świątynią.- Walczysz z koboldami jak amator.- Z ciemności dało się słyszeć męski głos, niewątpliwie należący do Nikodemusa Weala.- wpadasz do kryjówki skóropisów, mając zaledwie odrobinę ognia i czary w swoich szatach.To sugeruje, że albo nie masz pojęcia o naszej walce z Tajfonem, albo jesteś totalnym ignorantem.Masz jakieś pięć zdań, by mnie przekonać, że prawdą jest to drugie.Inaczej poderżnę ci gardło i zostawię ciało, by znaleźli je inni wyznawcy demonów.Z ust Cyrusa zniknął tekstowy knebel.Nad świątynią krążyła teraz druga ciemna lotnia.- Jestem nowym strażnikiem powietrza Avel - powiedział najspokojniej, jak potrafił.- Przybyłem tu zaledwie czternaście dni temu.Aż do dzisiaj nie słyszałem o demonie w Avel ani o napięciach między Całą i Celeste.Deirdre powiedziała, że demon sprowadził mnie tu jako zasłonę.- Nie przekonałeś mnie.Masz jeszcze dwie szanse.- Ale co jeszcze mogę… - Cyrus zamilkł, gdy jego szyi dotknęło coś ostrego.- Ostatnia szansa.- Demon sprowadził mnie tu, żeby ukryć szykującą się rebelię - powiedział szybko.- Jeśli są tu jacyś hierofanci wyznający demony, zostali przede mną ukryci.Jeśli mnie teraz znajdą, równie dobrze mógłbym nie żyć.Nie jestem twoim wrogiem, przysięgam na imię Stwórcy.Z góry dał się słyszeć świst nisko przelatujących lotni.- Albo mówisz szczerze, pilocie - sapnął Nikodemus - albo świetny z ciebie kłamca.Więzy na głowie i szyi Cyrusa się rozluźniły.W końcu mógł się rozejrzeć.Obok niego w ciemności stały dwie postacie.Jedna miała proporcje wysokiego, szczupłego człowieka, druga była niższa, z ramionami zbyt szerokimi jak na ludzką budowę.- Ci piloci w górze - powiedziała postać, która zapewne była Nikodemusen! - ty ich tu ściągnąłeś?- Widziałem lotnię nad nocnym targiem, gdy kupowałem olej do lampy.Myślałem, że zrobił sobie przerwę od patrolowania murów.- Raczej to Deirdre wysłała pilotów na poszukiwanie waszej dwójki na wypadek, gdybyście nas odnaleźli.- Nikodemus sapnął.- Musieli widzieć, jak odlatywałeś z targu.No dobrze, pilocie, jeśli chcesz zostać przy życiu, nie narażaj mnie ani moich koboldów.Zrozumiano?- Gdzie jest Francesca?- Tutaj - odezwała się chrapliwie gdzieś za jego plecami.Cyrus się obejrzał, ale zobaczy! tylko cień.- Upodtekstowiona, tak jak ty.- Dopiero teraz Cyrus spojrzą! w dó! i zobaczył, że jest pokryty niemal namacalną czernią.Najwyraźniej proza pisana przez tego człowieka potrafiła odchylać światło równie dobrze, jak czary magów.W ich stronę zbliżała się kolejna ciemna postać.Nikodemus podszedł do niej i rozmawiali chwilę w języku, w którym zapewne porozumiewały się koboldy.- Już tu są - wyszeptał Nikodemus, gdy postać się oddaliła.- Magistrze, idź z Żyłą.Francesca i Cyrus, zostaniecie tutaj, przy koboldzie.Wypuścimy z tylu sobowtóry, a sami uciekniemy przodem.- Kobold za Cyrusem chyba się sprzeciwił, bo Niko powiedział stanowczo: - Nie.Nie, Żyła, mówiłem ci już.Szum też ci powiedział, że… - przeszedł na język koboldów i po chwili wszyscy ruszyli z miejsc.Magiczne więzy Cyrusa, poza tymi na rękach, rozpadły się.Jakaś postać chwyciła go za szaty i pociągnęła.Musiał szybko przebierać nogami, by nie przewrócić się na licznych kamieniach i belkach.Gdy przeszli do korytarza, Cyrus dostrzegł idące obok niego dwie ciemne postacie.To zapewne Francesca i pilnujący ich kobold.Na końcu korytarza zobaczył zasypany pokruszonymi kamieniami dziedziniec i pękniętą fontannę.Liczne kałuże odbijały rozgwieżdżone niebo.Stwór ciągnący Cyrusa przykucnął w rogu, spowity cieniem.Cyrus wziął niego przykład.Czekał, wsłuchując się w swój oddech.Choć miał na sobie szaty hierofanty, były one całkowicie pozbawione tekstu.Czuł się przez to nagi.Nikodemus musiał rzucić na niego jakiś tekst cenzorujący.Każdy jego oddech produkował tylko kilka zdań.Upłynie dzień, zanim jego tkanina zyska dość tekstu, by stworzyć znośny czar obronny; tydzień lub więcej, zanim zdoła utworzyć spadochron.I może dobrze, że został ocenzurowany.Szaty nasycone tekstem rzucałyby błękitny blask, który mógłby zostać zauważony przez wrogich hierofantów.Nagle Cyrus przypomniał sobie lotnię, która przemknęła nad kopułą zrujnowanej świątyni.Była prostokątną czarną tkaniną i nie świeciła słowami.Język hierofantów nie mógł zginać światła, więc nie mógł też niczego uczynić niewidzialnym, jednak jego upodtekstowione czary stawały się niewidzialne dla innych hierofantów.W trakcie wojny domowej piloci nauczyli się zmniejszać widoczność swojego sprzętu przez upodtekstowienie tkanin i szat.Cyrus, który służył na pokładzie okrętu, miał doświadczenie w tworzeniu i przenikaniu hierofantycznych podtekstów.Zacisnął zęby i pomyślał o tym, co zrobiłby dowódca skrzydła, chcąc ukryć swoich pilotów.Jakiej użyłby dykcji? Jakiego stylu prozy? I wtedy rozjarzyli się przed nim.Było ich pięciu.Przysiedli na murach dziedzińca i minaretach jak czające się jastrzębie.Cyrus gwałtownie wciągnął powietrze.- Ci…cho - wyszeptał kobold [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.