[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zasiadł w namiocie do wyznaczonej mu pracy, a równocześnie zastanawiał się, gdzie znaleźć miejsce, na którym dałoby się coś napisać kredą.Czarne Stopy właśnie przebiegały nad rzekę pobrzękując kotłami i pokrywami.Słyszał odległy, trochę fałszywy śpiew.Chętnie poszedłby razem z nimi.Nie tylko dlatego, że słońce przedarło szarzyznę chmur i zaczęło przygrzewać, ale głównie ze względu na to, że czuł się tu pozbawiony wolności, zatrzymany, a przynajmniej podejrzany.Gryzł ołówek i rozmyślał, jakby się porozumieć z Felkiem.Patrzył przed siebie nie przyglądając się niczemu, gdy nagle blask odbitego promienia słonecznego ukłuł go boleśnie w oczy.Marek oślepł na sekundę, zaraz jednak zasłonił twarz daszkiem dłoni, żeby zobaczyć, kto to jest tak dowcipny i puszcza lusterkiem zajączki w głąb ciemnego namiotu.Znowu.Znowu.Znowu.Był w tych błyskawicach światła rytm.Od razu poznać, że to nie błaha zabawa.Naturalnie! Przecież to alfabet Morse’a! Długi, długi, długi.O-po-czno.Litera o.Marek podnosi białą kartkę, wysuwa ją w słońce przed wejście do namiotu.Daje znak, że już odczytał.Błysk odbitego promienia sygnalizuje dalej z krzaków od strony rzeki: /- ··/ długi, krótki, krótki.Do-li-na.„Od” /- · - ·/ długi, krótki, długi, krótki.Czor-na-ho-ra.Litera c; /- - ··/długi, długi, krótki, krótki.Zło-to-li-ty.Litera z; /- · - -/długi, krótki, długi, długi.York, Hull, Oxford.Litera y.Odczy; /-/ długi.Trop.Litera t; /· -/ krótki, długi.Azot.Litera a; /· - - -/ krótki, długi, długi, długi.Jednokonne.Litera j.Odczytaj.Sygnalizacja przerywa się.Marek macha białą kartką na znak, że zrozumiał i może przyjmować dalej.- Co tak wywijasz papierem? - pyta go przebiegający kucharz.- A… tak… bąki gryzą… będzie deszcz.Opędzam się.Z krzaków znowu błyskają sygnały.Trzeba się śpieszyć./· - - ·/Pe-lo-po-nez.Odczytaj PATELNIĘ.Co to może znaczyć? Jak to? Dlaczego miałbym przeczytać druha Patelnię, zastępowego Białych Fok? Może dalszy ciąg sygnalizacji wyjaśni sprawę.Marek utkwił wzrok w krzakach naprzeciwko, czekał, ale widocznie już skończono nadawanie.Odczytaj Patelnię…Gdzie Patelnia jest teraz? Wyszedł przed namiot, rozejrzał się.Zobaczył obozowego wesołka, Fobusza.Zagadnął go:- Nie wiesz, gdzie Patelnia ze swoim zastępem?- Białe Foki poszły do lasu, zbierają drzewo - powiedział i zachichotał nagle - ale patelnia jest w obozie, leży tu w paprociach przed kuchnią…Dumny ze swojego niezawodnego poczucia humoru Fobusz odszedł, a Marek mimo woli spojrzał w stronę kuchni.Między kitkami paproci błyszczało dno aluminiowej patelni.Spostrzegł na niej białe kreski pisanych kredą liter.Zbliżył się.Przeczytał:Cezetekaaem peerzety kaerzetywuejot beerzetozetie.Cofnął się w porę, bo właśnie szedł drużynowy.Marek ukryty w namiocie obserwował.Andrzej Wróbel stanął blisko patelni, ale nie zwracał na nią uwagi.Zawołał kucharza i swoim donośnym głosem ustalał z nim, co trzeba dziś kupić w Kielcach.Po dłuższej rozmowie odwrócił się, zajrzał do Marka i poszedł wielkimi krokami drogą prowadzącą w dół ku rzece.Marek odetchnął.Była chwila, kiedy bał się, żeby napis nie obudził podejrzeń w drużynowym.Ale nie.Patelnia wyglądała tak niewinnie! Litery na niej mogły pochodzić jeszcze ze sklepu, gdzie sprzedawca poznaczył ją kredą, zgodnie z zasadami dobrego, troskliwego kupca.Gdy smukła sylwetka Wróbla zniknęła za pochyłością wzgórza, Marek wyskoczył szybko.Pobiegł w kierunku „landryny”.Jak na złość oboźny deptał mu po piętach i kręcił się w pobliżu między drzewami.Marek udawał, że go nie spostrzega, musiał jednak ostatecznie wrócić do swoich zajęć.Dokoła namiotu nie było nikogo.Starł litery z patelni, wydobył kredę.Napisał:Teo gieoerzetejot ceoeś wuąeszetą.Po pewnym czasie zauważył, że dziwnym zbiegiem okoliczności drużynowy jest znowu blisko patelni.- Przypominam o wycieczce - mówił do kucharza - trzeba przygotować dla każdego zastępu suchy prowiant.Marek zerknął w stronę paproci.Spokojna głowa! - powiedział sobie - leży, to leży.Kto by tam zwracał uwagę!Istotnie.Srebrzysty brzuch patelni ledwo był widoczny pomiędzy zielonymi liśćmi.26.Na wędrówkęOboźny zwołał zastępowych przed srogie i posępne dziś oblicze drużynowego.Radzili.W szczelnie zasznurowanym namiocie obradowali tak długo, jakby omawiali wyprawę podbiegunową, nie plan gry harcerskiej, na którą mieli wyruszyć jutro rano.- Z którym zastępem idziesz? - zapytał oboźny.Andrzej Wróbel milczał przez chwilę.- Zostaję.Mam tu swoją grę do przeprowadzenia.Muszę zbadać pewną sprawę.Wasza nieobecność bardzo mi odpowiada.Pochylił się nad mapą Gór Świętokrzyskich i przeszedł do następnej kwestii:- Jak już powiedziałem, ogłasza się konkurs między zastępami.Ta wędrówka ma być pierwszym spojrzeniem chłopców na okolicę, na jej zabytki i cechy charakterystyczne.Wygra ten zastęp, który zbierze najwięcej ciekawych obserwacji.Jeszcze nie odsznurowano namiotu komendy, jeszcze brezentowy sufit i brezentowe ściany drżały od naporu gorących głów, gestykulujących ramion i energii zastępowych, a już obóz wiedział:- Jutro wymarsz!- O piątej rano!- Dlaczego tak wcześnie?- Co, chciałbyś wyruszyć z obozu świtkiem koło południa?Komunikaty zastępu PIHM pozwalały się spodziewać dobrych warunków atmosferycznych.Omówiono wszelkie szczegóły.Po długich debatach nad mapą zastępy wybrały dla siebie trasę.Plecaki leżały gotowe do drogi, zasznurowane, pękate, ułożone przed namiotami w szeregu.Zachodzące słońce grzało je coraz łagodniej i oblewało czerwonym światłem.- Są podobne do grubasów na plaży.Spójrz, opalają się! - powiedział Felek.- Żeby się tylko pogoda nie zepsuła - jęczał Zenek.- Autem na wycieczkę trudno jechać w deszcz, a piechotą? Szkoda gadać!Józio był spokojny o te sprawy.- Nasi meteorolodzy informują, że bezchmurny zachód wróży pogodę co najmniej na następny dzień.A to nam od biedy wystarczy.Mamy wrócić do obozu pojutrze punktualnie o zachodzie słońca, nie wcześniej i nie później.Oboźny tego wieczoru trąbił na ciszę zaraz po kolacji [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.