[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Raz Kazan wystawił łeb i barki spod osłony wykrotu, lecz pęd powietrza wepchnął go z powrotem.Wszelkie żywe istoty wyszukały sobie schronienie takie czy inne, zależnie od instynktu i upodobania.Drobne zwierzęta futerkowe jak kuna i gronostaj miały się najlepiej, gdyż w czasie ciepłych i sytych dni z przyzwyczajenia poczyniły odpowiednie zapasy.Wilki i lisy odnalazły rozpadliny śród skał lub głębokie wykroty.Stworzenia skrzydlate, z wyjątkiem sów — składających się z dziewięciu dziesiątych z pierza, a tylko z jednej dziesiątej z mięsa — poukrywały się w zaspach lub zwartych chaszczach i krzakach.Dla zwierząt rogatych i kopytnych zamieć stanowiła najcięższą próbę.Jelenie, karibu i łosie nie mogły wleźć pod zwał drzew ani wśliznąć się do szczelin.Kładły się więc u podnóża zasp pozwalając, by śnieg zawalił je całkowicie.To stanowiło ochronę od mrozu i wichru.Lecz nie mogły z niej korzystać wiecznie, gdyż trzeba było przecie jeść.Łoś na przykład musi żuć przez osiemnaście godzin na dobę, by przetrwać chłody zimowe.Jego wielki żołądek wymaga znacznej ilości pożywienia i niemało czasu mu zajmuje ogryzanie krzaków i krzewów aż do osiągnięcia dwu lub trzech buszli dziennej paszy.Karibu potrzebuje niemal tej samej ilości jadła.Jeleń nieco mniej.A huragan trwał przez cały ten dzień i cały dzień następny, zaś przez trzecią dobę sypał kłujący śnieg, który wymościł równiny dwustopowym pokrowcem, tu i ówdzie tworząc zaspy głębokości ośmiu do dziesięciu stóp.Był to tak zwany przez Indian „ciężki śnieg", gniotący ziemię niby ołów.Pod nim króliki i przepiórki marły tysiącami, dławione na śmierć.Na czwarty dzień od chwili wybuchu zamieci Kazan i Szara Wilczyca wyszli z wykrotu.Wiatr ustał i śnieg już nie prószył.Trwał trzaskający mróz.Świat pysznił się niepokalaną bielą nowego płaszcza.Zaraza ściągnęła daninę od ludzi.Teraz przyszły dnie głodu i śmierci dla dzikich mieszkańców puszczy.ROZDZIAŁ XIIISZLAKIEM GŁODUKazan i Szara Wilczyca spędzili bez pożywienia około stu czterdziestu godzin.Dla wilczycy oznaczało to dotkliwą przykrość i rosnące osłabienie.Kazan cierpiał głód w całym tego słowa znaczeniu.Sześć dni i sześć nocy postu uwydatniło im żebra i podciągnęło brzuchy.Ślepia psa gorzały czerwienią; mrużył je silnie i tylko przez szparki spoglądał na śnieżną równinę.Szara Wilczyca podtrzymała go tym razem, gdy okazał chęć porzucenia legowiska.Radośnie i ufnie rozpoczęli łowy.Okrążyli podstawę pobliskiego zwału drzew, w którym zawsze gnieździły się króliki.Obecnie nie napotkali ani tropów, ani woni.Więc zatoczyli półkole przez mokradła, lecz zwietrzyli jedynie śnieżną sowę uczepioną u wierzchołka sosny.Dotarłszy do pogorzeliska zawrócili wstecz, myszkując wśród przeciwległego krańca błot.Wdarli się na wzgórze i z tej wyniosłości spojrzeli w dół, na świat pozbawiony życia.Szara Wilczyca węszyła bezustannie, lecz nie dawała Kazanowi żadnej wskazówki.U szczytu urwiska pies stanął, zdyszany okropnie, był doszczętnie wyzuty z sił.W powrotnej drodze przez moczary potknął się o pień, który usiłował przesadzić.Wrócili do wykrotu jeszcze bardziej osłabli i wygłodzeni.Gdy nadeszła noc jasna i pogodna, ponownie przeszukali torfowiska.Dostrzegli jedną tylko istotę — lisa, lecz instynkt uprzedził ich, że tu wszelki pościg będzie daremny i nie warto nawet czynić prób.Wtedy właśnie Kazan przypomniał sobie chatę.Chata była dlań zawsze równoznacznikiem żywności i ciepła.Daleko za łańcuchem wzgórz stał dom trapera Otto.Tam wespół z Szarą Wilczycą wyli raz hymn pogrzebowy.Lecz pies nie myślał w tej chwili o człowieku ani o śmierci.Ruszył wprost ku linii urwisk, a Szara Wilczyca podążyła jego śladem.Minęli wzgórza i pogorzeliska, aż weszli na przestwór nowych błot.Kazan poniechał już łowów.Nisko zwiesił łeb.Puszystą kitę wlókł po śniegu.Marzył o chacie; o chacie i o niczym więcej.Tam była jego ostatnia nadzieja.Lecz Szara Wilczyca węszyła nadal, łowiąc wiatr i unosząc głowę, ilekroć Kazan tarł o śnieg skostniały pysk.I wreszcie uchwyciła woń! Kazan ruszył właśnie z miejsca, lecz przystanął widząc, że samka za nim nie dąży.Wtedy cała energia jaka zachowała się w zgłodniałym ciele, objawiła się w nagłym napięciu mięśni i ostrej badawczości wzroku.Szara Wilczyca tkwiła mocno na sztywnych łapach, zdecydowanie obrócona ku wschodowi; szczupły siwy pysk węszył gorliwie, kark drżał.Raptem usłyszeli dźwięk i Kazan cicho skomląc ruszył we wskazanym kierunku, mając samkę tuż przy sobie.W nozdrzach Szarej Wilczycy woń wzmagała się z każdym krokiem s wkrótce i Kazan również zdołał ją pochwycić.Nie był to zapach królika ani przepiórki.Woń pochodziła od grubego zwierza.Szli ostrożnie, trzymając się wciąż pod wiatr.Krzewy i drzewa gęstniały wokół i raptem w odległości stu jardów przed nimi zabrzmiał trzask i łoskot rogów.Jeszcze dziesięćsekund.Kazan wlazłszy na śnieżną zaspę stanął nagle, po czym; rozpłaszczył się na brzuchu.Szara Wilczyca przywarowała tuż obok, zwrócona łbem w stronę tego, co czuła wyraźnie, jakkol wiek nie mogła tego dojrzeć.O pięćdziesiąt jardów gromada łosi znalazła schronienie pośród gęstych drzew szpilkowych.Zwierzęta ogryzły sosny i świerki na przestrzeni dobrego akra.Pnie świeciły nagim miąższem tak wysoko, jak łby mogły sięgnąć, a śnieg u ich podnóża był twardo ubity racicami.Łosi było sześć, w tym dwa samce, które w obecnej chwili wiodły zaciekły bój, podczas gdy trzy klępy i jeden roczniak obserwowały pojedynek zbite w ciasną gromadę.Tuż przed wybuchem huraganu młody byk łosi, tęgi, nie całkiem jeszcze wyrosły, o drobnych, masywnych rogach czterolatka, przywiódł trzy klępy i cielaka w to zaciszne miejsce [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.