[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Musimy mieć trochę snu.Muszę ci tylko jeszcze powiedzieć, że twoja eskapada była naprawdę świetna, Sally.Kiedy zauważyłem cię przypadkiem, opuszczającą tamten motel na motocyklu, mało mi szczęka nie opadła.Bardzo sprytnym posunięciem z twojej strony było porzucenie samochodu i zakup motocykla.Zupełnie nas to zaskoczyło.- Owszem, ale kiedy doszło co do czego, i tak nie miało to znaczenia, prawda?- Dzięki Bogu nie.Dillon i ja jesteśmy dobrzy.I mamy kupę szczęścia.Gdzie się wybierałaś?- Do Bar Harbor.Dziadek dał mi trzysta dolarów.Wszystkie pieniądze, jakie miał w portfelu.Kiedy je policzyłam, uświadomiłam sobie ogrom ironii.- Żartujesz.Dokładnie trzysta dolarów?- Co do centa.- Twoi dziadkowie nieszczególnie przypadli mi do gustu.Służąca wprowadziła nas do gabinetu na tyłach domu.Oglądali jakąś reklamę z telezakupów.Muszę przyznać, że było to dla mnie zaskoczeniem.Pan Franklin Oglwee Harrison i jego żona, oglądający taki plebejski program.- Mnie by to też zaskoczyło.- Sally, może chciałabyś przyjść do łóżka? Nie, nie zamieraj.Widzę stąd, że skostniałaś z zimna.I pewnie na dodatek boli cię ramię, prawda?- Trochę.Właściwie bardziej piecze niż boli.Miałam dużo szczęścia.- Masz rację.Chodź już, obiecuję, że się na ciebie nie rzucę.Pamiętasz, jak dobrze się nam spało w Cove, w moim pokoju na wieży? Musiało cię to specjalnie nie martwić, skoro gotowa byłaś opowiedzieć o tym motocyklistom.Przez całą minutę panowała cisza.- Tak, pamiętam - odezwała się wreszcie.- Nie wiem, dlaczego otworzyłam usta i wypaplałam to kompletnie obcym ludziom.Miałam wtedy ten koszmar senny.- Nie, po prostu przypominałaś sobie, co się z tobą działo.To był koszmar, ale miał miejsce w rzeczywistości.To był twój ojciec.W końcu mi to powiedziałaś.Chodź tutaj, Sally.Jestem wykończony i nawet ty, superkobieta, musisz chyba balansować na krawędzi wytrzymałości.Ku ogromnej uldze i zadowoleniu Jamesa w następnej chwili stała obok łóżka, patrząc na niego.Miała na sobie jeden z jego białych podkoszulków.Odchylił kołdrę.Wsunęła się pod nią i ułożyła na plecach.Leżał na plecach dziesięć centymetrów od niej.- Podaj mi rękę.Wyciągnęła rękę.Uścisnął jej palce.- Prześpijmy się.Niespodziewanie dla siebie samych zasnęli.Kiedy Quinlan obudził się następnego dnia wczesnym rankiem, leżała rozciągnięta na nim, otaczając ramionami jego szyję, z rozchylonymi nogami.Podkoszulka podjechała jej do pasa.O cholera, pomyślał, próbując wmówić sobie, że jest to jeszcze jedna sytuacja, z którą profesjonalnie wyszkolony agent FBI musi sobie poradzić.Cóż z tego, że sześciotygodniowy kurs w Quantico takich sytuacji nie obejmował.Nic wielkiego.Miai przecież doświadczenie.I nie miał już szesnastu lat.Wciągnął powietrze przez zęby.Tak, podejdzie do sprawy ze swobodą i opanowaniem.Przez spodenki czuł ciepło jej ciała.Dzieliła go od niej tylko cieniutka warstwa materiału, nic więcej.Zrozumiał, że opanowanie w takim momencie będzie dużą sztuką.- Sally?- Mmmm?Był teraz twardszy niż czarodziejska różdżka wuja AJexa.Nie mógł jej przestraszyć.Najostrożniej jak się dało odepchnął ją od siebie i usiłował położyć na plecach.Tyle tylko, że nie zamierzała go puścić.Nie miał innego wyjścia - musiał opaść na nią.Teraz czarodziejska różdżka wuja Alexa znalazła się tam, gdzie powinna, między jej nogami.I po co cała swoboda i opanowanie? W tym momencie nie wydawały się na miejscu.- Sally, niewygodnie mi.Puść mnie, dobrze?Rozluźniła uchwyt na jego szyi, ale nie rozplotła palców.Z łatwością mógł się od niej odsunąć, ale nie potrafił się do tego zmusić.Była taka drobna i ciepła.Uścisk jej rąk wokół karku był taki przyjemny.Tak samo jak jej gorący oddech na szyi.Pomyślał, że mógłby tak leżeć, mając ją pod sobą, aż do śmierci.Popatrzył na nią.Otworzył usta i powiedział: - Sally, wyjdziesz za mnie?Jej oczy otwarły się natychmiast.- Co powiedziałeś?- Poprosiłem cię o rękę.- Nie wiem, James.Jestem przecież mężatką.- Zapomniałem o tym.Proszę, Sally, nie ruszaj się.Chcesz zdjąć ręce z mojej szyi?- Nie, właściwie nie.Jesteś ciepły, James, i tak przyjemnie czuć na sobie ciężar twojego ciała.Czuję się bezpieczna i przekonana, że wszystko będzie dobrze.Teraz każdy, kto by chciał mnie dostać, musi najpierw rozprawić się z tobą.A to się nigdy nie uda, bo jesteś zbyt potężny, za silny.Proszę nie staczaj się ze mnie.Był potężny i silny? Jeszcze bardziej stwardniał od tego.- Na pewno się nie boisz? Po tym wszystkim, co ci się zdarzyło w sanatorium, nie chciałbym cię przestraszyć.Zadrżała i mocniej oplotła ramionami jego szyję.- Dziwne, ale nigdy mnie nie przestraszyłeś, poza tym razem, kiedy jak byk wpadłeś z wrzaskiem przez drzwi Amabel tamtego dnia, gdy mój ojciec pierwszy raz do mnie zatelefonował.Ale później już zupełnie nie, nawet wtedy, kiedy wpadłeś na mnie wychodzącą spod prysznica.- Byłaś taka piękna, że straciłem głowę.- Ja? Piękna? - prychnęła, oczarowując go.- Jestem jak patyk, ale miło z twojej strony, że tak powiedziałeś.- Ależ to prawda.Patrzyłem na ciebie i myślałem „ona jest doskonalą”.Naprawdę podoba mi się ten maleńki pieprzyk na twoim lewym biodrze.- O Boże, aż tyle widziałeś?- Tak.Męskie oczy potrafią się przesuwać naprawdę szybko, jeśli mają odpowiednią motywację.Czemu nie rzucisz Scotta Brainerda, żeby móc wyjść za mnie?- Nie sądzę, żeby mu to przeszkadzało - powiedziała po chwili.- Właściwie on mnie już dawno rzucił mimo tych telewizyjnych apeli.- Pocierała palcami jego ramiona i kark.Miał gorącą, gładką skórę.- Wkrótce po ślubie przekonałam się, że to był błąd.Prowadziłam tak samo aktywne życie jak on, zawsze w pędzie, stale jakieś spotkania, przyjęcia, obowiązki wieczorami, ciągłe rozmowy telefoniczne, każde z nas było otoczone innymi ludźmi.Ubóstwiałam to i na początku jemu też się to podobało.Ale potem oświadczył mi, że myślał, iż po ślubie zrezygnuję z takiego życia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.