[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Giermek zerknął do tyłu.Setki, które podążały za Wiesławem, stopniały teraz do dziesiątków.Młodzieniec zdwoił wysiłki.Szereg pękł.Przedarli się.Wiesław szalał z radości, jakby bitwa była już wygrana.Chorąży galopował przy jego boku.Kolejni rycerze przelali się przez wyłom we froncie, objechali go, niewyraźnymi gestami gratulując sobie wzajem.Chwila wytchnienia trwała krótko.Potem zaatakowała ich banda jeźdźców stepowych.Kiedy rycerze odparli to zagrożenie, wyrwa frontu zamknęła się za nimi.–Badalamen – powiedział Wiesław.– Musimy zatopić miecz w mózgu smoka.Giermek popatrzył skroś ćwierćmilowego obszaru oddzielającego ich od urodzonego generała.Strażnicy Badalamena wydostali się na świat z czarnoksięskich łon laboratoriów Ehelebe.Przesłaniały ich tłumy Throyan.Wiesław zebrał swych ludzi do szarży.Throyanie nie stawili im większego oporu.W ciągu kilku chwil rycerze dotarli do muru wysokich, zupełnie pozbawionych wyrazu twarzy strażników otaczających Badalamena.Ragnarson zaklął, gdy jego klacz kwiknęła i potknęła się.Ktoś podciął uprząż.Wydostał nogi ze strzemion.Skacząc, ciął toporem bojowym czarny hełm.Nie ustawał w rąbaniu, wymachując szeroko z obu rąk.Zapomniał o bólu, zapomniał o gniewie i frustracji, wybuchnął szałem berserkera, próbując samemu zniszczyć Shinsan.Wiedział, że nie została już żadna nadzieja.Po prostu chciał wyrządzić jak najwięcej szkód, póki Badalamen nie będzie w stanie wyciągnąć wszelkich korzyści ze zwycięstwa.Jego towarzysze wyczuli zmianę.Poranny optymizm zmienił się w wieczorną rozpacz.Niezwyciężone legiony, znowu sprostały swej sławie.Żołnierze zaczynali powoli się oglądać do tyłu, wybierając drogi ucieczki.Varthlokkur również pogrążał się w rozpaczy.W końcu zrozumiał, kim jest jego przeciwnik.Shinsan, tervola, Pracchia, Ehelebe – to wszystko stanowiło zasłonę dymną.Za nimi czyhał stary wścibski, Gwiezdny Jeździec.Pojął to dopiero w chwili, gdy zorientował się, że ktoś neutralizuje jego zabiegi Łzą.Tylko inny biegun był w stanie tego dokonać.Diabeł wreszcie się ujawnił.Dłużej już nie potrzebował anonimowości.Wyglądało na to, że powrót Mocy i stanie się jej znowu wierną służką Shinsanu jest tylkokwestią czasu.Nawet Radeachar, szaleńczo nękający starą fortecę, w niczym tu nie pomoże.Tervola nauczyli się, jak neutralizować Niezrodzonego.Jak długo jeszcze? Dwie godziny? Cztery? Z pewnością nie dłużej.Yarthlokkur patrzył na Mgłę i tęsknił za Nepanthe.Czterej wciąż żyli.Giermek, Wiesław, jego chorąży, baronet Dvaru.Ciała poległych zaścielały stok.Badalamen walczył dalej, samotny, otoczony.Urodzony żołnierz uderzył.Giermek padł, w jego boku ziała głęboka rana.Kopyta końskie zasypały go ziemią.Chwiejnie spróbował się podnieść.Baronet padł.Chorąży krzyknął przeraźliwie – jego spotkał ten sam los.Giermek schwycił padający sztandar, mamrocząc:–Nie może paść przed majestatem.Wyglądało, jakby Badalamen zadawał cios w zwolnionym tempie.Pchnięcie młodzieńca grotem sztandaru wydawało się jeszcze wolniejsze.Wiesław spadł z konia.Badalamena spotkał ten sam los, grot włóczni wbił się między jego żebra.Ciało giermka Odessy Khomera spoczęło na ciałach tamtych.Czarodzieje obu stron od dawna zastanawiali się nad tajemnicą młodzieńca z doraźną bronią.W taki to sposób Losy kpią sobie z ludzi, zdradzając im strzępy przyszłych wydarzeń.Megelin zaciął konia i wydostał się na brzeg rzeki.Tam czekał na niego bój, Beloul jednak szybko wyciął argońskie pikiety.Megelin objął spojrzeniem pole bitwy.Nic nie stało na przeszkodzie, by dotrzeć w wir głównego starcia.Obóz Shinsanu wydawał się zupełnie bezbronny.Tylko kilka pikiet nie brało udziału w walkach.Zebrał swych kapitanów, wydał rozkazy.Przemoczeni jeźdźcy o umęczonych oczach sformowali szeregi.–Trzy godziny, Beloul – zauważył młody król, spoglądając na pełznące ku zachodowi słońce.Beloul nie odpowiedział.Ale ruszył.Jego horyzonty myślowe ostatnimi czasy rozszerzyły się na tyle, by pojął, że interes narodu leży w pokonaniu Shinsanu.Ich szarża przemknęła przez wschodni obóz i okrążyła wzgórze, na którym wznosiła się stara forteca.Megelin i garstka jego towarzyszy uderzyli na warownię.Nie znaleźli w niej nic, chociaż z dziedzińca przepłoszyli skrzydlatego konia, który poderwał się w powietrze i odleciał na Wschód.Megelin nieco skonsternowany poprowadził swych żołnierzy na tyły wojsk przeciwnika.Scenę dramatu walki Badalamena i Odessy Khomera minął dosłownie kilka chwil po tym, jak dobiegła końca, i nigdy się nie dowiedział, co nastąpiło.Centurion przekazał wieści tervola.Jedynie kilkunastu przeżyło.W czasach minionych każdy z nich złożył przysięgę Ehelebe.Każdego Gwiezdny Jeździec uratował przed Niezrodzonym.Ale tymczasem dowodzenieprzeszło w ręce nieprzygotowanych aspirantów i podoficerów.Wyparli się swych przysiąg, znowu głównodowodzącym wybrali Ko Fenga.–To wszystko.Skończyliśmy z tym – powiedział Feng.– Chociaż sprawa nie jest ostatecznie stracona, proponuję odwrót.Tervola się zgodzili.Przeznaczenie Shinsanu nie będzie już dłużej wypełniało się w fantazjach Ehelebe.Nie da się go również zrealizować bez legionów, które nadwerężone zbyt mocno, mogłyby już się nigdy nie pozbierać.Należało uratować choćby szkielet armii, by Shinsan mogło odbudować ją w oczekiwaniu na jutro.Zaćmiewająca umysł krwawa mgła powoli zaczynała się rozwiewać.Przez chwilę Ragnarson stał pośrodku rzezi z uniesioną tarczą, zwisającym toporem, niczego nie rozumiejąc.Napór osłabł.Jego ludzie przestali się wycofywać.Armia na krawędzi załamania, już prawie w rozsypce, nieoczekiwanie zwarła szeregi…Naprawdę?Złapał jakoś utykającego oszalałego konia, dosiadł go na chwilę potrzebną, by dostrzec, że Shinsan się wycofuje.Jak zawsze we wzorowym porządku, najpierw ewakuując rannych i wciąż atakując wzdłuż przewężenia, aby zluzować siły czekające na szczycie wzgórza.Za nimi pędzili ludzie w ubiorach pustynnych jeźdźców.Żołnierze Wschodu ignorowali ich, udzieliwszy im już wcześniej karcącej lekcji, gdy nadmiernie się zbliżyli.Tarcza słońca wisiała tuż nad horyzontem.Za godzinę będzie już zbyt ciemno, by cokolwiek zobaczyć… Bragi klął, krzyczał, błagał.Jego ludzie stali tylko wsparci na broni, patrząc oczyma, które widziały zbyt wiele krwi.Nie obchodziło ich, że wróg się odkrył.Przecież się wycofywał.To wystarczy.Bragi złapał innego konia, wściekle objeżdżał pole bitwy, szukając ludzi, którzy chcieliby dalej walczyć.W pobliżu fortecy zobaczył jakiś ruch.Ktoś o białych włosach mknął w kierunku oddziału legionistów.Jeźdźcy Megelina ścigali go aż do środka.Dzika, złośliwa radość zalała serce Bragiego.Pchnął swego rumaka w kierunku zniszczonej warowni.Minął szczątki Badalamena, ledwie je zauważając.Szaleńczy śmiech nabrzmiewał głęboko w jego gardle.Zgarbiony człowiek patrzył, jak barbarzyński jeździec pokonuje pole śmierci nieubłaganie niczym lodowiec [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.