[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zwłoki ekshumowano i przeniesionow roku 1805.Towarzystwo Historyczne Poveglii"- Jeśli nawet Tradonico tu leżał, to już go nie ma - powiedziała Remi.- „Przeniesiono w roku 1805" - przeczytał jeszcze raz Sam.-Czyli w czasie, kiedy Napoleon został koronowany na króla Włoch?- I zamienił Poveglię w skład amunicji - dodała Remi.- Jeżeli Laurent mu towarzyszył, prawdopodobnie tutaj wpadli na pomysłstworzenia zagadki.- Wiedzieli, dokąd zabrano szczątki Tradonico.- Sam był coraz bardziej podekscytowany.- Tu nigdy nie było żadnej butelki.Cała zagadka miała po prostu skierować Napoleona juniora gdzie indziej.- Ale gdzie?Następnego ranka dwie minuty po ósmej taksówka wodna Sama i Remi zatrzymała się w bocznej uliczce dwie przecznice od kościoła Santa Maria Maddalena.Zapłacili za kurs, wysiedli i wspięli się po schodach z poręczą z kutego żelaza do czerwonych drzwi.Na maleńkiej tabliczce z brązu przy wejściu widniał napis:„Towarzystwo Historyczne Poveglii".Sam nacisnął dzwonek.Usłyszeli stuk obcasów na drewnianej podłodze i drzwi się otworzyły.W progu stanęła pulchna kobieta w kwiecistej sukience.- Si?- Buon giorno - powiedziała Remi.- Parla inglese?- Tak, mówię po angielsku.Czym mogę służyć?307- Pani jest prezesem?- Słucham?- Towarzystwa Historycznego Poveglii - rzekł z uśmiechem Sam i wskazał tabliczkę.Kobieta wychyliła się przez drzwi, spojrzała na nią zmrużonymi oczami i zmarszczyła brwi.- Towarzystwo nie spotyka się już od kilku lat.- Dlaczego?- Wszystko przez te duchy.Każdy pytał tylko o szpital i zbiorowe mogiły.Reszta historii wyspy poszła w zapomnienie.Byłam sekretarką.Nazywam się Rosella Bernardi.- Może zechciałaby pani nam pomóc - poprosiła Remi i przedstawiła siebie i Sama.- Mamy kilka pytań dotyczących Poveglii.Signora Bernardi zaprosiła ich gestem do środka i poprowadziła przez przedpokój do kuchni ozdobionej szachownicą czarnych i białych kafelków.- Siadajcie.Właśnie zrobiłam kawę.- Wskazała stół, napełniła trzy kubki ze srebrnego ekspresu i usiadła.- Co chcecie wiedzieć?- Interesuje nas Pietro Tradonico - odparł Sam.- Orientuje się pani, czy został pochowany na Poveglii?Signora Bernardi wstała, podeszła do szafki nad zlewem, wy-jęła z niej brązowy skórzany album i wróciła do stołu.Otworzyła album i przerzuciła kilka stron, aż znalazła właściwą.Pod arku-szem folii octanowej była pożółkła kartka zapełniona odręcznymi notatkami.- To jakiś oryginalny dokument? - zapytała Remi.- Si.Dane ze spisu ludności z 1805 roku.Kiedy Napoleon rozkazał zaanektować wyspę, rząd zabrał się do wymazywania jej burzliwej przeszłości.- Co dotyczyło również osad założonych przez zwolenników Tradonico?- Tak, ich też.Według tego dokumentu Pietro Tradonico i jego żona Majella zostali pochowani razem na Poveglii.Kiedy ich ekshumowano, kości włożono do jednej trumny i umieszczono czasowo w podziemiach Basilica della Salute.308Sam i Remi wymienili spojrzenia.Wyjaśniła się ostatnia linijka zagadki: „Razem spoczywają".- Powiedziała pani „czasowo" - odezwał się Sam.- Czy wia domo, dokąd potem trafiły szczątki?Signora Bernardi powiodła palcem wskazującym w dół kartki, odwróciła ją i zatrzymała się w połowie drugiej strony.- Zabrano je do ojczyzny - odparła.- To znaczy gdzie?- Tradonico urodził się na Istrii.- Tak, wiemy.- Krewni Tradonico przetransportowali szczątki do Oprtalj, rodzinnej miejscowości doży.To w Chorwacji.Remi się uśmiechnęła.- Tak, wiemy.- Co zrobili ze szczątkami po dotarciu do Peroj, nie wiadomo.Czy zaspokoiłam państwa ciekawość?- Tak, bardzo dziękujemy - odrzekł Sam, wstając.Pożegnali się z signorą Bernardi i ruszyli do frontowych drzwi.Zanim odeszli, poprosiła:- Jeśli ich znajdziecie, dajcie mi znać.Będę mogła uaktualnić moje archiwum.- Pomachała im i zamknęła drzwi.- Chorwacjo, przybywamy - powiedziała Remi.Sam, który stukał w klawiaturę swojego iPhone'a, uniósł go i oznajmił:- Mamy samolot za dwie godziny.Będziemy tam na lunch.Przewidywania Sama okazały się zbyt optymistyczne.Naj-szybsza trasa wiodła samolotem Alitalii z Wenecji do Rzymu, a potem przez Adriatyk do Triestu, gdzie wypożyczyli samochód, przekroczyli granicę i pojechali na południe do Oprtalj oddalone-go o pięćdziesiąt kilometrów.Dotarli ma miejsce późnym popołudniem.Usytuowane na szczycie trzystumetrowego wzgórza w dolinie rzeki Mirny Oprtalj ma wyraźnie śródziemnomorski charakter, który nadają miasteczku budynki kryte ceramiczną dachówką 309holenderską i nasłonecznione zbocza z winnicami i gajami oliw-nymi.O historii Oprtalj jako średniowiecznego fortu świadczy labirynt brukowanych ulic, opuszczane kraty w bramach i rzędy stłoczonych ciasno domów.Zaparkowali samochód pod drzewkiem oliwnym koło ratusza, który wznosił się kilka przecznic na wschód od głównej ulicy, za kościołem Świętego Juraja.Wysiedli i weszli do budynku.Mieli nadzieję, że w liczącym zaledwie tysiąc stu mieszkańców Oprtalj nazwisko Tradonico będzie dobrze znane.Nie zawiedli się.Na ich wzmiankę o dawnym doży urzędnik skinął głową i narysowałim mapkę na niewielkiej kartce.- Museo Tradonico - wyjaśnił znośnym włoskim.Skierowali się na północ, wspięli na wzgórze, minęli pastwisko dla krów i dotarli krętą uliczką do budynku wielkości garażu, na którym łuszczyła się chabrowa farba.Ręcznie malowany szyld nad drzwiami składał się z pełnych spółgłosek chorwackich słów, ale jeden wyraz był rozpoznawalny: „Tradonico".Gdy weszli do środka, w górze zadźwięczał dzwonek.Na lewo od drzwi znajdowała się drewniana lada w kształcie litery L, a na wprost było pomieszczenie o wymiarach sześć na sześć metrów.Stały tam szklane gabloty, na ścianach wisiały półki z miniaturo-wymi rzeźbami i oprawione ikony.Ratanowy wiatrak pod sufitem chybotał się i skrzypiał.Starszy mężczyzna w okularach w drucianej oprawce i pod-niszczonej wełnianej kamizelce wstał z krzesła za ladą.- Dobar dan.Sam otworzył rozmówki chorwackie kupione na lotnisku w Trieście na stronie z zagiętymi rogami.- Zdravo.Ime mi je Sam.- Wskazał żonę.- Remi.Mężczyzna wycelował kciuk w swoją pierś.- Andrej.- Govorite li Engleski? - zapytał Sam.Andrej poruszył dłonią z boku na bok.- Trochę.Amerykanie?Sam skinął głową.310- Tak.Z Kalifornii.- Szukamy Pietro Tradonico - powiedziała Remi.- Doży?- Tak.- Doża nie żyje.- Tak, wiemy.Jest tutaj?- Nie.Umarł.Dawno temu.Sam spróbował inaczej.- Przyjechaliśmy z Wenecji.Z wyspy Poveglia.Tradonico przeniesiono tutaj z Poveglii.Andrej przytaknął.- W 1805.Pietra i jego żonę Majellę.Wyszedł zza lady, zaprowadził ich do szklanej gabloty pośrodku salki i wskazał ikonę ozdobioną łuszczącymi się złotymi listka-mi.Przedstawiała mężczyznę z pociągłą twarzą i długim nosem.- Pietro - powiedział.W gablocie były też inne przedmioty, głównie biżuteria i figur-ki.Fargowie okrążyli ją, przyjrzeli się uważnie eksponatom, spojrzeli na siebie i pokręcili głowami.- Pan jest Tradonico? - spytała Remi Chorwata.- Andrej Tradonico?- Da.Tak.- Chcielibyśmy zobaczyć.Czy moglibyśmy.- Zobaczyć ciało?- Tak, jeśli to nie kłopot.- Jasne, żaden problem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.