[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nikt nie wysiadał.Czekają, pomyślała Joanna.Czekają na pocisk, który zostanie wystrzelony z L-l.Wtedy zaatakują.Ruszą na Bazę jak burza, a Doug będzie próbować ich powstrzymać, i zabiją mojego syna, i zniszczą wszystko.Brudnoj usiadł obok niej, mrucząc:–Przynajmniej moglibyśmy pójść na górę i oglądać z łóżka.Przez dziewięć czy dziesięć godzin nic się nie wydarzy.–Idź, jeśli jesteś śpiący – odparła, nie odrywając oczu od ekranu.Edie Elgin mówiła prawie przez godzinę, ale teraz jej głos ucichł.– Wzruszył ramionami i siedział z nią przez parę minut.–To jak patrzenie na topiący się lód – burknął.– Hipnotyzujące.Nie czujesz, jak twoje powieki stają się ciężkie? Nie robisz się senna? Nie myślisz o spaniu?Joanna trąciła go łokciem.–Przestań, Lew!–Chodź do łóżka – nacisnął.– Na ekranie w sypialni zobaczysz dokładnie to samo, gwarantuję.–Nie.Brudnoj podniósł się powoli, potem pochylił nad nią brodatą twarz, niemal dotykając ją nosem.–Moja ukochana małżonko – powiedział, zasłaniając ekran.– Rzadko nalegam na egzekwowanie swoich praw pana i władcy…–Co?–Ale nadchodzi czas, kiedy mężczyzna musi zrobić to, co trzeba.Albo pójdziesz ze mną do sypialni, albo będę zmuszony cię zanieść.–Nie jesteśmy na Księżycu, Lew – powiedziała, uśmiechając się do niego wbrew sobie.– Nabawisz się przepukliny.–Wyłącznie z twojej winy – oświadczył z wielką powagą.Objął jej plecy i złapał ją pod kolana.–Zgoda! – zawołała.– Zgoda! Pójdę na górę.Pójdę z tobą.Brudnoj wyprostował się.–To dobrze – powiedział, podając jej rękę.Gdy Joanna z pomocą męża podniosła się z sofy i oboje ruszyli do sypialni, Jack Kilifer – obserwujący ich zza uchylonych drzwi salonu – powtórzył szeptem:–To dobrze.Doug nerwowo gryzł kanapkę, siedząc na pająkowatym krzesełku przed pulpitem w centrum kontroli.Jak matka, jak miliony ludzi na Ziemi oglądających Global News, jak mężczyźni i kobiety czekający w Grocie na bitwę, patrzył na widoki z kamer na górze Yeager.–Nic nie robią – mruknął.Bam Gordette, stojący za nim jak osobisty ochroniarz, powiedział:–To styl wojskowy: spiesz się i czekaj.Doug pomyślał, że jazdą z prędkością trzydziestu kilometrów na godzinę trudno uznać za pośpiech, ale teraz zdecydowanie czekali.W centrum kontroli też przestawiono się na tryb oczekiwania.Zrobiono już wszystko, co można było zrobić w celu obrony Bazy.Nick 0’Malley krążył nerwowo parę stanowisk dalej, mając nadzieję, że pył spełni pokładane w nim nadzieje.Vince Falcone i jego załoga wreszcie wrócili z Przełęczy Wojo, psiocząc na krnąbrny piankożel, ale zadowoleni z wykonanej roboty.Doug wiedział, że Wix ze swoimi ludźmi nadal pracuje przy dziale.Oni są kluczem naszej obrony, decydującym ogniwem w łańcuchu.Jeśli nie zatrzymają pocisku jądrowego, równie dobrze możemy się poddać.Od godziny na Marę Nubium panował bezruch.–Czekają na uderzenie jądrowe – powiedział Doug.Jakby w odpowiedzi technik łączności zawołał:–Odpalili! Rozbłysk rakiety z L-l.Pocisk leci w naszą stronę.Katapulta Robert T.Wicksen nadal przebywał na zewnątrz, sprawdzając połączenia przewodowe między głównymi elektromagnesami a zainstalowanym w pośpiechu pulpitem sterowniczym, kiedy z centrum kontroli nadeszła wiadomość:–Z L-l wystrzelili swojego ptaszka.Odruchowo popatrzył w górę.Zamiast nieba zobaczył wnętrze hełmu, ciemne i ograniczające.–Ile mamy czasu? – zapytał spokojnie.–Chwileczkę – powiedziała dyżurna.Słyszał, jak mruczy: – Dane z radaru dopplcrowskiego… tempo spalania… przyspieszenie… wygląda na to… sto pięćdziesiąt sześć minut, według komputera.– - Dwie i pół godziny, plus sześć minut.–Jeśli nie odpalą drugiego członu.–Proszę mnie informować.–Dobrze.Przechodząc na częstotliwość wewnętrzną, Wix powiedział:–Mamy dwie i pó! godziny.Sprawdzić wszystko jeszcze raz.Czterej ochotnicy wrócili do pracy.–Atomówka – mruknął Doug.–Bez dwóch zdań – powiedziała Jinny Anson.Jak on, patrzyła w ekran na pocisk o tępym nosie.Wydawało się, że zawisł bez ruchu w przestrzeni, gdy zgasł silnik rakietowy; gwiazdy w tle się nie przesuwały.Dwie i pół godziny, pomyślał Doug.O czym zapomnieliśmy? Podniósł głowę, śledząc wzrokiem rozjarzone linie elektronicznego planu Bazy, który pokrywał całą ścianę w centrali.Fabryka wody, ośrodek kontroli środowiska, rozdzielnia elektryczna – wszystko chronione jak nigdy dotąd.Odwracając się do ekranów na konsoli popatrzył na Przełęcz Wojdohowitza i dolinę krateru.W pobliżu brutalnie bliskiego horyzontu dostrzegł małe jak mrówki postacie Wixa i jego ochotników, nadal majstrujących przy katapulcie.Na innym ekranie widać było ludzi zebranych w Grocie.Wyglądali w miarę spokojnie.Są bezpieczni, pomyślał.Nawet jeśli działo Wixa zawiedzie i bomba rozwali farmy solarne, nie stanie im się krzywda.Pewnie wtedy będziemy musieli się poddać, ale ludzie będą bezpieczni.Opadł go nowy strach.Jeśli wyłączą nam zasilanie, ogniwa paliwowe wystarczą ledwie na parę godzin.Żołnierze muszą mieć z sobą awaryjny generator.Muszą.W przeciwnym wypadku wszyscy umrzemy z braku powietrza.Żołnierze nie chcą nas pozabijać, powtarzał sobie.Będą mieli z sobą awaryjne źródła energii.Jeśli nie, dojdzie do tragedii.–Czemu nie jesteś w Grocie? – zapytała Kris Cardenas.Zimmerman podniósł głowę znad wzmacniacza obrazu skaningowego mikroskopu elektronowego i popatrzył na niespodziewanego gościa.Keiji Inoguchi, stojący po drugiej stronie laboratorium przy pulpicie procesora, zrobił wielkie oczy, jakby jasnowłosa, szczupła Cardenas była gwiazdą filmową.–A czemu miałbym tam być?–Wszyscy, którzy nie mają zajęć związanych z obroną, powinni udać się do groty.–Fiu! – Zimmerman pstryknął palcami.–Rozkazy Douga Stavengera – dodała Cardenas.–Czemu więc ty nie jesteś w Grocie?Uśmiechnęła się szeroko, jakby bawiła ją ta szermierka słowna.–Pełnię służbę w izbie chorych.Przybiegłam tutaj, żeby sprawdzić, czy zostawiłeś nam zapas nanożukow terapeutycznych.–Nadal nad nimi pracujemy.Zwracając niebieskie jak bławatki oczy na Inoguchiego, Cardenas zapytała:–Pomaga mu pan?Inoguchi skłonił się głęboko i odparł:–Tak, mam zaszczyt asystować profesorowi Zimmermanowi.–Jest pan inspektorem ONZ, prawda?–Tak, to prawda.Ale prace medyczne, jakie tu wykonujemy, nie mają wymiaru politycznego.Zimmerman nastroszył się.–Uczy się wszystkiego, czego tylko może, żeby przygotować się do kierowania nanolaboratorium, gdy Yamagata przejmie Bazę.Inoguchi zrobił urażoną minę.–Pomagam panu z powodów humanitarnych!–Szpieguje mnie pan – burknął Zimmerman [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.