[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie słuchałam dalej.Włosy stanęły mi dęba, bo kwestię I to w samą porę Tadeusz powiedział moim głosem.To był mój głos, moja intonacja, mój akcent.Jak gdybym była duchem!Z zimną krwią oglądałam trzy odcinki filmu Ja, komediant: wystarczyło w porę nacisnąć guzik i na ekranie telewizora zaraz pojawiał się Tadzio opowiadający o sobie i swoim życiu, o swoich mistrzach i kolegach, o swoim teatrze.Żywy, uśmiechnięty, skupiony, zniecierpliwiony, przejęty.Krew w moich żyłach zamierała: mój duch czyhał na mnie przy każdym ujęciu, w każdym kadrze! Nie było mnie widać, ale ten uśmiech Tadzio skierował przecież do mnie, tym spojrzeniem u mnie szukał potwierdzenia, że wszystko dobrze idzie, że jest tak, jak powinno być.Raz nawet mnie słychać: podpowiadam, gdzie znaleźć stosowny cytat z Króla Leara! Tylko ja potrafię zidentyfikować, a może i w ogóle usłyszeć ten dźwięk.Zawsze przecież mówiłam sama o sobie, że mój głos przypomina pisk rozdeptywanej myszy! Ale ostatnio Tadeusz, który marzył o roli Leara, odpowiadał mi na to bardzo learycznym komplementem: Taki głos to skarb nieoceniony w kobiecie.Skarby ducha.Czytywałam wspomnienia różnych osób z poznańskiego teatru, dowiadywałam się, o czym Tadeusz mówił w tamten piątek, gdy patrzyłam na niego, paląc papierosa, przez uchylone na widownię drzwi, o czym mówił kiedy indziej - i dobrze na ogół znałam te słowa, bo często rozmawialiśmy o Królu Learze, bo często czytywaliśmy Króla Leara na głos, przy kuchennym stole, bo byłam Kordelią, Reganą, Gonerylą, Błaznem, Kentem.Ale przy wspomnieniu teatralnego krawca po prostu zamarłam: mój duch wyskoczył na mnie zbyt nagle, zbyt niespodzianie! Krawiec opowiadał wrocławskiemu „Notatnikowi Teatralnemu” o kostiumie Leara - i o życzeniach Tadeusza.A Tadeusz życzył sobie mieć kostium czarny, bardzo czarny, ale taki, żeby w tej głębokiej czerni mogły się czasem ukazać jakieś „przebłyski czegoś innego”, jakieś „ślady czerwieni”.Wiedziałam, o jakim kostiumie myślał Tadeusz.Chciał, żeby w czarnym płaszczu nagle mignęła purpura - jak krótki błysk w ciemnościach.Jak drgnienie podświadomości.Purpura nienarzucająca się, nie przez wszystkich nawet zauważona! Ale jednak istniejąca, konkretna, realna.Opowiadałam mu kiedyś z zachwytem o takim właśnie kostiumie.Dawno, bardzo dawno temu.I czym ja bym mogła rozbawić słuchaczy? Moje anegdotki nie są ani zbyt zabawne, ani dość łzawe, nie mają wyraźnego kształtu anegdoty, o niczym nie przesądzają, niczego nie rozstrzygają, wymagają niekończących się przypisów, dygresji i uzupełnień! Są być może zbyt wyrafinowane.Ale dwie historyjki - z życia wzięte - zrozumieją na pewno wszyscy.A ja przy okazji, w trosce o przyszłych badaczy polskiego teatru, sprostuję przynajmniej jedno nieporozumienie!Otóż w nocy z piątku na sobotę nikt nie mógł widzieć tytana pracy na scenie, „pełną parą grającego swoje monologi”, ponieważ tak zawsze oddany swemu zawodowi Tadeusz w tym czasie zajęty był czymś innym.W piątkową noc kleiliśmy (jak brutalnie pisze Szekspir) zwierzę o dwóch grzbietach.I pamiętam, że - nie w każdych okolicznościach milcząca - trochę się niepokoiłam, czy aby nie robię zbyt wiele nieskromnego hałasu.Mogło tak być, bo znacznie później jeden z poznańskich aktorów, mieszkający na tym samym co Tadeusz piętrze, wspomni własną bezsenność w te noce, gdy na krótko przed premierą jego sąsiad do czwartej rano niestrudzenie powtarzał swą rolę, scena po scenie, pełnym głosem.W tamtą noc tego nie robił.A ja później miałam sen.Śniło mi się, że Tadeusz spełnił swoją zapowiedź i zgolił brodę.Brodę króla Leara.I w moim śnie nagle tak bardzo dzięki temu odmłodniał, nagle stał się tak bardzo młody, promienny i zwycięski, że mnie po prostu przeraził: jak mogłam mu to doradzać, po co, dlaczego! Teraz, tak niewiarygodnie odmłodzonemu, będzie mu przecież stokroć trudniej zagrać starego i nieszczęsnego Króla! Czy to w ogóle będzie możliwe? Z tą rozjaśnioną szczęściem twarzą?Każdy normalny człowiek podobno dobrze wie, co oznacza taki sen.Ale ja spokojnie spałam aż do rana.VIITo była sobota, 22 lutego 1992, kilkanaście minut po drugiej.Tadeusz wypowiedział ostatnie słowa monologu obłąkanego Leara: Więc jakieś życie świta przede mną.Dalej, łapmy je, pędźmy za nim, biegiem, biegiem!, wyrwał się pilnującym go na scenie żołnierzom, w których chwilę wcześniej nie rozpoznał wysłanników ukochanej córki, bardzo szybko przebiegł scenę, zniknął w kulisie - i umarł.Nie, nie tak.W sobotę po południu, kilkanaście minut po drugiej, siedząc na widowni Teatru Nowego w Poznaniu zobaczyłam, jak obłąkany Lear wyrywa się żołnierzom i biegnie szybko przed siebie, bardzo szybko, być może zbyt szybko, i w chwilę potem zza kulis usłyszałam hałas.Jak gdyby przewróciło się krzesło.Jak gdyby runęły dekoracje.I już było po wszystkim.Nie.Klęczałam nad leżącym na podłodze Tadeuszem, a na lewej ręce miałam dwa zegarki, swój i jego, bo ktoś zdjął mu zegarek, obydwa cichutko tykały, ale nie patrzyłam na żaden z nich, ktoś pobiegł po nitroglicerynę, kto inny przyniósł ręcznik zmoczony zimną wodą, nic nie pomagało i w teatrze zapadła wielka cisza, czarna jak atrament, wciąż była sobota, Tadeusz leżał na podłodze i oczy miał szeroko otwarte, ale mnie nie widział, na chwilę położyłam dłoń na jego piersi i ktoś słusznie zwrócił mi uwagę, że przeszkadzam mu oddychać, ale nie czułam, żeby oddychał, nie słyszałam bicia serca, lekarz z pogotowia, które wkrótce przyjechało, też nic nie słyszał, a ja miałam głowę pełną cytatów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|