[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zrobiłam to samo.–Założę się, że puścisz to sobie w święta.Może nawet pokażesz dzieciom, jeśli będziesz jakieś miał.–Odwiozę cię do miasta.Wyjęłam komórkę.–Nie złapiesz tu sygnału.Miał rację.Mogłam iść pieszo, ale nie znałam drogi do Tuoneli.Całkiem niedaleko została zamordowana kobieta, a Evan Stroud szwendał się po okolicy.Nie miałam wyjścia.–Nie zrobię ci krzywdy.Graham może i był częścią jakiegoś makabrycznego świata, ale mimo wszystko wydawał się najbezpieczniejszą opcją.–No to mnie odwieź, dupku.81Rozdział 16 Rachel rozważała, czy nie zadzwonić do Davida i nie powiedzieć mu, żeby poczekał, bo ona zaraz wraca.Żeby zostawił jej kawałek pizzy.Zaklepał jej miejsce przy stoliku – a może i w życiu.Nie zrobiła tego.Przeszła na tył domu Evana, gdzie w kuchennym oknie świeciło blade światło.Zapukała.Nikt nie odpowiedział, więc pchnęła drzwi.Nie były zamknięte nawet na klamkę i otworzyły się powoli.Z powodu choroby Evan nie mógł używać zwykłych żarówek.Kuchnia była skąpana w ponurym, czerwonawym świetle, które nadawało jej wygląd ciemni fotograficznej.Zależnie od miejsca pomieszczenie prezentowało różne stadia zaniedbania oraz dekonstrukcji, będącej efektem remontów rozpoczętych przez poprzednich właścicieli i nigdy nieukończonych.W niektórych szafkach brakowało drzwiczek.Rozebrana do połowy ściana straszyła sterczącymi listwami i plackami kwiecistej tapety.Rachel weszła do środka – i głośno wciągnęła powietrze.Evan siedział na podłodze, oparty plecami o ścianę, z nogami wyciągniętymi i skrzyżowanymi w kostkach.Był bez koszuli, ręce miał oparte na udach, a dłonie oblepione błotem.Nie poruszył się.Nawet nie odwrócił głowy.–Rachel.– Jej imię spłynęło z jego ust, ciche jak oddech.Strasznie schudł.Nawet w słabym świetle widziała żebra rysujące się pod jego bladą skórą.Kiedy widzieli się po raz ostatni?Policzyła w myślach.Kilka miesięcy temu.Zanim dowiedziała się, że jest w ciąży.Przyszedł do kostnicy.Później zrozumiała, że chciał się pożegnać, zanim wbije jej nóż w plecy.Rachel długo przekonywała radę miasta, że należy wykupić Starą Tuonelę, zrównać wszystko z ziemią buldożerami i ogrodzić teren, by już nikt nie mógł tam chodzić.By już nikt tam nie zginął… Ale Evan wykupił im ziemię sprzed nosa.Nie powiedział jej nawet, że o tym myśli, a kiedy doszło do transakcji, nie przyznał, że to on za tym stoi.Dowiedziała się z gazety.82Sam się prosił o kłopoty.Narażał wszystkich mieszkańców Tuoneli na niebezpieczeństwo.I po co? Dla kawałka ponurej historii? Żywi są o wiele ważniejsi niż martwi.Może i nie był wampirem, jak twierdzono w Tuoneli, ale nie można mu było ufać.Zranił cię.Tak.Evan wygramolił się na równe nogi i spróbował stanąć prosto.Jedną rękę oparł o szafkę, a drugą położył na biodrze.Po prawej stronie jego klatki piersiowej, tuż poniżej sutka, widniała czerwona, wypukła blizna.Druga identyczna znajdowała się kilkanaście centymetrów dalej, na ręce.Rany po kulach.Rachel zamknęła na chwilę oczy i wzięła głęboki oddech, starając się nie poruszyć.Ilekroć się spotykali, jakaś dziwna siła przyciągała ją do Evana.Próbowała z tym walczyć, ale nie zawsze jej się udawało…Tu jest tak ciemno… Tak ponuro…Rozkojarzenie i dezorientacja Evana były ewidentne, choć mężczyzna próbował udawać, że wszystko jest w porządku.Graham nie powinien tu mieszkać.To nie jest miejsce dla nastolatka.Od Evana nie było czuć alkoholu.Graham miał rację.–Byłeś na słońcu? – Może cierpiał z powodu kontaktu ze światłem? Wiedziała, jak bardzo go to osłabia.Jego włosy były za długie i skołtunione, a szczękę pokrywała ciemna szczecina, ostro kontrastująca z bladością twarzy.–Prowadziłem wykopaliska.–W Starej Tuoneli?–Tak.–W nocy?–A kiedy? Graham kazał mi przestać z powodu deszczu.Ale wcale nie padało tak mocno.To mi nie przeszkadza.Teraz zobaczyła, że jego dżinsy są przemoczone do suchej nitki.Nagle uświadomiła sobie, że Evan patrzy na nią lekko speszony, ale z półuśmiechem, jakby się cieszył, że wpadła.Łamał jej serce.Zawsze to robił.Kochała go, odkąd sięgała pamięcią.Kochała go miłością bez przyszłości, która narażała ją na niebezpieczeństwo, obnażała i odsłaniała na ciosy.80 Evan mógł ją zranić.Już ją zranił.Dziecko się poruszyło.Jezu.Jakby zrobiło salto.Poczuła coś, co mogło być małą piętą prześlizgującą się po wnętrzu jej brzucha.Dotknęła górnego guzika płaszcza, sprawdzając, czy jest zakryta.Niedobrze.Evan jest w zbyt kiepskim stanie psychicznym.Zawsze myślała o innych.A co z nią? – Co tutaj robisz? – zapytał.–Graham do mnie zadzwonił.Martwił się o ciebie.–Nic mi nie jest.Wszystko jest w porządku.Bądź przyjaciółką.Zachowuj się jak zatroskana przyjaciółka, powiedziała sobie.–Nie wydaje mi się.Co się dzieje, Evan? Poza wykopaliskami? Myślę, że powinieneś się przeprowadzić z powrotem do Tuoneli.Ty i Graham.–Wszyscy ciągle mi to mówią.–Kto?–Mój ojciec.Graham.–Mają rację.–Ja muszę być tutaj.Podeszła bliżej.Wyciągnęła rękę i dotknęła jego twarzy, jego szczęki, zmusiła go, by na nią spojrzał, by jej słuchał.–To miejsce nie jest dobre dla ciebie.Nie jest dobre dla nikogo.Evan odwrócił twarz i dotknął ustami jej dłoni.Wciągnął głęboko powietrze.–Pachniesz inaczej.Jej serce łomotało jak szalone i musiała użyć całej siły woli, by się do niego nie przytulić.–To pewnie nowy środek do dezynfekcji, którego używam w prosektorium.– Próbowała cofnąć rękę, ale przytrzymał ją.–To ty.Jest w tobie coś innego.Twoja krew… – Umilkł, szukając odpowiedniego określenia.– Ona śpiewa.Coś jest nie tak.I to bardziej niż zwykle.Zdołała wyrwać mu dłoń.–O czym ty mówisz?–Słyszę ją.81 – Z jej gardła wyrwał się dziwny, niespokojny odgłos.–A teraz się boisz.Czuję zapach twojego strachu.Nigdy dotąd się mnie nie bałaś.Nie bój się mnie.– Niemal słyszała, jak obracają się tryby w jego mózgu.– Mam nadzieję, że nie zaczęłaś nagle wierzyć w te bzdury o wampirze.–Nie.Oczywiście że nie.– Naprawdę był inny i budził w niej niepokój.Coś jest nie tak.Cofnęła się, odsuwając od niego.Sięgnęła dłonią za siebie i wymacała drzwi.–Muszę już iść.– Komórkę miała w kieszeni.Ale czy złapie sygnał? Pewnie nie.–Dopiero przyjechałaś.–Weź prysznic, Evan.Weź prysznic i połóż się spać.Jutro poczujesz się lepiej.–Nie idź.–Zadzwonię do ciebie.– Uspokój go.– Jutro.Porozmawiamy.–Zostań ze mną, Florence.Na kilka mgnień czas się zatrzymał.–Nazwałeś mnie Florence?Jego oczy zaszły mgłą, jakby zaglądał w głąb siebie.–Rachel – poprawił się.– Chciałem powiedzieć Rachel.–Ale powiedziałeś Florence [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.