[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mimo wolnego tempa marszu, musiała wytężać wszystkie mięśnie i nerwy, aby nie kuleć.Czy jeszcze kiedykolwiek odważy się usiąść? Szła w otaczającym ją czcią towarzystwie przynajmniej dwunastu książąt.Spoglądali ze zdumieniem i podziwem na tę zielonooką, złotowłosą kobietę, która potrafiła jeździć konno, polować z sokołem, względnie dobrze strzelać z łuku i w dodatku twierdziła, że jest samodzielnie sprawującą władzę królową.Arakkaran nigdy nie oglądał podobnego cudu.Cud natomiast czuł się jak wrak.Oczy piekły Inos od pyłu i słońca.Połowa piasku pustyni przylgnęła do jej włosów.Jeszcze trochę podobnej poniewierki, a miałaby cerę niczym papier ścierny.Niemniej jednak przeżyła ten dzień.Została jednym z chłopców.Nie udało jej się odbyć poufnej pogawędki z Azakiem, nie mogła więc twierdzić, że odniosła całkowite zwycięstwo.Jakkolwiek wielki zachwyt ogarnął resztę książąt z królewskiego rodu, sułtan ignorował Inos od chwili, gdy zsiadła z grzbietu Złego.Przez większość czasu był ledwie widoczny gdzieś bardzo daleko, prowadząc samobójcze szarże po skalistych wzgórzach.Inos nie mogła więc twierdzić, że zwyciężyła.Pojedynek nie przyniósł nierozstrzygnięcia, co pozwoli jej na wznowienie walki w dniu jutrzejszym.Jutro jednak nie planowano polowania z sokołami.Książęta mieli ścigać zwierzynę konno.Odrażające!Postarzały, korpulentny książę drepczący z jej lewej strony snuł zdyszanym głosem nie kończącą się opowieść o sztylecie, kamiennej lawinie i jakiejś nieszczęśliwej kozie, którą zarżnął na długo przed narodzeniem się Inos.Drugi, znacznie młodszy, kroczący z prawej, nieustannie przysuwał się zbyt blisko, a jego palce wędrowały tam, gdzie nie trzeba.Na ciemniejącym niebie pojawiały się pierwsze gwiazdy.Inos przerzuciła leniwie szpicrutę na prawą stronę.Poczuła, że zadała satysfakcjonujące uderzenie.–Niewiarygodne! – szepnęła, gdy niestrudzonemu narratorowi zabrakło tchu podczas wspinaczki na schody.Błąd! Następne słowo na jej liście to „fascynujące”! Musi zachowywać porządek alfabetyczny, żeby nie okazać się nietaktowna i nie powtórzyć czegoś dwa razy.Niemniej… to już niedługo.Pochód ruszył po płaskim terenie i morderca kóz wznowił swą opowieść.Palce ponownie przystąpiły do akcji.Wreszcie Bogowie okazali miłosierdzie i Inos dotarła do swych pokojów.Wartownicy stanęli na baczność, wybałuszywszy szeroko oczy na widok podobnej eskorty.Drzwi otworzyły się na dyskretny sygnał.Inos odwróciła się i uśmiechnęła do wszystkich książąt.–Wasze Książęce Wysokości, dziękuję wam! Do jutra?Piętnaście albo szesnaście książęcych turbanów pochyliło się w niskim ukłonie.Inos odwzajemniła ów gest, tłumiąc jęk bólu.Nagle – o boska łasko! – znalazła się w środku i wielkie drzwi zatrzasnęły się za nią.Oparła się o nie plecami.Posypał się na nią grad pytań.Odniosła wrażenie, że stoi twarzą w twarz z całą żeńską populacją Zarku.Zebrane jazgotały podekscytowane, podczas gdy Zana daremnie usiłowała zaprowadzić wśród nich porządek.Były to jednak jedynie kobiety zmarłego księcia Hakaraza.Wszystkie gorąco pragnęły usłyszeć opowieść o dzisiejszym cudzie.Przez moment Inos czuła silny przypływ irytacji.Potrzebowała kąpieli i masażu oraz – być może – czegoś do jedzenia, a potem długiego snu.Nie miała ochoty opowiadać historii swego życia! Wkrótce irytacja ustąpiła miejsca litości.Było to też dziwnie pochlebiające.Uniosła rękę.Jazgot ucichł.Słychać było jedynie kilka oszołomionych, płaczących niemowląt.–Później? – zaproponowała.– Tak, byłam na polowaniu z książętami.Ale, proszę was, później! Kiedy już się wykąpię i przebiorę, opowiem wam o wszystkim!Uśmiechnęła się tak szczerze, jak tylko zdołała, starając się nie myśleć o oczekującym ją długim wieczorze.Pokuśtykała za Zaną w poszukiwaniu Kade, słysząc pełne podniecenia obietnice dotyczące gorącej wody i jedzenia przebijające się przez wrzawę, która rozbrzmiała na nowo.Ich droga wiodła przez labirynt pokojów, a potem na zewnątrz, na wysoko położony balkon.W powietrzu przemknęło stado barwnych, skrzeczących drwiąco papug.Niebo było baldachimem z kobaltowego zamszu, widocznym ponad Morzem Wiosennym.Nad tańczącymi nieustannie na wietrze palmami lśniło kilka wczesnych gwiazd.Na dole, w zatoce, białe żagle dhow i feluk śmigały ku swym gniazdom niczym widma sów.Kade spoczywała w pozycji półleżącej na wyściełanej otomanie.Pogryzała daktyle.Mimo że było już dosyć ciemno, w wyciągniętej ręce trzymała książkę.Na stole obok stała pokryta szronem karafka z jakimś zimnym napojem.Sam ten widok wystarczył, by Inos poczuła pieczenie w ustach.Z bólem we wszystkich stawach osunęła się znużona – bardzo ostrożnie – na poduszki u boku ciotki.Zdała sobie nagle sprawę, że przez cały dzień ani razu nie pomyślała o ojcu.Ani o Andorze.Zana nalewała już do pucharu coś, czego bulgot wydawał się Inos muzyką.Kade odłożyła książkę i uśmiechnęła się do bratanicy.Jej oczy przypominały zimowe niebo.–Miałaś udany dzień, moja droga?Inos wydała z siebie ochrypły, gardłowy dźwięk.Napiła się.Cudownie! Lód! Zimna lemoniada! Cóż to były za czary?–Wspaniały! I okropny.Czuję się jak tarta bułka.Wysuszona i pokruszona.Myślę jednak, że wywarłam wielkie wrażenie, ciociu.–Jestem tego pewna.Zana ulotniła się taktownie.Bogowie dajcie mi siłę – pomyślała Inos.Nie ulegało wątpliwości, że dziś rano potraktowała Kade z pewna nonszalancją.–Przykro mi, jeśli cię zaskoczyłam, ciociu.Wiesz, że jestem impulsywna! Wydawało mi się, iż to wspaniała okazja, by, hmm, spotkać się z miejscową szlachtą.–Rzecz jasna, zawsze bardzo dobrze radziłaś sobie z ptakami.Inos omal nie zakrztusiła się drugim łykiem cudownego eliksiru.–Widziałaś to?Kade skinęła głową.–Jej Sułtańska Mość pokazała mi cię w magicznym zwierciadle.Tylko kilka minut, gdy wyruszałaś w drogę.Czy upolowałaś coś godnego uwagi?Jastrząb Inos zamienił jednego pechowego gołębia skalnego w kłąb krwi i pierza, Kade jednak mogła mieć na myśli coś innego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|