[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy mogę już pójść do swojego pokoju?- Nie, dopóki nie powiesz mi, co miałaś mi wyznać.Zaśmiała się.- Dobrze, drogi mężu, powiem ci wszystko.Tak naprawdę jestem znana jako flądra z St.Austell.Damien byl jednym z moich licznych kochanków.Tylu ich było, że sama nie mogę spamiętać.Zaczęłam dość wcześnie, no wiesz, może nawet tak wcześnie jak ty.Nie miałam więcej niż czternaście lat, kiedy jeden wyjątkowo męski stajenny zabrał mnie do stodoły.Nigdy nie zapomnę, jak mnie całował, jak.- Przestań!Rafael poderwał się na równe nogi.- Wynoś się - powiedział cicho.- Wynoś się stąd.Wreszcie mi się udało, pomyślała, podnosząc się z trudnością.Czuła w nodze skurcz spowodowany niewygodną pozycją i musiała złapać się za klamkę, aby nie upaść.Rafael nic nie zauważył.Odwrócił się od niej.Po raz ostatni spojrzała na niego gorzko i wśliznęła się do swojego pokoju.Nie zamknęła drzwi na klucz.Nie było takiej potrzeby.Wcześnie następnego ranka Victoria otworzyła cicho drzwi swojej sypialni, rozejrzała się po korytarzu i powoli wyciągnęła walizę z pokoju.Ze smutnym uśmiechem pomyślała, że jej bagaż nie jest dużo cięższy, niż kiedy Rafael ocalił ją z rąk przemytników.Wydawało jej się to tak odległe.Wieki temu.Najciszej jak mogła, przekradła się korytarzem do schodów.Przystanęła na chwilę, spoglądając na mroczne wejście.Oczywiście pani Ripple jeszcze nie urzędowała.Victoria modliła się, by Tom spał w domu, a nie w stajni.Powoli zakradła się do dębowych drzwi wejściowych, otworzyła je i wyszła.Poranek był chłodny i mglisty.Owinęła się ciaśniej peleryną i przeciągnęła walizę w stronę małej stajni, ustawionej prostopadle do dworku.Miała zamiar zabrać jego ogiera, Gadfly'a.Podniosła głowę.Miała też zamiar pojechać do Londynu, do pana Westovera.Na pewno Rafael kłamał, mówiąc o jej spadku.Nie mógł on przejść całkowicie na niego, tylko dlatego, że biskup Burghley wypowiedziałparę słów.Nie, nic nie może być aż tak niesprawiedliwe.Całą noc doskonaliła swój plan.Nie była głupia i wiedziała, że jej noga wytrzyma najwyżej trzy godziny jazdy dziennie.Wzwiązku z tym powrót do Londynu zajmie jej przynajmniej cztery dni.Pomyślała też trochęniepewnie, że rzeczywiście piętnaście funtów może jej nie wystarczyć.Wśliznęła się do ciepłej, ciemnej stajni.Poczuła woń skóry, siemienia lnianego, siana i konia.Zapachy podnoszące na duchu, pomyślała.Odnalazła ogiera Rafaela i przemówiła do niego łagodnie, żałując teraz, że nie zabrała ze sobą czegoś do jedzenia z kuchni pani Ripple.Gdy zakładała koniowi uzdę w przyćmionym świetle błysnęła jej obrączka.Piękny szafir otoczony małymi, idealnie przyciętymi brylantami.Uśmiechnęła się powoli.Miała więcej niż piętnaście funtów.Zastawi obrączkę.Obejrzała siodło, a następnie wyprostowanymi ramionami zarzuciła je na szeroki grzbiet ogiera.Gadfly parsknął i przesunął się odrobinę w głąb swojego boksu.- Cichutko - powiedziała.- Proszę, nie ruszaj się.teraz dobrze, Gadfly.Dobry konik.Zacisnęła popręg i powoli wyprowadziła ogiera z boksu.Podniosła walizę i zawiesiła ją za skórzane rączki na łęku.- Spokojnie.Za chwilę już nas tu nie będzie.- Bardzo w to wątpię, Victorio.Obróciła się i ujrzała Rafaela stojącego z założonymi rękami u wejścia do stajni.Miałna sobie jedynie pumpy i białą koszulę.Jego stopy były bose.Przez chwilę nie wiedziała, co powiedzieć.Przecież zachowywała się tak cicho!Oparła policzek na siodle, gorąco pragnąc, by Rafael w magiczny sposób zniknął, pragnąc by to, co widzi, było jedynie senną marą.Ale on oczywiście nie zniknął.- Jak to możliwe? Zachowywałam się tak cicho!- Przyszło mi do głowy, że nie jesteś w nastroju do wykonywania inteligentnych posunięć.Tylko bardzo niemądra kobieta zdecydowałaby się na ucieczkę z zaledwie piętnastoma funtami.Tym wyczynem udowodniłaś swoją głupotę.- Mam więcej niż nędzne piętnaście funtów.- W momencie, kiedy wypowiedziała te słowa, już żałowała, że nie trzymała buzi zamkniętej na kłódkę.Spojrzała na ogiera i oceniła swoje szanse ucieczki, gdyby spróbowała wskoczyć na siodło i uciec Rafaelowi.Rafael jak gdyby czytał w jej myślach.- Nawet nie próbuj, Victorio.Jeśli chodzi o twój mizerny spadek, już wszystko sprawdziłem.Nie próbowałaś mnie okraść.Oczywiście, to by oznaczało koniecznośćwśliznięcia się do mojej sypialni.Nie sądzę, żebyś posunęła się do tego.Mógłbym przecieżsię obudzić, a wtedy ty, moja droga, w okamgnieniu znalazłabyś się w moim łóżku, na plecach.Zmusiła się, by się wyprostować i spojrzeć na niego.Stali w odległości dobrych sześciu metrów od siebie i to jej dodawało odwagi.- Dlaczego to robisz? Dlaczego nie jesteś zachwycony faktem, że chcę wyjechać i zniknąć z twojego życia?Machnął prawą dłonią.- Miałaś zamiar sprzedać mojego ogiera w Londynie?- Nie! - Jednakże w tej samej chwili zdała sobie sprawę, że pomyślałaby o tym wcześniej czy później.- Gdybyś oczywiście w ogóle dotarła do Londynu, w co szczerze wątpię.Nie ma tu żadnych przemytników, ale są bandyci, Victorio, których wprawiłoby w ekstazę spotkanie z takim wspaniałym kąskiem jak ty.- A co ciebie to obchodzi?- Oczywiście, najpierw by cię zgwałcili, a potem najprawdopodobniej zabili.- A co ciebie to obchodzi? - powtórzyła.- Wtedy nie byłoby żadnych wątpliwości, że moje pieniądze należą do ciebie.- Nie ma żadnych wątpliwości również teraz, kiedy jesteś żywa.- Nie wierzę ci! To by było zbyt niesprawiedliwe.Nie, ty kłamiesz!- Zimno mi w stopy - powiedział.- Wracamy do domu.- Nie, nigdzie z tobą nie pójdę!W jej głosie usłyszał panikę i to go zmartwiło.Sprawiło, że poczuł się okropnie winny.A niech ją skłamała mu, nie zasługiwała na żadne względy na żadne.- Chodź tu, Victorio.- Nie.I jako że wydajesz się taki zaniepokojony tym, że nie mam pieniędzy, chciałam cię poinformować, że mam zamiar sprzedać obrączkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.