[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jedna z nich straciła nogę od kolana w dół.Druga miała okropną ranę klatki piersiowej, a obfity krwotok uniemożliwił szybkie ustalenie skali obrażeń.Po zrobieniu rentgena okazało się, że wklatce piersiowej mężczyzny utkwiła stopa i łydka drugiej ofiary.Wnętrze Miejskiego wygląda jak labirynt zbudowany przez wariata.Niekończące się korytarze nad i pod ziemią łączą tuzin oddzielnychgmachów.Na każdym rogu wiszą duże zielone tablice wskazujące drogę,ale niewiele to pomaga; naprawdę trudno się w tym wszystkim połapać.Kiedy przemierzałem jeden korytarz za drugim, przypomniał mi się mójstaż.Wróciły znajome zapachy i obrazy.Dziwne tanie mydło oszczególnej woni, którego nie używano nigdzie indziej.Papierowe torbywiszące przy każdej umywalce; jedna na jednorazowe ręczniki, a druga nagumowe rękawiczki – z przyczyn ekonomicznych szpital mył iwykorzystywał je ponownie.Plastikowe identyfikatory z czarnymi,niebieskimi lub czerwonymi ramkami przydzielanymi w zależności dofunkcji i specjalności.Przepracowałem w Miejskim dwanaście miesięcy iw tym czasie wykonałem kilka sekcji dla koronera.Sekcja zwłok jest wymagana przez prawo w czterech przypadkach.Każdypatolog zna je wszystkie na pamięć:Jeśli pacjent zmarł w niezwykłych lub związanych z przemocąokolicznościach.Jeśli zgon nastąpił w chwili przyjęcia do szpitala.Jeśli pacjent umarł w ciągu dwudziestu czterech godzin od przyjęcia.Jeśli pacjent zmarł poza szpitalem i nie znajdował się w tym czasie podopieką medyczną.W każdym z tych czterech przypadków autopsję wykonuje się wMiejskim.Boston, podobnie jak wiele innych miast, nie ma oddzielnejkostnicy policyjnej.Pierwsze piętro Budynku Mallory'ego, siedzibypatologii, jest przeznaczone dla koronera.W standardowych przypadkachsekcję zwłok przeprowadzają najmłodsi rezydenci patologii ze szpitala, z którego pochodzi pacjent.Dla żółtodziobów, którzy pracują w szpitalu mniej niż rok i wciąż się denerwują, autopsja dla koronera to bardzo stresująca sprawa.Nowicjusz nie wie jeszcze, jak wygląda na przykład ofiara zatrucia lub porażenia prądem elektrycznym, i obawia się, że przeoczy coś ważnego.Przekazywana wśród rezydentów z pokolenia na pokolenia rada, jak uporać się z tym problemem, brzmi: trzeba sporządzić jak najpełniejszą dokumentację – robić dokładne notatki, jak najwięcej zdjęć i „wszystko przechowywać", czyli sporządzić preparaty tkanek wszystkich organów wewnętrznych i zachować je na wypadek, gdyby doszło do procesu, w którym wyniki okażą się istotne.„Przechowywanie wszystkiego" to oczywiście bardzo kosztowny interes.Trzeba mieć dodatkowe naczynia, dodatkowy utrwalacz i dodatkowe miejsce w zamrażarce.Kiedy jednak chodzi o autopsje dla policji, rezydenci bez mrugnięcia okiem zadają sobie ten trud.Ale nawet przy tych wszystkich środkach ostrożności człowiek się denerwuje.Kiedy dokonuje się sekcji zwłok, zawsze gdzieś głęboko tli się strach, ta przerażająca obawa, że prokurator albo obrońca zażąda rozstrzygnięcia jakiejś kluczowej kwestii, której nie wzięło się pod uwagę, ponieważ nie rozważyło się wszystkich hipotez.Z jakiegoś tajemniczego powodu, którego nikt już nie pamięta, tuż za drzwiami do Budynku Mallory'ego stoją dwa nieduże kamienne sfinksy.Za każdym razem, kiedy je widzę, ciarki przechodzą mi po plecach: sfinksy na patologii trącą mi egipskimi komnatami do balsamowania zwłok.Albo czymś podobnym.Poszedłem na pierwsze piętro, żeby rozmówić się z Alice.Była nie w sosie; autopsja jeszcze się nie rozpoczęła, doszło do jakiegoś opóźnienia; w ogóle wszystko brali diabli.Zapytała mnie, czy wiem, że w zimie czeka nas epidemia grypy? Powiedziałem, że wiem.–Kto robi sekcję Karen Randall? Alice skrzywiła się z niesmakiem.–Przysłali kogoś z Memoriala.Nazywa się Hendricks, jeśli się nie mylę.Zaskoczyło mnie to.Spodziewałem się, że przydzielą do tej sprawy kogoś doświadczonego.–Jest w środku? – spytałem, kiwając głową w stronę drzwi w głębi korytarza.–Ehę – mruknęła.Otworzyłem podwójne drzwi i, minąwszy rząd chłodni, w których przechowywano zwłoki, doszedłem do tabliczki z napisem: WSTĘP TYLKO DLA PERSONELU.Pchnąłem drewniane, pozbawione okna drzwi wiodące do prosektorium.W kącie rozmawiali dwaj mężczyźni.Sala była duża, pomalowana na mdły pistacjowy kolor.Pod niskim sufitem biegły nieosłonięte rury, za posadzkę służyła betonowa wylewka; w takim miejscu nie wydaje się pieniędzy na wystrój wnętrz.Pośrodku, w równym rządku, stało pięć stołów z nierdzewnej stali, każdy długi na sto osiemdziesiąt centymetrów.Po lekko pochylonych blatach spływała do zainstalowanych poniżej zlewów woda, która podczas sekcji zmywa krew i strzępy tkanki.Wbudowany w okno z matową szybą wielki wentylator był włączony.Podobnie jak chemiczny odświeżacz powietrza, rozpylający erzac zapachu świerku.Z boku mieściła się szatnia, w której patolodzy mogli się przebrać.Przyścianie zamontowano cztery duże umywalki, nad jedną z nich widniał napis: TYLKO DO MYCIA RĄK.W pozostałych myło się instrumenty chirurgiczne i wyjęte organy.Pod ścianą w głębi stał rząd prostych szafek ze słoikami na preparaty, utrwalaczami, gumowymi rękawiczkami oraz aparatem fotograficznym.Bardziej osobliwe organy często fotografuje się przed usunięciem.Kiedy wszedłem, dwaj mężczyźni odwrócili głowy w moją stronę.Rozmawiali o leżących na najdalszym stole zwłokach.Rozpoznałem jednego z nich, rezydenta o nazwisku Gaffen.Znałem go trochę.Był bardzo bystry i dość złośliwy.Drugiego mężczyzny jeszcze nigdy nie spotkałem.Zgadywałem, że to Hendricks.–Cześć, John – powitał mnie Gaffen.– Co cię tu sprowadza?–Sekcja Karen Randall.–Zaraz się zacznie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.