[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niech będzie, ale boję się tego.Bo gdybyś ty, no, nie wiem, zniknął, czy coś takiego, nie wiem, czybym sobie z tym poradził", „Boże, Tyler, ja niczego takiego nie planuję.Słowo.Wyluzuj się, dobra? O, tam zaparkuj." %,Obiecujesz, że powiesz mi wcześniej? No, to znaczy, gdybyś miał wyjechać gdzieś, przeobrazić się w coś, czy co ci tam chodzi po głowie.„Nie bądź taki pesymista.No pewnie, obiecuję".„Tylko nie zostawiaj mnie samego, to wszystko.Ja wiem, każdemu wydaje się, że jestem taki zadowolony z życia i w ogóle, ale posłuchaj: coraz mniej mnie to obchodzi.Nabijasz się ze mnie i moich kumpli, a ja rzuciłbym to wszystko z miejsca, gdybym tylko miał jakiś sensowny wybór".„Tyler, przestań".„Andy, ja tak mam dość być zazdrosnym o wszystko." - Nie przestanie.- „I boję się, nie widzę żadnej przyszłości.I nie rozumiem tego mojego odruchu, żeby z wszystkiego się nabijać.To mnie dopiero przeraża.Andy, to tylko tak wygląda, że mam wszystko w dupie.Wcale nie.Ja tylko tego po sobie nie okazuję.I sam nie wiem, dlaczego".ZIELONA KRESKA: Umiejętność rozróżniania między zazdrością a zawiścią.Idąc pod górę ku mauzoleum, zastanawiam się, o co mu chodziło.Chyba będę musiał być (jak mawia Claire) „odrobineczkę optymistyczniej nastawiony do życia".Tylko, że to takie trudne.*****W Brookings przeładowano w porcie czterysta tysięcy kilogramów ryb, zaś w Klamath Falls odbył się udany pokaz bydła mięsnej rasy Aberdeen Angus.Oregon jest też krajem prawdziwie płynącym miodem: w roku 1964 było tam zarejestrowanych dwa tysiące pszczelarzy.IRONIA ODRUCHOWA: Skłonność do ironiczno-dowcipnych uwag w codziennych rozmowach.BLOKADA ANTYDRWINOWA: Taktyka życiowa polegająca na powstrzymywaniu się od jakichkolwiek emocjonalnych reakcji, by nie narazić się na kpiące uwagi rówieśników.Blokada antydrwinowa jest głównym celem ironii odruchowej.APATIA SŁOWOPOCHODNA: Przekonanie, że żadna czynność nie jest warta zachodu, jeżeli nie można stać się dzięki niej bardzo stawnym.Apatia sławopochodna przypomina lenistwo, ale jej korzenie sięgają głębiej.Mauzoleum wietnamskie nazywa się Ogrodem Pociechy.To Guggenheimowska spirala wcinająca się wykopami i mostkami w górskie zbocze, przypominające stertę szmaragdów upstrzonych jarzynowym sprayem.Zwiedzanie rozpoczyna się przy dolnym końcu wijącej się dróżki.Idąc w górę, czyta się na kolejnych głazach o eskalacji działań wojny wietnamskiej, skontrastowanych z opisami codziennego życia w Oregonie.Pod każdym z tych tekstów wyryto nazwiska wygolonych na jeża chłopców z Oregonu, którzy zginęli w obcym błocie.Jest to niezwykły dokument, a zarazem przedziwne miejsce.Przez cały rok pojawiają się tu goście i żałobnicy najróżniejszego wieku i wyglądu, w różnych stadiach psychicznej dezintegracji, rekonstrukcji i reintegracji, pozostawiając za sobą bukieciki kwiatów, listów i rysunków, często koślawych, dziecinnych, i oczywiście łzy.Tyler zachowuje minimum przyzwoitości, to znaczy nie podśpiewuje i nie tańczy, czego można by się po nim spodziewać w miejscowym centrum handlowym.Po jego wcześniejszym wybuchu nie ma już ani śladu; jestem całkiem pewien, że nigdy już o tym nie wspomni.- Nie rozumiem.No, bo rzeczywiście tu fajnie i tak dalej, ale co cię interesuje Wietnam? Przecież to się skończyło jeszcze zanim wszedłeś w wiek dojrzewania.- Za wiele o tym nie wiem, ale trochę pamiętam.Trochę, głównie biało-czarne obrazy z telewizji.Kiedy dorastałem, Wietnam był jedną z barw gdzieś w tle, jak czerwień, błękit, czy złoto – wszystkiemu nadawał swój odcień.A potem nagle zniknął.Wyobraź sobie, że budzisz się któregoś dnia i zauważasz, że nie ma już zielonego koloru.I ja przyjeżdżam tu, żeby zobaczyć kolor, którego nie widzę już gdzie indziej.- No, w każdym razie ja tam nic nie pamiętam.- I dobrze.To były paskudne czasy.Wymykam się pytaniom Tylera.No dobra, myślę sobie, to prawda, że był to paskudny czas.Ale był to też jedyny, jaki mnie kiedykolwiek spotka, prawdziwie historyczny czas, z historią przez duże H, bo potem historia zmieniła się w doniesienia prasowe, strategie marketingowe i cyniczne narzędzie walki politycznej.Zresztą, zaraz, zaraz, tak wiele tej prawdziwej historii to ja nie zaliczyłem - pojawiłem się na koncercie, kiedy kończył się ostatni występ.Ale widziałem dość i dziś, w dziwacznym braku innych odniesień czasowych, potrzebuję czuć się związany z jakąkolwiek ważną przeszłością, choćby związek ten miał być bardzo słaby.Mrugam oczyma, jakbym wychodził z transu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|