[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zawrzyjmy układ - zaproponowałem, podnosząc szybko swój pistolet z siedzenia i chowając go z powrotem do kabury.Wygładziłem nad nim marynarkę i przyciągnąłem Laurę do siebie.Między nami leżał kot, a ja usadowiłem się tak, aby Laura mogła oprzeć się głową o moje ramię.Nasze czoła zetknęły się i ująłem w dłonie jej głowę.- Za długo już dźwigałaś ten ciężar sama.Teraz będę cię wspierał.Masz pojęcie, czego będziemy w stanie dokonać we dwójkę?- Niewiele dokonamy, odkąd się zdekonspirowałam.Teraz już muszę cię wtajemniczyć we wszystko, bo moje instrukcje straciły aktualność.- No więc mów, słucham.Pracuję w DEA, to znaczy w brygadzie antynarkotykowej.Jeszcze ze szpitala zadzwoniłam do szefa i zameldowałam mu, że chciano mnie otruć.Kazał mi się na razie przyczaić i czekać, aż spróbuje przewąchać, co oni już wiedzą i jak się tego dowiedzieli.Oczywiście wspomniałam mu o tobie, ale wtedy jeszcze bardziej się zawziął, że niby nie po to tyramy jak dzikie osły, żeby FBI zdmuchnęło nam sprawę sprzed nosa.Przepraszam cię, Mac, że musiałam cię okłamywać.- Ten wasz szef musi być strasznie pewny siebie, ale chyba jeszcze nie załapał, że to był zamach na twoje życie!- Na razie zdążyłam zdobyć kwalifikacje dyplomowanej bibliotekarki.Przyswoiłam prawie cały materiał wymagany na tym stanowisku.- A jak się naprawdę nazywasz?- Laura to moje prawdziwe imię, zmieniłam tylko nazwisko, bo naprawdę nazywam się Bellamy.Przybyłam tu przed czterema miesiącami w tajnej misji dotyczącej narkotyków.-.a także Paula i Jilly, prawda? - dodałem powoli, przyglądając się jej uważnie.Laura zbladła, lecz z odpowiedzią zwlekała, mając świadomość, że to, co powie, może mnie zmartwić.Pomogłem jej więc: - No, wyrzuć to wreszcie z siebie!Tymczasem Grubster głośno miauknął, więc Laura zwróciła się najpierw do niego:- Prześpij się teraz, Grubster, masz dosyć wrażeń jak na jeden dzień.- Przymknęła oczy, przebierając palcami w futrze kota.Po chwili jego mruczenie wypełniło wnętrze samochodu i dopiero wtedy Laura zaczęła mówić: - Jakieś pięć miesięcy temu policyjne jednostki prewencji zaalarmowały nas, że wynaleziono nowy narkotyk, szybko uzależniający i tani w produkcji.- Czyli coś, o czym marzy każdy dealer?- Właśnie, przynajmniej takie pogłoski miał rozgłaszać niejaki John Molinas.Podejrzewaliśmy, że szmugluje prochy na większą skalę, ale nie mieliśmy na to dowodów.W przeszłości miał powiązania z mafią narkotykową, której bossem był Del Cabrizo.- Coś o nim słyszałem.- Czasem pojawia się w Stanach, ale tylko po to, aby zagrać nam na nosie.Mnie natomiast przysłano tutaj, gdy doszły nas słuchy, że w tę sprawę zamieszany jest miejscowy rekin finansowy, mianowicie pan Alyssum Tarcher.Muszę przyznać, że mnie zatkało, wytrzeszczyłem na nią oczy.- Tarcher jest wspólnikiem Dela Cabrizo?- Gorzej, bo John Molinas jest szwagrem Tarchera.Pewnie dlatego wciągnął go w swoje nieczyste interesy.- No, to rzeczywiście sensacja! - przyznałem.- Wiedziałem, że to wpływowy facet, a tu się okazuje, że do tego kawał drania!- Na to wygląda.Nas to też trochę zaskoczyło, bo przez ostatnie kilka lat John Molinas siedział cicho.Nie wiedzieliśmy, czy sumienie go ruszyło, czy może lekarz wykrył u niego raka? Dopiero kiedy do tej układanki doszlusował jeszcze Alyssum Tarcher, nietrudno było skojarzyć to z niespodziewanym przybyciem z Filadelfii dwojga biegłych farmakologów, Paula i Jilly Bartlettów, którym Tarcher sprzedał dom za symboliczną cenę.Zestawiliśmy z sobą te fakty i wzięliśmy na spytki ich poprzednich pracodawców, firmę VioTech.Udało się nam wyciągnąć od nich, że Paul i Jilly pracowali przedtem nad specyfikiem wspomagającym pamięć.Brzmi to jak pomysł z kiepskiej powieści, ale nasi ludzie powtórzyli całe doświadczenie i przekonali się, dlaczego VioTech nakazał przerwać prace nad tym środkiem.Może on i coś poprawiał, ale przede wszystkim był toksyczny jak jasna cholera.Zwierzęta laboratoryjne dostawały po nim obłędu.Bartlettowie wpakowali miliony dolarów w preparat, który nie nadawał się do niczego! To jednak nie wyjaśnia, dlaczego ni stąd, ni zowąd przenieśli się do Edgerton.Wprawdzie Paul stąd pochodzi, ale to jeszcze słaby powód.- Na pewno stał za tym Alyssum Tarcher - podsunąłem.- Zgadza się i właśnie dlatego podjęłam pracę bibliotekarki w Salem, inaczej nie byłam w stanie zbliżyć się do naszych głównych bohaterów.Myślałam, że Grace przyjmie mnie do pracy w swoich delikatesach, ale nie potrzebowała pomocy.Nie mogłam tak sobie wprowadzić się do Edgerton, bo w takim małym miasteczku byłoby to podejrzane.- Ale dlaczego wybrałaś właśnie bibliotekę?- Mac, naprawdę mi przykro, że muszę to powiedzieć, ale wyśledziliśmy, że Jilly Bartlett regularnie trzy razy w tygodniu przyjeżdża do biblioteki w Salem.I jeszcze raz cię przepraszam, ale nasz wywiad wykrył, że spotyka się tam z kochankiem, miejscowym torakochirurgiem.Na miejsce schadzek wybrali akurat dział naukowy i dlatego musiałam się tam zatrudnić.Prawdziwy bibliotekarz dostał nieograniczony, płatny urlop, a ja postarałam się zaprzyjaźnić z Jilly, co mi się udało.Wyłowiłem z tej informacji tylko jeden, interesujący mnie fakt.- Jilly miała kochanka? I trzy razy w tygodniu spotykała się z nim w bibliotece?- Tak, chociaż nie udało nam się dojść, gdzie i jak się poznali.Na razie nie mamy powodów podejrzewać, że może być zamieszany w to, co dzieje się w Edgerton.Zauważyłem, że mija nas policyjny wóz patrolowy, którego załoga nas obserwuje.Pomachałem im ręką i włączyłem silnik.- Zawróćmy do baru McDonalda, koło którego przejeżdżaliśmy - zaproponowałem.- Chciałbym trochę odetchnąć i napić się kawy.Musieliśmy się cofnąć około siedmiu kilometrów autostradą nr 133.Oprócz McDonalda znajdowały się obok siebie zajazdy „U Denny’ego” i „U Wendy”, a każdy z tych lokali dysponował własną stacją benzynową [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|