[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.–Dlaczego?–Bo był wami znudzony.Kto by zresztą nie był! Świat stał się teraz ciekawszy.Z tym, jestem pewien, się zgodzisz.–Chaos i destrukcja są interesujące? – Corum się zniecierpliwił.– Mówiłeś, że wyrosłeś z tak dziecinnych idei.Shool-an-Jyvan uśmiechnął się.–Ja zapewne tak.Ale czy Kawaler Mieczy?–Nie mówisz jasno, Książę Shoolu.–No tak.To wada, której nie umiem się pozbyć.Czasem czyni to rozmowę nieco nudną.–Jeśli jesteś znudzony, to oddaj mi Rhalinę, a odejdę.Shool uśmiechnął się znowu.–Jest w mojej mocy, by oddać ci ją i uwolnić was.To dlatego pozwoliłem Panu z Moidel odpowiedzieć na jej wezwanie.Chciałem spotkać się z tobą, Corumie.–Nie mogłeś przecież wiedzieć, że przybędę.–Tyle to wiedziałem od początku.–A dlaczego chciałeś mnie spotkać?–Mam ci coś do zaproponowania.Na wypadek zaś, gdybyś chciał odrzucić mój prezent, pomyślałem, że dobrze będzie mieć w ręku Lady Rhalinę.–Czemu miałbym odrzucić ów dar?Shool wzruszył ramionami.–Moje dary bywają odrzucane.Ludzie są do mnie uprzedzeni.Natura moich przywołań im nie odpowiada.Niewielu ma miłe słowo dla czarnoksiężnika, Corumie.Ten spojrzał na niego przez mrok pomieszczenia.‘–Gdzie są drzwi? Chcę osobiście poszukać Rhaliny.Jestem już tym wszystkim zmęczony, Książę Shoolu.–Z pewnością.Wiele przeszedłeś.Myślałeś, że twój własny słodki sen jest rzeczywistością, a rzeczywistość brałeś za sen.To szok.Nie ma drzwi.Nie potrzebuję ich.Czy nie wysłuchasz mnie do końca?–Jeśli zdecydujesz się mówić mniej enigmatycznie…–Kiepsko chwytasz, Vadhaghu.Miałem twoją rasę za bardziej inteligentną…–Nie jestem już typowym jej przedstawicielem.–To wstyd, że ostatni z rasy nie reprezentuje jej cnót.Niemniej mam nadzieję, że ja będę lepszym gospodarzem.Zastosuję się do twoich życzeń.Jestem pradawną istotą.Nie pochodzę ani z Mabdenów, ani z ludu, który nazywacie Dawnymi Rasami.Pojawiłem się przed wami.Należałem do rasy, która uległa niegdyś degeneracji.Sam nie chciałem temu się poddać, zająłem się zatem badaniami naukowymi.I one zachowały mój umysł w pełni sprawny.Jak widzisz, odkryłem po temu środki.W rzeczy samej jestem czystą myślą.Mogę przenosić się z jednego ciała do drugiego i w ten sposób, z pewnym wysiłkiem, jestem nieśmiertelny.Przez tysiące lat czyniono starania, by mnie zniszczyć, lecz nikomu się nie udało.Zbyt wiele fatalnych skutków pociągnęłoby to za sobą.Tak zatem istnieję, a ogólnie mówiąc, pozwolono mi żyć dalej i eksperymentować.Moja wiedza wzrosła.Kontroluję zarówno Życie, jak i Śmierć.Mogę uśmiercać i przywracać do życia.Mogę dawać nieśmiertelność innym, jeśli tak postanowię.Dzięki zdolnościom i wprawie stałem się w niezbyt długim czasie bogiem.Nie najpotężniejszym zapewne, lecz i to w końcu nadejdzie.Rozumiesz teraz, że bóg, który istnieje wyłącznie dzięki kosmicznemu trafowi – Shool rozpostarł ręce – chce się mnie pozbyć.Inni odmawiają mi boskości.Są zazdrośni.Pragną mej śmierci.Tak zatem widzisz, że mamy sporo wspólnego, Corumie.–Nie jestem bogiem, Książę Shoolu.Tak naprawdę, to nie wierzyłem dotąd w bogów.–Fakt, że nie jesteś bogiem, wynika jasno z twojej tępoty.Lecz nie o to mi chodziło.Myślę o tym, że obaj jesteśmy ostatnimi reprezentantami ras, które Kawaler Mieczy postanowił zgładzić z jakichś tam powodów.Obaj jesteśmy w jego oczach anachronizmami, które muszą zostać usunięte.Tak jak mój lud zastąpiono przez Vadhaghów i Nhadraghów, podobnie twoich zastąpiono Mabdenami.Taka sama degeneracja zachodziła w naszych narodach – wybacz, że wiążę cię z Nhadraghami.Tak, ja próbowałem się temu opierać, walczyłem.Wybrałem naukę – ty wybrałeś miecz.Tobie pozostawiam ostateczną ocenę, który z tych wyborów był roztropniejszy…–Jesteś nieco karłowaty, jak na boga – powiedział Corum, tracąc cierpliwość.– Teraz…–Mały jestem tylko chwilowo.Zobaczysz mnie jeszcze w pełni potęgi i łaskawszego, gdy tylko osiągnę pozycję znaczącego boga.Czy pozwolisz mi mówić dalej, Corumie? Czy rozumiesz, że jak dotąd zachowuję się wobec ciebie bardzo życzliwie?–Nic, co dotąd zrobiłeś, nie zdaje się potwierdzać tej przyjaźni.–Życzliwości, powiedziałem, nie przyjaźni.Zapewniam cię, Corumie, mógłbym zgładzić cię w dowolnej chwili.I twoją panią też [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.