[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zamiast odpowiedzieć, Kelly zamilkł, bo istotnie na to pytanie nie było dobrej odpowiedzi.Ameryka weszła do Wietnamu, bo miała pecha, bo ktoś powziął błędną decyzję, bo źle zaplanowano operację, wskutek czego wydarzenia w jednym punkcie świata powodowały, że na drugim końcu globu musieli niepotrzebnie ginąć żołnierze.Nawet, jeśli się tam było samemu, wietnamska wojna mogła się wydawać absurdalna.Oprócz tego Sandy z pewnością słyszała już wszystkie możliwe odpowiedzi na to pytanie, i to z ust mężczyzny, którego teraz opłakiwała.Dlaczego więc nadal pyta? Może po prostu lubi się zadręczać? Może na takie pytania w ogóle nie ma odpowiedzi? Ale jeżeli cała sprawa jest od początku do końca bez sensu, jak można żyć i udawać, że wszystko to czemuś służy? Kelly zastanawiał się nad tym wszystkim jeszcze kiedy skręcał w ulicę, przy której mieszkała Sandy.– Powinnaś kiedyś odmalować ten dom – powiedział, zadowolony, że mogą zmienić temat.– Wiem.Tyle że nie stać mnie na malarzy, a sama nie mam czasu.– Sandy.Mogę ci coś powiedzieć?– Co takiego?– Zapomnij o tym wszystkim.Musisz zacząć żyć.To straszne, że Tim zginął, ale trudno, stało się.Sam też zostawiłem w Wietnamie paru przyjaciół.Trzeba jakoś żyć.Zabolał go wyraz wielkiego zmęczenia, jaki pojawił się na twarzy Sandy.Pielęgniarka spojrzała na niego właśnie jak pielęgniarka na pacjenta, bez śladu emocji, bez okazywania własnych uczuć.Jednak Kelly’emu wystarczyła sama wiedza, że Sandy próbuje coś przed nim ukryć.Sandy tymczasem zastanawiała się nad zmianą, jaka zaszła w Kellym.Co się stało? Skąd ten nowy ton? Najwyraźniej Kelly dojrzał do jakiejś nowej decyzji.Był po staremu uprzejmy, prawie komiczny ze swoimi dobrymi manierami, lecz jego poprzednia melancholia, prawie tak głęboka jak jej własny przeraźliwy smutek, rozwiała się bez śladu, a na jej miejscu pojawiło się coś, czego Sandy nie umiała właściwie zgłębić.Wrażenie było dziwne, bo dotychczas Kelly nigdy nie ukrywał siebie przed nią, więc Sandy wyobrażała sobie, że potrafi go przejrzeć.Myliła się jednak, albo nie umiała znaleźć właściwego klucza.Bez słowa patrzyła więc, jak Kelly wysiada, obchodzi samochód i otwiera dla niej drzwiczki.– Bardzo proszę – powiedział i szerokim gestem wskazał dom.– Po co te uprzejmości? A może to doktor Rosen.?– Doktor Rosen powiedział mi tylko, że trzeba cię podwieźć.Słowo daję, Sandy.Poza tym naprawdę wyglądasz na skonaną – przerwał Kelly i odprowadził Sandy aż pod drzwi.– Sama nie wiem, czemu mam ochotę z tobą rozmawiać – szepnęła już na schodkach.– Nie byłem taki pewien, czy masz ochotę.Ale masz, tak?– Chyba tak.– Sandy prawie się uśmiechnęła, lecz wesołość na jej twarzy natychmiast zgasła.– Ale wiesz, John, na razie naprawdę wolę być sama.– Ja też wolę być na razie sam.Ale chyba możemy być przyjaciółmi, co?Sandy zastanowiła się.– Tak.Chyba możemy.– To może wybierzemy się kiedyś razem do restauracji? Zapraszałem cię już raz, pamiętasz?– A często bywasz w mieście?– Ostatnio często.Dostałem nową pracę, a właściwie zlecenie.Z Waszyngtonu.– Ciekawe.Co tam robisz?– Nic ważnego.Sandy oczywiście wyczuła kłamstwo, lecz pojęła, iż Kelly’emu zależy na dyskrecji i nie obraziła się.– Może w przyszłym tygodniu?– Dobrze.Zadzwonię do ciebie.Nie znam tu w okolicy żadnej ciekawej knajpy.– Ale ja znam.– Czyli co? Odpoczywaj – przykazał jej Kelly.Nie próbował jej pocałować ani nawet uścisnąć dłoni na pożegnanie.Uśmiechnął się tylko, czule lecz po przyjacielsku, i poszedł.Sandy patrzyła, jak rusza sprzed domu, wciąż niepewna, jaka to zmiana zaszła w Kellym.Z pamięci nie znikał jej ani przez chwilę wyraz jego twarzy w szpitalu, dwa dni po postrzale.Umiała jednak wyczuć, że przynajmniej ze strony Kelly’ego nic jej nie grozi.Jadąc uliczkami Kelly klął pod nosem, bardzo zły na siebie.Zdążył już założyć płócienne rękawice i jadąc wycierał nimi wszystkie punkty wnętrza, jakich tylko mógł dosięgnąć.Na przyszłość trzeba unikać takich rozmów.O czym w ogóle rozmawiali? Skąd człowiek ma wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi? W dżungli wszystko wyglądało o wiele prościej.Wykrywało się przeciwnika, albo, jeszcze częściej, ktoś donosił o jego obecności, liczebności i reszcie szczegółów.Informacje okazywały się najczęściej nieścisłe, ale stanowiły jakiś punkt zaczepienia.Na odprawach nikt jednak nie mówił Kelly’emu, w jaki sposób nowa akcja wpłynie na losy świata albo przybliży zakończenie wojny [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|