[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dobrze, że przynajmniej nie liczysz ich przy mnie, Gileo - rzekł Pedaczenko.- Być może to początek bliższego związku opartego na wzajemnym zaufaniu.- Już mówiłam, żebyś zachował te swoje gawędy dla kogoś innego.Mamy ważne sprawy do omówienia.- Nagle na jej twarzy wyraźniej zarysowały się kości policzkowe.- Nie otrzymałam żadnej wiadomości od Koruta, a miał się ze mną skontaktować przed dwoma dniami.- Dlaczego ty się z nim nie skontaktujesz?- Ludzie z mojej grupy nie nocują wygodnie w drogich hotelach z telefonami obok łóżka i faksem dostępnym za naciśnięciem guzika - stwierdziła, akcentując swoją wypowiedź szybkim, pojedynczym potrząśnięciem głową.- Otoczenie, w którym przebywają, jest dalece bardziej spartańskie.Spojrzał na nią poważniej.- Powinniśmy się tym martwić?- Chyba nie, na razie.Być może przemieszcza się i doszedł do wniosku, że komunikowanie się z nami jest dla niego niebezpieczne.To się już zdarzało.Musimy czekać.- Przerwała na moment.- Przyśle mi wiadomość, gdy tylko będzie mógł.Pedaczenko nie spuszczał wzroku z jej twarzy.- Cóż, nie podoba mi się to - mruknął.- W świetle fiaska ataku na stację łączności.- Nie doszłoby do tego, gdybym to ja dowodziła, a nie Sadow.Trzeba było na mnie zaczekać.- Być może masz rację.Nie chcę się sprzeczać.Teraz najważniejsze jest, byśmy naprawili nasze błędy.- Twoje błędy - rzuciła.- Oszczędź sobie tych psychologicznych zagrywek.Pedaczenko westchnął i podszedł do niej.- Posłuchaj, dajmy spokój tej wrogości i porozmawiajmy wprost.Mam dla ciebie nowe zadanie, Gileo.- Nic z tego - powiedziała.- Na razie wystarczy.Wrobiliśmy tego ministra, Baszkira, który, upadając, pociągnie za sobą Starinowa.Tak jak planowałeś.- Owszem, lecz istnieje możliwość, że ktoś wpadnie na nasz ślad.Wiesz to równie dobrze jak ja.Incydent w siedzibie tego gangstera z Nowego Jorku, pogłoski, że UpLink maczał w tym palce, a potem niespodziewany opór personelu stacji łączności.- Tym bardziej nie powinniśmy zwracać na siebie uwagi.Pedaczenko ponownie westchnął.- Posłuchaj, Starinow zawiadomił ministerstwo, że kilka następnych dni spędzi na swojej daczy pod Dagomysem.Byłem tam kiedyś i mówię ci, że to miejsce szczególnie sprzyja przeprowadzeniu ataku.- Chyba nie mówisz tego poważnie - stwierdziła, lecz oczy nagle jej pojaśniały, a spojrzenie stało się ostre jak brzytwa.Rozchyliła usta, ukazując krawędzie przednich zębów.- Zapłacę ci tyle, ile zażądasz, zrobię, co zechcesz, żeby zapewnić ci potem bezpieczne schronienie.Popatrzyła mu prosto w oczy.Oblizywała wargi, jej oddech był krótki, urywany.Minęła sekunda.Dwie.Popatrzyła mu w oczy.W końcu skinęła głową.- Załatwię go - oświadczyła.45MOSKWA12 LUTEGO 2000Kiedy rover podjeżdżał pod wejście do łaźni, stało tam trzech mężczyzn w ciemnych garniturach, kapeluszach z szerokimi rondami i bardzo długich płaszczach.- Popatrzcie tylko na nich - rzucił z tylnego siedzenia Scull.- Wyglądają, jakby, kurwa, grali gangsterów w filmie.- I tak, i nie - powiedział Blackburn, wyglądając przez przednie okno od strony pasażera.- Z jednej strony, doprawdy nie sądzę, żeby te małpiszony potrafiły odróżnić rzeczywistość od starych amerykańskich filmów gangsterskich.Musisz jednak pamiętać, że każdy z nich ma broń pod płaszczem.- Hej, chłopaki, chcecie bym poszedł z wami?Pytanie to zadał Neil Perry, który siedział za kierownicą.Blackburn potrząsnął głową.- Lepiej będzie, jeśli tu na nas poczekasz, na wypadek gdybyśmy musieli się ewakuować w pośpiechu - rzekł i rozpiął skórzaną kurtkę.Scull zobaczył chwyt dziewięciomilimetrowego Smitha & Wessona wystający z kabury pod pachą.Nie sądzę, żebyśmy mieli z nimi jakieś kłopoty.Perry wolno skinął głową.Blackburn spojrzał ponad oparciem fotela na Sculla.- W porządku - powiedział.- Jesteś gotowy?- Od tygodnia - rzucił Scull.Mężczyźni wysiedli z samochodu i przeszli przez chodnik.Był słoneczny dzień, temperatura sięgała kilku stopni powyżej zera, czyli jak na moskiewską zimę było ciepło.Jednak mimo względnie ładnej pogody na ulicy Pietrowka i w znajdujących się na niej modnych sklepach panował niewielki ruch.Chyba z powodu pogłosek o pogarszającej się sytuacji żywnościowej, wycofaniu się NATO z pomocy humanitarnej i grożących Rosji sankcjach ekonomicznych, pomyślał Scull Ludzie oszczędzali pieniądze, przygotowując się na najgorsze.Gdy Blackburn i Scull zbliżyli się do wejścia do łaźni, bandziory zwarły szeregi, blokując przejście.Jeden z nich, wysoki facet o ciemnych włosach i mocno wysuniętym podbródku, powiedział coś po rosyjsku do Blackburna.- Ja nie goworju po ruski - odparł Blackburn.Wysunięty Podbródek powtórzył to samo raz jeszcze, pokazując Amerykanom, żeby zjeżdżali.Kątem oka Blackburn dostrzegł, że inny z facetów robi krok do przodu i odpina środkowy guzik płaszcza.Był niższy od swojego kompana i miał wąsy, które wyglądały, jakby namalował je sobie nad wargą kredką do brwi.- Już powiedziałem, że nie mówię po rosyjsku oświadczył Blackburn i zrobił krok naprzód.Wysunięty Podbródek stuknął go ramieniem.- To, kurwa, powiem ci po anglijski! - Wrzasnął, napierając na niego piersią.- Spierdalaj stąd, kurwa, no już, ty jebany amerykański dupku.Blackburn popatrzył na niego przez chwilę, po czym z półobrotu uderzył go pięścią w pierś nad mostkiem, wkładając w cios całą siłę.Wysunięty Podbródek padł na kolana z wykrzywioną twarzą.Zakrztusił się i zwymiotował na płaszcz.Kątem oka Blackburn zobaczył, że bandyta z wąsikiem sięga pod płaszcz.Błyskawicznie obrócił się, wyciągnął swojego glocka i dźgnął bandytę lufą w gardło.Dłoń Wąsika zastygła pod klapą płaszcza.- Wyciągnij powoli rękę tak, żebym ją widział rozkazał Blackburn.- Rozumiesz?Facet skinął głową.W jego oczach pojawił się strach.Wyjął dłoń spod płaszcza.Scull podszedł do niego, klepnął w ramię, sięgnął za klapę, wyciągnął glocka i wsunął go do prawej kieszeni swojej marynarki.Blackburn spojrzał na trzeciego z mężczyzn.Ten przez całą walkę nie ruszył się z miejsca.Gdy wzrok Blackburna spoczął na nim, szybko potrząsnął głową i podniósł ręce.- Poddaję się - rzekł.- Poddaję.Scull przeszukał go, znalazł broń i schował ją do swojej marynarki.Blackburn głębiej wbił lufę pistoletu w szyję Malowanego Wąsika.- Pomóż wstać swojemu kompanowi.Gangster zrobił, co mu kazano.Cała trójka stanęła, trzęsąc się ze strachu.Blackburn zrobił wymowny gest bronią.- Wszyscy trzej macie powoli i po cichu wejść do łaźni.Jeśli któryś piśnie choćby słówko, pożałuje tego.Będziemy za wami.No, jazda!Chwilę później cała trójka ruszyła chodnikiem w stronę wejścia.Wysunięty Podbródek stąpał niepewnie, wymiociny ściekały mu po brodzie.Przecisnęli się przez drzwi do łaźni, gdzie ogarnęło ich duszne, wilgotne ciepło.Łaziebny wystawił głowę na korytarz, by momentalnie ją cofnąć i zamknąć za sobą drzwi.Scull rozejrzał się i zaczął otwierać kolejne drzwi.W połowie korytarza znalazł to, czego szukał: szafę pełną ręczników i przyborów do sprzątania.Wepchnął do niej gangsterów, mówiąc im złowieszczo szeptem, co ich spotka, jeśli w ciągu następnej godziny usłyszy jakiekolwiek dobiegające z szafy odgłosy.Potem zamknął drzwi i podłożył krzesło pod klamkę.W końcu uda się im wydostać, to pewne, ale narobią przy tym mnóstwo hałasu.Poza tym przez jakiś czas będą zbyt przestraszeni, żeby próbować się uwolnić [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|