[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Otrzymywali pomoc z Modeyneth, nie dokuczały im w obozie choroby, nie brakowało ciepłych koców ani suchych butów.Z pozostałymi pytaniami wstrzymali się do kolacji.Wniesiono gęsty gulasz do chleba – strawę wprawdzie prostą, lecz bardzo smaczną po długiej jeździe na mrozie.W starym kominie płonął duży ogień, roztaczając miłe ciepło, dlatego choć i tak już kłębił się w progu wielki tłum, zażegnując niebezpieczeństwo przeciągów, wciąż wchodzili do środka nowi ludzie Aeselfa – żywy mur przychylnych myśli i szczerych intencji.–Przyjechałem, żeby sprawdzić, jak wam się powodzi, ale też żeby się dowiedzieć, czy na nasz brzeg nie przeprawiają się ludzie Tasmórdena – rzekł Tristen, przechodząc do najważniejszej sprawy, która go tu sprowadzała.– Przed murami natrafiłem na trupy zamarznięte w śniegu.Ten i ów potaknął głową w powadze.Nikt nie wydawał się zaskoczony, choć wielu się przeżegnało.–Dwa oddziały przybyły nas tu nękać – wyjaśnił Aeself – aliści za każdym razem wiatr się podrywał i dmuchało śniegiem.Zrazu, jakeśmy zasłyszeli, co się dzieje, mówiliśmy sobie: wiatr upiorny.Nazajutrz poszliśmy się na nich zasadzić, gdyby mieli wrócić, lecz oni leżeli już na kość pomarznięci, sami ludzie Tasmórdena, którzy nie przybyli tu w dobrych zamiarach.Dwa dni potem wszystko się powtórzyło.Nawet wśród Amefińczyków niektórzy się żegnali.–Ani wątpić, że to starucha ich dopadła – ozwał się cicho Uwen.–Twoi wrogowie nie są w Althalen mile widziani.–Bogowie, brońcie – mruknął Gweyl, w czym zawtórowali mu pozostali gwardziści.Tristen zachowywał spokój.–Earl Meiden oświadczył, że natknął się na uzbrojonych ludzi na południowy zachód stąd, w drodze z Modeyneth, posłaliśmy zatem Ivanimów na północ, a sami ruszyliśmy na zachód, żeby się przekonać, czy was nie niepokoją.Moglibyście potrzebować pomocy.Na szczęście nie potrzebujecie.–Jak widać, panie… mamy pomoc.–Czegoś wam tu brakuje? Macie jakieś życzenia?–Nie brakuje nam tu niczego prócz okazji, by ci służyć – odparł Aeself.– Chętnie wystawimy wzdłuż rzeki własne posterunki.Będziemy cię bronić, panie.Wszak jesteśmy na twoje rozkazy.Jeśli ludzie Tasmórdena wejdą na nasze ziemie, to łatwo poznamy, którym należy ufać, a którym nie.–Niech i tak będzie – postanowił Tristen bez cienia wątpliwości, czym wprawił Uwena w pewne zakłopotanie.–Panie – wtrącił po cichu kapitan – dragonów pełno po drogach, cosik złego może się zdarzyć.Tristen potrząsnął głową.–Będą mieli czerwone oznaczenia.– Popatrzył Aeselfowi prosto w oczy, co utwierdziło go w przekonaniu, że to wierny człowiek.Kto jak kto, ale Aeself bezwzględnie tępiłby szpiegów.–Mam tu trzystu mężczyzn – powiedział Aeself – tudzież jedenaście niewiast, którym nieobce jest strzelanie z łuku.Obsadziłyby wieżę, gdybyśmy ją odbudowali za twym przyzwoleniem.Możemy wyjść w pole.Mamy ludzi obeznanych z lasem, umiejących podejść wroga.Możemy tak przeczesywać tereny nad rzeką, by mysz się nie prześlizgnęła.–Tak właśnie czynią żołnierze z Lanfarnesse, na zachód stąd.Obawiam się jednak o ziemie na wschód od Modeyneth, nikt tam nie czuwa prócz okolicznych wieśniaków.Tam moglibyście zdziałać wiele dobrego.–Dobierajcie jeno ludzi zaufanych, coby wieśniakom świń nie podbierali – rzekł Uwen.– Przecie oni was karmią.–Tego się po nas nie pokaże – zarzekł się Aeself w odpowiedzi na przymówkę Uwena.Przy drugiej szklanicy piwa wymieniali się nowinami… Nieliczne dotyczyły sytuacji w obozie, większość skupiała się bowiem na He-nas’amef, o którym Aeself wiedział ledwie tyle co o Guelemarze.Aeself i dwaj jego kompani odwiedzili raz gród, mogli więc opowiadać o nim w czasie śnieżnych wieczorów i podobno ludzie urodzeni w Elwynorze znali już imiona wielu amefińskich earlów oraz wszystkich baronów z południa wraz z ich godłami i barwami herbowymi – ta wiedza mogła im się bardzo przydać w przyszłych walkach.Uciekinierzy przeważnie pochodzili z wiosek, toteż byli ciekawi sklepów w Henas’amef, karczem i miejscowej kuchni – o tak, częstokroć pytali o jedzenie, zapełniając brzuchy czerstwym chlebem i cienkim krupnikiem.Na podobne pytania Tristen i jego gwardziści odpowiadali ze szczegółami, sypiąc również nowinami z Guelessaru o waśni lorda Cevulirna z lordem Ryssandem oraz wiadomościami o poczynaniach na obu dworach.Wspomniana została też wspólna podróż Umanona z Sovragiem, odwiecznym wrogiem lorda Imora.W zamian Aeself i jego porucznicy opowiedzieli dużo smutniejszą historię o przymierzu Tasmórdena z Saendelianami, zbójcami z gór, o jego małżeń stwie z córką rozbójnika i kradzieży złota Aseyneddina, której dokonał Tasmórden, gdy elwynimski watażka wyruszył na wojnę.Złoto pozwalało mu nagradzać zbójców, a oni, świetnie uzbrojeni i dobrze odżywieni, wykorzystując upadek pozostałych przywódców, wcielili do najemnej służby ludzi pozbawionych panów.I tacy stanowili trzon wojsk Tasmórdena.–Nie darzą tam siebie miłością – stwierdził Aeself.– Skoro jednak nie można zaciągnąć się pod inne znaki, to mimo wzajemnej nienawiści muszą służyć, bo kto nie służy, ten rychło popada w biedę.Nikt nie zbiegnie z armii Tasmórdena.Psy go wytropią.Wielu Elwynimów przeżegnało się przy tych słowach.Amefiń-czycy pierwszy raz słyszeli o czymś takim, wobec czego Aeself wyjaśnił:–Saendelianie polują z psami, ale również Caswyddian w czasach ubiegania się o tron posiadał wielką psiarnię.Przejął ją potem Aseyneddin, żeby organizować walki swoich psów i tych, co należały niegdyś do Caswyddiana.Którym udało się przeżyć, te strzegły jego obozowiska.Tak się złożyło, że i Tasmórden dostał od teścia w darze kilka psów myśliwskich, kiedy więc zagarnął majątki Aseyneddina, wszystkim psom, jakie znalazł, kazał walczyć ze swoimi psami myśliwskimi.Te zwycięskie pilnują obozu.Napuszcza je na ludzi, szczuje nimi każdego, kto mu wejdzie w drogę.Psy ścigają także dezerterów.Tristen słuchał tego z troską w sercu, wspominając płowego psia-ka, który towarzyszył mu często w wycieczkach po Guelessarze – przyjaznego, skorego do zabaw stworzenia.Rozmyślał też o Tasmór-denie: nic, co do tej pory zrobił ten człowiek, nie przemawiało na jego korzyść, a choć ów czyn nie należał do jego najgorszych zbrodni, to i tak wzbudzał odrazę.Życzył sobie, aby ludziom udawało się ujść przed goniącymi ich psami.Niektórzy z podkomendnych Aeselfa siedzieli cisi i markotni, kiedy Aeself snuł swą opowieść.Tristen zastanawiał się, ilu z nich mogło kiedyś służyć w wojsku Tasmórdena, Aseyneddina lub Caswyddiana.–I jakże tu spać po czymś takim? – mruknął Uwen.Jakoż niektóre dzieci przyciskały się mocno do rodziców w głębi kręgu słuchaczy, a wielu dorosłych ponuro spozierało spod oka, dumając o broni, której z rozkazu Tristena nie wolno im było nosić.Uwen opowiedział wszakże o wypadkach podczas święta zimowego przesilenia: o tym, jak Dama z Emwy przybyła zatańczyć i jak Sowa, której kryjówki nikt nie znał, wyfrunęła raptem zza ściany.Opowiadanie mogło się podobać, zdaniem Tristena, jego bohatera, pomimo pewnych niepokojących odniesień do szczeliny w czasie.Ludzie okazywali niepomierne zdumienie na wieść o Damie z Emwy, dziwiło ich też zachowanie Sowy.–Dama pilnuje tego miejsca – rzekł Tristen.– Prawdopodobnie natknęli się na nią najeźdźcy.Wiem, że zbójcy, którzy zastawili zasadzkę na lorda Crissanda, jeszcze was tu nie naszli.Mogą to być ci, co leżą teraz w zaspach za murami.Dama ich zatrzymała.–A ładna jest ta dama? – spytało któreś dziecko [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.