[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaginął Erie Rogers – znaleziono tylko jakiś strzęp.Niektórzy zaczęli rozpowiadać, że wynoszą się do miasta, kilku nawet wyjechało, ale większość boi się wychynąć poza wieś.Staliśmy się więźniami we własnych domach.Każdego wieczora barykadowaliśmy drzwi, a każdego ranka zbieraliśmy się tutaj na jałowych dyskusjach.– To cud, że jakoś sobie radzicie – stwierdził Veitch.– Z początku było fatalnie, ale z czasem poznaliśmy ich zwyczaje.Przychodziły do wsi każdego wieczora po zmroku, ale nigdy nie widywaliśmy ich w okolicy za dnia – trzymały się wtedy pól i dróg.Poza tym zdaliśmy sobie sprawę, że chociaż większość stawianych przez nas barykad była symboliczna, oprócz pani Ransom bestie nikogo nie wyciągnęły z domu.Chyba, że liczyć Iimmy'ego Oldfielda.To był taki pijaczek, mieszkał przy Recton Close.Od życia w ciągłym napięciu chyba w końcu zbzikowal.Siedział tu w pubie cały dzień i powtarzał, że ma dosyć, że się im postawi.Myśleliśmy, że się przechwala po pijanemu.– Maxa zdawały się gryźć wyrzuty sumienia.– Potwory musiały wyczuć, w jakim jest stanie, bo tej nocy kręciły się tylko pod jego drzwiami.Zrelacjonowali nam to później sąsiedzi z naprzeciwka.Nie umiały dostać się do środka, właściwie nawet tego nie próbowały.Ale Jimmy.– Dziennikarz pokręcił wolno głową.– Alkohol chyba przeżarł mu mózg.Wziął strzelbę i poszedł do przedpokoju.Bestie szybko zebrały się w jego ogródku od frontu, czekały, co zrobi, naprężone, gotowe do ataku.Biedak uchylił tylko nieco drzwi, żeby wystawić lufę na zewnątrz i ani się obejrzał, a już były w środku.Nic z niego nie zostało.– Max z westchnieniem dopił piwo.– W każdym razie wiemy, że przychodzą wyłącznie, kiedy się ściemni i nie wejdą ci do domu, jeśli masz zamknięte drzwi.– Trochę to na pewno niewygodne – przyznał Veitch – ale chyba nie trudno się dostosować, jeśli w grę wchodzi twoje własne życie.– Niby tak.– Max machnął kuflem na barmana, żeby ten mu dolał.– No i jak kogoś zabiją, dają nam na pewien czas spokój.Możemy wieść w miarę normalne życie.Wszyscy w wiosce zostali powiadomieni, że mają nie wychodzić z domu po zachodzie słońca.Samotnym starszym osobom pomogliśmy zabezpieczyć drzwi.– Ale i tak ktoś zginął? – domyślił się po jego zagubionej minie Church.– Żeby jeden! Trzech! Trzech ludzi! To nie ma sensu.Przecież potwory nie mogą same wejść do środka.Otwierają im drzwi, czy co? Czemu wciąż ktoś ginie? – Odebrał piwo od barmana i wypił pól jednym haustem.– Czasem ludzie wiedzą, czego nie powinni robić, ale i tak to robią – zauważyła Ruth.– Nie o to tu chodzi.Z jedną z ofiar, Dave'em Garsonem, rozmawiałem ledwie kilka godzin wcześniej.Był śmiertelnie przerażony.Za żadne skarby nie otworzyłby im drzwi.Ale następnego dnia już nie żył.Jego żona i dzieci dostały histerii.Ponoć potwory wtargnęły do kuchni, kiedy reszta rodziny poszła już spać, a Dave dopijał wieczorne piwo.– Może jednak nie doceniacie ich zdolności – zasugerował Church.– Wierz mi, obserwowaliśmy je pilnie.Nie potrafią same otworzyć drzwi.Czego jak czego, ale tego akurat jesteśmy pewni.– Max odwrócił się i przywołał zadbanego starszego mężczyznę, który pił przy barze coś mocniejszego.Nieznajomy był wysokim, szczupłym, sześćdziesięciolatkiem z gęstym, śnieżnobiałym wąsem.Wyglądem przypominał przedwojennego generała.– Pozwólcie, że wam przedstawię sir Richarda.Mieszka w miejscowym dworze.Podobnie jak ja, jest członkiem naszej małej grupy wywiadowczej.– Mam spore doświadczenie w tych sprawach – oświadczył arystokrata.– Dobraliśmy się tak, żeby, nie wychodząc z domu, móc wspólnie obserwować całą wieś.Podzieliliśmy się dyżurami i całą noc nie spuszczamy gadzin z oka.Coraz lepiej znamy ich zwyczaje.Próbowaliśmy nawet do nich strzelać, ale nic to nie dało.Równie dobrze moglibyśmy starać się zestrzelić chmurę.– I bestie nie potrafią same otworzyć sobie drzwi, prawda sir Richardzie?– Zgadza się.Zbierają się przed domami, ale ich nie szturmują.Podejrzana sprawa.Nie mamy pojęcia, co z tym zrobić.– Nie tracąc czasu na zbędne pogaduszki, dżentelmen wrócił do baru.Max pochylił się nad stołem i szepnął:– To były poseł prawicy, ale i nasz nieformalny przywódca.Jest niezastąpiony, gdy trzeba coś zorganizować albo wciągnąć ludzi w jakąś akcję.Muszę przyznać, że jestem mile zaskoczony reakcją innych mieszkańców na ten kryzys.Nie uwierzylibyście, ilu dawnych samolubów i pieniaczy pokazało zupełnie niespodziewanie ludzką twarz.Musiało zginąć kilka osób, żebyśmy stali się dla siebie mili.Co za ironia!Dyskutowali na ten temat przez resztę wieczoru.Wszyscy członkowie drużyny zgadzali się, że cierpienie i trudności nieraz wydobywają z ludzi wiele dobrego, nie potrafili jednak dojść do porozumienia, czy to, co zyskali z nastaniem nowych porządków, zrekompensowało im to, co stracili.Barman Geordie dysponował wprawdzie kilkoma pokojami, które zwykł wynajmować zagranicznym turystom, ale nie był zachwycony, że musi ulokować w nich przybyszy.Rozchmurzył się odrobinę dopiero wtedy, kiedy obiecali go hojnie wynagrodzić, jeśli do noclegów dorzuci jeszcze wyżywienie.Zniknąwszy w kuchni, wrócił po trzech kwadransach z puree ziemniaczanym, groszkiem na ciepło i plastrami szynki.Laura narzekała trochę, że mięso „zbezcześciło" jej warzywa, ale wygłodzona długim marszem, podobnie jak pozostali zjadła wszystko do ostatniego kęsa.Posiłek popili kolejną porcją jasnego piwa.Max zostawił ich samych na czas kolacji, żeby opowiedzieć innym bywalcom pubu o tym, czego się dowiedział.Church obserwował, jak zmieniają się emocje malujące się na twarzach rozmówców dziennikarza – z początku mu niedowierzali, potem wyglądali na oszołomionych, wreszcie spoglądali na przybyszy z respektem graniczącym z nabożną czcią.Church zmieszał się i odwrócił wzrok.Pub zamykano o jedenastej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|