[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Coś małego i białego wyjrzało zza kostek czarownika.Miało futro w zygzakowateszare pasy i różowe, słabo owłosione uszy, które nadawały mu wygląd dużej myszy.- Prezes Miau? - domyśliła się Clary.Bane skinął głową.- Wrócił.Jace przyjrzał się pręgowanemu stworzonku i stwierdził:- To nie jest kot.Bardziej przypomina chomika.- Łaskawie zapomnę, że to powiedziałeś - oświadczył Magnus i stopą wepchnąłPrezesa Miau zza siebie.- Po co właściwie przyszliście? Clary pokazała mu rozerwanyplecak.- Simon zaginął.- Może gdzieś się schował - zasugerował Bane.- Niełatwo jest przyzwyczaić się dobycia szczurem, zwłaszcza komuś tak tępemu.- Simon nie jest tępy - zaprotestowała gniewnie Clary.- To prawda - zgodził się Jace.- On tylko wygląda na tępego.Tak naprawdę jegointeligencja jest średnia.- Mówił lekkim tonem, ale ułożenie ramion świadczyło o napięciu.-Kiedy wychodziliśmy, jeden z twoich gości otarł się o Clary.Myślę, że to on rozerwał zameki wyjął szczura.To znaczy Simona.Magnus zmierzył go wzrokiem.- I?- Muszę się dowiedzieć, kto to był - oznajmił Jace.- Przypuszczam, że to wiesz.JesteśWysokim Czarownikiem Brooklynu.Myślę, że w twoim mieszkaniu niewiele dzieje się beztwojej wiedzy.Bane przyjrzał się brokatowemu paznokciowi.- Nie mylisz się.- Proszę nam powiedzieć - odezwała się Clary.Poczuła, że dłoń Jace’a zaciska się najej nadgarstku.Niestety nie była w stanie milczeć.- Proszę.Magnus z westchnieniem opuściłrękę.- Dobrze.Widziałem, jak jeden z motocyklowych wampirów wychodzi z brązowymszczurem w rękach.Szczerze mówiąc myślałem, że to jeden z nich.Czasami Nocne Dziecizmieniają się w szczury albo nietoperze, kiedy się upiją.Dłonie Clary zaczęły drżeć.- Ale teraz pan sądzi, że to był Simon?- To tylko domysł, ale całkiem prawdopodobny.- Jeszcze jedno.- Mimo spokojnego głosujące był czujny, tak jak wcześniej w jejmieszkaniu, zanim natknęli się na Wyklętego.- Gdzie jest ich kryjówka?- Ich co?- Kryjówka wampirów? Tam pojechali, prawda?- Pewnie tak.- Magnus miał taką minę, jakby wolał być w innym miejscu.- Musisz mi powiedzieć, gdzie to jest.Bane pokręcił głową.- Nie mam ochoty narazić się Nocnym Dzieciom dla Przyziemnego, którego nawet nieznam.- Proszę poczekać.- przerwała mu Clary.- Czego mogą chcieć od Simona? Myślałam,że nie wolno im krzywdzić ludzi.- Mam zgadywać? Uznali go za oswojonego szczura i pomyśleli, że będzie zabawniezabić maskotkę Nocnych Łowców.Nie przepadają za wami, nieważne, co na ten temat mówiąPorozumienia.Zresztą w Przymierzu nie ma nic na temat zabijania zwierząt.- Zabiją go? - wykrztusiła Clary.- Niekoniecznie - rzekł pospiesznie Magnus.- Może sadzą, że jest jednym z nich.- Więc co się z nim stanie? - zapytała Clary.- Cóż, kiedy zmieni się z powrotem w człowieka, zabiją go.Ale może macie jeszczekilka godzin.- W takim razie musi nam pan pomóc - oświadczyła Clary.- Inaczej Simon umrze.Magnus zmierzył ją wzrokiem.W jego oczach cynizm mieszał się odrobinąwspółczucia.- Wszyscy umierają, moja droga - powiedział.- Możesz równie dobrze przyzwyczaićsię do tej myśli.Chciał zamknąć drzwi, ale Jace zablokował je stopą.Bane westchnął.- Co jeszcze?- Nadal nie powiedziałeś nam, gdzie jest ich kryjówka - przypomniał Jace.- I nie zamierzam.Już wam mówiłem.Clary wepchnęła się przed Jace’a.- Namieszał pan w moim mózgu, zabrał mi wspomnienia.Nie może pan zrobić dlamnie tego jednego?Magnus zmrużył błyszczące kocie oczy.Gdzieś w głębi mieszkania zamruczał PrezesMiau.Czarownik powoli opuścił głowę i uderzył nią o ścianę, raz, niezbyt delikatnie.- Stary Hotel Dumont.Na Górnym Manhattanie.- Wiem, gdzie to jest.- Jace wyglądał na zadowolonego.- Musimy się natychmiast tam dostać - powiedziała Clary.- Ma pan Bramę?- Nie - odparł z irytacją Bane.- Trudno je skonstruować i stanowią niemałe ryzyko dlawłaściciela.Mogą przez nie przejść różni nieproszeni goście, jeśli nie pilnuje się ichwłaściwie.Jedyne, jakie znam w Nowym Jorku, to ta u Dorothei i jedna w Renwick, ale obiesą za daleko, żeby próbować tam dotrzeć, nawet gdybyś była pewna, że właściciele pozwolą znich skorzystać, a prawdopodobnie tego nie zrobią.Rozumiesz? A teraz już idźcie.- Magnusspojrzał znacząco na stopę nadal blokującą drzwi.Jace się nie poruszył.- Jeszcze jedno.Jest tu w okolicy jakaś świątynia?- Dobry pomysł - pochwalił go Bane.- Jeśli wybierasz się do kryjówki wampirów,lepiej najpierw się pomódl.- Potrzebujemy broni - wyjaśnił Jace cierpkim tonem.- Więcej, niż oni mają na nas.Magnus pokazał ręką.- Na Diamond Street jest kościół katolicki.Wystarczy? Jace kiwnął głową i zabrałnogę.- To.Drzwi się zatrzasnęły.Clary oddychała ciężko jak po biegu i gapiła się na nie, dopókiJace nie wziął jej za ramię, nie sprowadził ze schodów i nie pociągnął w noc.14HOTEL DUMORTW nocy kościół przy Diamond Street wyglądał widmowo.Jego gotyckie łukowateokna odbijały blask księżyca jak srebrne lustra.Płot i kutego żelaza otaczający budowle byłpomalowany na matową czerń.Clary szarpnęła bramą, ale wisiała na niej solidna kłódka.- Zamknięte - powiedziała, zerkając przez ramię na Jace’a.Jace wyjął stelę.- Puść mnie.Podczas gdy majstrował przy zamku, Clary obserwowała jego szczupłe plecy, gręmięśni pod krótkimi rękawami bawełniane koszulki.Blask księżyca zmienił barwę jegowłosów - ze złotych na srebrne.Kłódka z brzękiem upadła na ziemię, przedstawiała sobą teraz poskręcany kawałekmetalu.Jace wyglądał na zadowolonego z siebie.- Jak zwykle jestem w tym zadziwiająco dobry - powiedział.Clary nagle ogarnęłairytacja.- Kiedy skończy się część wieczoru poświęcona samochwalstwu, może pójdziemyuratować mojego przyjaciela przed wykrwawieniem się na śmierć?- Wykrwawieniem - powtórzył Jace.- Wielkie słowo.- A ty jesteś wielkim.- Cii, nie przeklinaj w kościele.- Jeszcze nie jesteśmy w kościele - mruknęła Clary, idąc za nim kamienną ścieżką dopodwójnych frontowych drzwi.Z najwyższego punktu bogato zdobionego kamiennego łuku spoglądał w dółrzeźbiony anioł.Ostro zakończone iglice rysowały się na tle nocnego nieba.Claryuświadomiła sobie, że to jest ten sam kościół, który dostrzegła z parku McCarrena.Przygryzławargę.- Nie wydaje ci się, że wyłamywanie zamka w drzwiach świątyni, jest niewłaściwe? -zapytała.Twarz Jace’a był spokojna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|