[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nigdy nie słyszał, by się ktoś na niesprawiedliwość ze strony ojca poskarżył.Był surowy, czasem srogi, lecz bez winy nie ukarał nikogo.Jeśli tylko Mieloch przed nim stanie, jak należy, nie ma się co lękać o niego.Wyszedł przed kościół i czekał na siostrę patrząc na grube płaty śniegu, jakie niosła marcowa wichura.Chmury pobielały jednak i na zachodzie świecił zrazu wąski pas błękitu, rozszerzając się jednak z każdą chwilą.Po chwili Świętosława stanęła przy nim.Oczy z lekka zaczerwienione przecierała mrużąc je jakby od blasku.Patrzył na nią wzruszony i rzekł:- Myślałem o tej niewieście, którąśmy spotkali.Przyrzekam ci, że jej się krzywda nie stanie, może jej błogosławieństwo da ci szczęście w nowym kraju.Zaśmiała się jakby szlochem i ręce mu zarzucając na szyję zawołała:- Nie po szczęście jadę, ale wdzięcznam ci, żeś o tym pomyślał.- I odwróciła twarz, by nie widział, że łzy jej stały w oczach.XXIIKrwawa wróżbaNazajutrz ku wieczorowi już się miało, gdy Bolko ze Świętosławą dojeżdżali do Poznania.Chmurny dzień rozjaśnił się pod wieczór i słońce zachodziło spokojnie i pogodnie.Nastrój ten zdał się udzielać Świętosławie, gdyż milcząca przez całą drogę, rozgadała się pod koniec.Wspomnienia dzieciństwa, dawniej znanych ludzi i minionych zdarzeń rzucali sobie wzajemnie, jakby chcąc raz jeszcze przejrzeć wspólnie przebytą drogę, zanim się rozejdą.Wjechali w ruchliwe, miejscami zatłumione ulice i w podworcach oddali służbie konie.Bolko wszedł do swych komnat, przybrać się na ucztę pożegnalną, jaką książę dla obcych posłów i dziewosłębów wieczorem zamierzał wyprawić.Nazajutrz rozjeżdżali się wszyscy, gdyż i Mieszko na zjazd do Kwedlinburga miał wyruszyć.Bolko ukończył właśnie przybranie i przypinał miecz na pozłocistym pasie, gdy w przyległej sieni rozległy się szybkie kroki i wpadła Świętosława.Była jeszcze w podróżnym stroju, twarz miała bladą, oczy lśniły gniewem i żalem.Zdyszanym głosem zawołała:- Powiesili Mielocha!Bolko stanął jak skamieniały.Błyskawicą przemknęły mu przez myśl wczorajsze rozważania, przyrzeczenia dane siostrze i przesądne nadzieje, jakie łączył dla niej z błogosławieństwem dobrego uczynku.Wszystko to rozsypało się w popiół, i gniew owładnął nim tak straszny, że włosy zjeżyły mu się na głowie.Przez chwilę stał, daremnie usiłując dobyć głosu ze ściśniętego gardła.Klasnął w dłonie i gdy wpadł służebny pachołek, stłumionym, nieswoim głosem nakazał:- Włodarza księżnej sprowadzić natychmiast!Było coś w jego głosie, że pachołek wypadł jak z procy i uczyniła się cisza.Bolko i Świętosława stali, nie wiedząc co rzec do siebie, nie patrząc sobie w oczy.Bolko czuł, jak z szumem tętni mu w głowie krew, jakby odmierzając czas nieznośnego czekania.Wreszcie rozległy się kroki i w drzwiach zjawił się pachołek oznajmiając przybycie wezwanego.- Wprowadzić! - rzucił Bolko ochryple.Włodarz Gerhard czuł, że święci się coś niedobrego, lecz wszedł nadrabiając miną, pewny poparcia swej pani.Domyślał się nawet przyczyny wezwania, gdyż przez Mroćca wiadomym było, że żona Mielocha młodych spotkała w drodze i o pomoc prosiła.Dlatego też szybko się z nim uwinął przedstawiwszy Odzie, że ten złym przykładem innych do oporu pobudzić może, a gdyby przed książęcy sąd się dostał, gotów wyjść bezkarnie, zwłaszcza, gdy poprą go młodzi państwo.Znał popędliwość młodego księcia, lecz wiedział, że prawo kary nad nim mu nie służy, przed Mieszkiem zaś zasłoni się rozkazem księżnej.Dlatego choć oblatywał go niepokój, twarz starał się zachować zimną i gotował się do obrony, zuchwalstwem myśląc niepewność nadrobić.Nie zdążył jednak powiedzieć ni słowa.Bolkowi na jego widok czerwone płaty zamigotały przed oczyma z wściekłości.Ciężkim krokiem postąpił ku włodarzowi, który starał się stać spokojnie.Dopiero gdy Bolko otarł się niemal o jego pierś, odstąpił o krok, po to jeno, by ujrzeć błysk miecza, który spadł mu na czaszkę.Zwalił się jak łachman, bluzgając krwią i mózgiem, pod same stopy Świętosławy.Nie cofnęła się.Na bladej jej twarzy ukazał się wymuszony uśmiech.W nagłej ciszy, jaka zaległa po stuku upadającego ciała, wyraźnie zabrzmiał jej szept:- To dla mnie wróżba na drogę.Odwróciła się i wyszła.Bolko stał przez chwilę, po czym, rzuciwszy miecz, wybiegł za nią.Pachołek ostał sam z zabitym.Pokiwał głową i wyszedł.Po chwili wrócił z drugim i dźwignąwszy ciało wynieśli je.Oda kończyła właśnie przybierać się na ucztę wieczorną.W zamyśleniu spoglądała w zwierciadło z polerowanego srebra.Lata i kilkakrotne macierzyństwo przygasiły już krasę jej lic, jeno oczy pozostały te same, wielkie, przejrzyste i tajemnicze.Patrząc myślała o wyjeździe Świętosławy.Z chęcią pozbywała się znienawidzonej pasierbicy, której obecność drażniła ją i niepokoiła.Teraz, gdy już wyjechać miała, Oda wieczyście zajęta myślą o przyszłości rozważała, czy korzyść jej ten wyjazd przyniesie, czy stratę.Gdyby od niej zależało, wydałaby dziewczynę za niemieckiego grafa czy księcia, najchętniej z własnej rodziny.Wtedy mogłaby żyć spokojnie, że pasierbica już na losie jej synów nie zaważy.A tak małżonką ma zostać potężnego, obcego, starego króla; na szalę Bolkową może kiedyś rzucić swój wpływ przez męża, którym zawładnąć potrafi, jak ona sama zawładnęła Mieszkiem.Czy zawładnęła? Mieszko nawet jej nie zapytał o zdanie w sprawie małżeństwa córki.Bez niej również postanowił węgierskie małżeństwo syna.Minął już czas, gdy umiała wydobyć zeń jego zamiary, gdy wysłuchiwał jej zdania i chęciom starał się dogodzić.Nic dziwnego; postarzał się i ochłódł.Szczęście jeszcze, że serce ma dla jej dzieci.Na tym Oda buduje, że zdoła zabezpieczyć swą władzę, na wypadek, gdyby Mieszko nie dożył do czasu, gdy imiennik jego mężem się stanie, zdolnym pierworodnemu się przeciw stawić.Troska nurtowała Odę, lecz twarz miała nieprzeniknioną.Byłby sposób pozbyć się pasierba, ale chybione próby przestrzegały Odę przed pochopnym działaniem.Mniej niebezpiecznie kropla po kropli ojca do niego zniechęcać, choć i tu ostrożność wielką i umiejętność stosować należy.Mieszko o pierworodnym z nią nie rozmawia, ani słuchać nie chce; innym to powierzyć należy.Rozmyślania Ody przerwała Gerburga.Wpadła do komnaty jak ścigana i nie widząc ostrego spojrzenia, jakie Oda skierowała na nią, krzyknęła:- Kniaź Bolko zabił Gerharda!Oda uczyniła ruch jakby powstać chciała, lecz opanowała się zaraz:- Opowiedz, jak było - zapytała prawie spokojnie.Z zaciśniętymi ustami i zmarszczoną brwią wysłuchała opowieści, po czym raz jeszcze spojrzawszy w zwierciadło rzekła:- Pójdź obaczyć, czy kniaź jest jeszcze u siebie i wracaj zaraz.Dopiero gdy Gerburga wyszła, Oda dała folgę złości.Biegała po komnacie gryząc knykcie.Tym razem musi otrzymać zadośćuczynienie; jeśli nie, sama je sobie weźmie.Rozum jej jednak szeptał, że gniewem nic nie wskóra [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|