[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale jedynie trochę podobne, przynajmniej na Centralnym.Nie tylko biedota paliła sklepy, brali się do tego wszyscy, jakby każdemu coś dopiekło i nie potrafił sobie z tym poradzić.W holo przez jakiś czas mówili, że tak samo jest na innych planetach, ale potem rząd zakazał nadawania relacji na ten temat.Pojawiły się plotki, cała masa plotek o układach planetarnych, z którymi utracono kontakt, o całych sektorach, które ogłosiły niepodległość i odłączyły się od Konfederacji.Słyszałem nawet o strzelaninie w parlamencie, ale w to akurat nie uwierzyłem.A chyba powinienem.Zresztą może przesadzam, może mi się tylko zdaje, ale sporo czytałem o wydarzeniach poprzedzających upadek różnych imperiów.Rzym, Anglia, Drugi Mars, Capella.Jakoś nie dziwi mnie ta utrata łączności.Zostałem zapytany, powiedziałem, co o tym myślę, sir.- Dziękuję, Petr - westchnął Hedley.- Możesz odejść.Dziękuję.- Tak jest.Dziękuję, sir.Njangu ledwie zdążył wyłączyć interkom, gdy Kipchak wyszedł.Był nieco blady.- Niech to, ciężka cholera - mruknął pod nosem.Nie lubię gadać z oficerami.Szczególnie gdy jest ich więcej niż dwóch.- Pospieszył z powrotem na kompanię, a Yoshitaro wrócił do interkomu.-.całkiem możliwe - usłyszał.- Ale po tylu latach? Jak długo istnieje Konfederacja?- Z tysiąc lat.Trochę ponad.- Ale gdy coś się rozpada, może zawalić się w kilka chwil - zauważył Hedley.- Szczególnie jeśli od lat dbano tylko o fasadę.Farbą na rdzę.Odmalowany trup jakiś czas może wyglądać ładnie, ale pewnego dnia.- Najważniejsze, co z nami - rzucił ktoś inny.- Jeśli Konfederacja ma problemy z łącznością, zaopatrzeniem i wszystkim, w jakiej sytuacji nas to stawia?- Kogo masz na myśli, mówiąc „nas”? - spytał Hedley.Grupę Uderzeniową? Układ Cumbre? Gatunek ludzki?- Pieprzyć gatunek - rzucił jeszcze ktoś.- Zacznijmy od naszej jednostki.- Cóż, bez wątpienia siedzimy tu mocno.Nie wiem, jak ci Raumowie w górach mogliby nam zaszkodzić.- A ja wiem - mruknął Hedley.- Ledwie usłyszą, że nie ma Konfederacji i że gubernator został sam, pozostali nastawią ucha na to, co gadają ich dysydenci, i wypną się na rząd planetarny i rentierów.Gdybyś był biednym Raumem pracującym w kopalni, kogo brałbyś wtedy poważnie?- Chyba nie musimy się nad tym zastanawiać, sprawa jest oczywista - powiedział ktoś.- Czy utrata Malverna jakoś się z tym wiąże?- Piraci! - parsknął ktoś.- Czy caud Williams naprawdę w to wierzy?- Musi - odparł Hedley.- W przeciwnym razie musiałby zacząć się zastanawiać, do czego właściwie zmierza Redruth.- Nie podoba mi się kierunek, w którym zmierza nasza rozmowa - odezwał się kolejny z oficerów.- Zaraz zaczniemy kwestionować słowa przełożonego, lepiej więc zmieńmy temat.Nie mogę jednak się powstrzymać przed jedną uwagą: czy to możliwe, że Redruth dowiedział się jakoś o problemach Konfederacji i postanowił zatroszczyć się o siebie? Oczywiście jeśli ten wasz Kipchak nie jest nawiedzony i mówi prawdę.- Chyba nie powinniśmy szukać odpowiedzi na to pytanie - powiedział Hedley.- O ile wiem, nie wiąże się ono w żaden sposób z naszymi obowiązkami.Zmieńmy temat.Angara, jesteś związany z miejscową dziewczyną.Jak sądzisz, co ludzie zrobią, gdy zabraknie nadzoru Centralnego? Dostaną małpiego rozumu i wyjdą na ulice, jak to przedstawił Petr?- Nie wydaje mi się, żeby moje życie osobiste mogło coś wnieść do sprawy.Ale jeśli mam zgadywać, sądzę, że do tego nie dojdzie.Cumbre to głęboka prowincja i nigdy nie miało bliższego kontaktu z Konfederacją.Rentierzy urządzili sobie całkiem wygodne gniazdko i nie obchodzi ich, co dzieje się poza nim.Raumowie zaś mają tę swoją nirwanę.Może zaczną szemrać, gdy zabraknie tego wszystkiego, czego tutaj się nie produkuje.Ale Cumbre sprowadza głównie towary luksusowe, a nikt nie będzie burzył fundamentów państwa tylko dlatego, że zabrakło vegańskiego szampana.- A co z musthami? - spytał Hedley.- Co będzie, gdy odkryją, że ludzie stracili tęgi kij, który mógłby ich w razie czego przywołać do porządku?Njangu usłyszał, że ktoś nadchodzi, i czym prędzej wyłączył interkom.Pomógł Quant z tacą pełną napojów i przekąsek.Potem spytał, czy mógłby wyjść na chwilę zaczerpnąć świeżego powietrza.Uniósł głowę i spojrzał na dwa z trzech księżyców planety.Jeden wisiał nieruchomo na niebie, drugi przesuwał się szybko na tle gwiazd.Tutaj, na krańcu imperium, zdawały się lśnić szczególnie zimno.Co się stanie, jeśli zabraknie Konfederacji, jeśli się rozpadnie? Czyżby miał spędzić resztę życia w tej zapomnianej przez wszystkich dziurze?Po raz pierwszy od czasu dzieciństwa Njangu Yoshitaro poczuł strach przed czymś, czego nie potrafił dostrzec, nie umiał zaatakować i przed czym nie mógłby uciec.12Jord’n Brooks słuchał ryku tłumu zapełniającego wielką halę widowiskową.Dobrze, świnie są już na miejscu i patrzą, jak ich bracia wyrzynają się nawzajem, pomyślał.Skinął na swoich dwóch towarzyszy.Wysiedli z ukradzionego poprzedniego dnia ślizgacza i ruszyli do głównego wejścia.Wszyscy trzej nosili długie do kolan prochowce mające ochronić ich przed ciągnącą od zatoki mżawką.Dwóch strażników przy wejściu zauważyło ich i przerwało pogawędkę.- Przykro mi, chłopaki, ale jest już połowa meczu i zamknęliśmy bramkę - powiedział jeden z nich.- Jakie z nich chłopaki - rzucił drugi.- To Raumowie, kurde, i na dodatek.Brooks rozchylił płaszcz, uniósł blaster i strzelił pierwszemu strażnikowi w brzuch, a gdy mężczyzna złożył się wpół, dobił go strzałem w głowę.Drugi ledwo zdążył przygotować się na śmierć, gdy padł po kolejnym cichym splat.W panującej wrzawie nikt nie zwrócił najmniejszej uwagi na wystrzały.Raumowie odciągnęli ciała za kępę paproci, otworzyli główne drzwi i weszli niespiesznie do środka.Minęli zatłoczony bar i dotarli po schodach do drzwi opatrzonych napisem TYLKO DLA PERSONELU.Jeden z nich przestrzelił zamek, a gdy Brooks kopnął drzwi, wpadli do środka i przywarli do ścian po obu stronach wejścia.W biurze było czworo ludzi, dwóch mężczyzn i dwie kobiety, a obok liczarki banknotów piętrzyła się sterta ładowanych właśnie do maszyny kredytów.Z drugiej strony wypadały już owinięte banderolami paczki.Jedna z kobiet uniosła głowę, zobaczyła broń i otworzyła usta do krzyku.- Nie rób tego - rzucił obojętnym tonem Brooks i kobieta zacisnęła wargi.- Kredyty.Do tych worków.Szybko - powiedział.Jeden z mężczyzn spojrzał na nich z niepokojem.- Zrobimy, co każecie - powiedział spiesznie.- Tylko spokojnie.Nie ma takich pieniędzy, za które warto by umierać.Tylko zostawcie nas w spokoju.Brooks skinął głową i cała czwórka zaczęła czym prędzej pakować banknoty do worków.Gdy były już pełne, Raumowie zarzucili je sobie na plecy.- Obiecujemy, że nie włączymy alarmu, póki się nie oddalicie - powiedział ten sam mężczyzna.- Tak, tylko darujcie nam życie - dodała kobieta, która chciała krzyczeć.- Nigdy nic nikomu nie zrobiliśmy.Nie zapamiętamy waszych twarzy.Brooks skinął na Raumów, by ruszali do drzwi, i sam zaczął powoli wycofywać się tyłem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.