[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– A czemu nie? – Czarnywilk przepił do niego, widać usiłując dodać zbójcy otuchy.– Nikt nad wilkami nie zapanuje, jeno najtęższy basior.Wojownik jesteście krzepki, przy tym nie z tutejszych, i cham pospolity, więc rodowców nie będziecie na urzędy pchali i dóbr swych nie rozszerzycie, bo ich zwyczajnie nie macie.Wężymord was nie przekupi, bo mu nie postanie w głowie, żeby się z pospolitym chamem i łupieżcą układać.Przy tym posłuch macie w narodzie, sławę i szacunek wielki, choć zgoła nie rozumiem, dlaczego – zastrzegł się.– Same korzyści.Zbójca wysłuchał tej wyliczanki, coraz bardziej purpurowiejąc na obliczu.– Ja was.– zdołał wreszcie wykrztusić.– Ja was na ostre wyzwę i jak kotlet posiekam.Czarnywilk nie zląkł się ani trochę.– Widzicie, jak was ten durny żalnicki obyczaj opętał? – Zarechotał dobrodusznie.– Jeszcze zeszłej jesieni dalibyście mi maczugą w łeb albo po kryjomu sztylet pod żebro wrazili.A teraz co? Szabelką potrząsacie i o pojedynkach bredzicie jak potłuczony.Co tu dużo gadać, złagodnieliście, zbójco.Twardokęsek milczał, posępnie żując wąsa.– No, nie boczcie się na mnie! – Zwajca bodnął go łokciem w bok.– Drażnię was jeno i szturcham, ale bez złej myśli.Każdy powie, żeście się chwacko przez zimę sprawili.A tutaj trza, aby kto stateczny porządku pilnował.Lepiej się do tego nadacie niźli byle gołowąs, co nigdy poza żalnickie władztwo nosa nie wyściubił.My się zaś szparko na morzu uwiniemy i za niedzielę jedną wrócimy.– Dla jakiej wy się przyczyny na podobny hazard ważycie? – Zbójca spojrzał czujnie na Koźlarza.– Przecie tu wszystko nagotowane.Naród jeno waszego znaku czeka, by na konie siadać i na Pomorców ruszać.A nikt nie wie, co się wam na Przychytrzu zdarzyć może.– Wark mnie wzywa – odparł Koźlarz.– Prosi nas z Suchywilkiem na biesiadę i radzić chce o pospólnym z Pomortem wojowaniu.Od strony Czarnywilka dało się słyszeć przyciszone prychnięcie.– A wam się to nie widzi? – spytał go zbójca.– Ano nie.– Stary Zwajca podrapał się po brodzie.– Niby w Sinoborzu spokój po tym, jak kapłanki Kei Kaella łońskiego roku Krobaka zaszlachtowały.– Mojego dziada – wtrącił Koźlarz.– Co z tego? – prychnął Czarnywilk.– Chcecie płynąć go mścić? I na kim? Na całym zakonie Kei Kaella.Z dobrej woli wam doradzę, lepiej się od razu na miecz rzućcie.Na to samo wyjdzie, a mniej będzie zachodu.– A co w Sinoborzu? – rzucił niespokojnie zbójca który ostatnimi czasy nabył rozeznania w żalnickiej polityce, ale ani dudu nie wiedział, co się też dzieje po drugiej stronie Wewnętrznego Morza.– Nic – odparł Zwajca.– Dzwony pogrobne staremu oddzwoniły, bojarów kilku Wark na pale nanizał, reszta się po dworcach rozjechała.I tyle.Ani buntów żadnych, ani nawet szemrania głośniejszego nie słychać.Cisza, jak makiem zasiał.Coś wedle mojego rozeznania zanadto głucha ta cisza.Twardokęsek popatrzył na żalnickiego księcia, czekając, aż zaprzeczy i wyśmieje strachy Zwajcy, ale Koźlarz tylko nalał sobie wina ze dzbana.– Kłapiecie jak baba stara – powiedział niechętnie zbójca.– Nie muszą się cięgiem za łby brać, jak, nie przymierzając, Zwajcy.– Ano nie muszą.– Czarnywilk wzruszył ramionami.– Ale powiadali mi ludzie z Sinoborza wracający, że strach tam wielki na ludzi padł.Zniknął topór Mel Mianeta, przed wiekiem zawieszony na ścianie przybytku na pamiątkę jego przysięgi.Pachołkowie widzieli pono roztrzaskane na skałach pod świątynią ciało najwyższej kapłanki, Krobakowej córki.Kniaź od wielu miesięcy świątynię w oblężeniu trzyma.– Może to być? – Twardokęsek nie zdzierżył i znów zwrócił się do Koźlarza.– Poważyłby się wasz krewniak mocować z zakonem bogini?Koźlarz myślał chwilę.– Tak – odparł wreszcie.– Lelka zabiła mu ojca.Zhańbiony byłby jak pies, gdyby wróżdy świętej zaniechał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.