[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Niepotrzebnie.- Ale żałuję.Chcę, żeby Bóg o tym wiedział.I ty.- Bóg wie.Zasnęłam szybko, ale w nocy obudziło mnie szuranie.W pierwszej chwili wydawało mi się, że to wiatr uderza w ścianę naszego domu, ale przecież byłby to odgłos tak znajomy, że nie powinien mnie obudzić.Nagle w mojej głowie zrodziła się nowa myśl, która przyćmiła zdrowy rozsądek.Wyobraziłam sobie wiszącą na sznurze bieliznę, którą szarpie wiatr i która ocierając się o ściany domu, próbuje się dostać do środka i po mnie sięgnąć.Zacisnęłam powieki, żeby odciąć się od tego obrazu.W dalszym ciągu leżałam z głową pod kocem, który tworząc rodzaj namiotu, tłumił dźwięki.Było duszno, prawie nie do wytrzymania.Odsunęłam rąbek koca, żeby dopuścić trochę świeżego powietrza, i przy okazji stwierdziłam, że dźwięk, który mnie obudził, pochodził z naszego mieszkania.Nie śmiałam się poruszyć.Podparłam koc czubkami palców i wyjrzałam przez szparę.W pokoju było za ciemno, żeby cokolwiek zobaczyć.Słyszałam tylko odgłos jak gdyby przesuwania się materiału po materiale i tupot stóp, a potem zgrzyt otwieranego zamka drzwi frontowych.Drzwi się uchyliły, tworząc szeroką szparę.W półmroku dostrzegłam pochyloną postać w chustce na głowie.Była to niewątpliwie matka.Wymknęła się w ciemną noc i zniknęła.Ojciec był jeszcze w hucie, kończył zmianę, więc nie poszła po niego do „Srebrnego Pantofelka”.Wobec tego dokąd mogła iść? Szukać Leonarda? Utrzymywała jego wizytę w tajemnicy, tak jak i ja.Czyżby wiedziała, gdzie mógł być, gdy nikt inny nie wiedział? A jeśli spotykała się z jakimś mężczyzną, z kochankiem, o którego już wcześniej ją podejrzewałam?I mimo że to podejrzenie wydawało mi się mało prawdopodobne, to jednak cały czas chodziło mi po głowie.Twarze mężczyzn, których widziałam na ulicy, w kościele czy kiedy wychodzili z kopalni soli, mieszały mi się, zlewając w jedno.Jeśli znalazła sobie kochanka, to znaczyło, że miała kogoś, komu mogła okazywać uczucie, że był to żywy obiekt miłości, a nie tylko utracony obraz.Istniała zatem nadzieja, że ta miłość się rozszerzy.Nadzieja, w której cieple grzałabym się całą noc.Gdybym tylko mogła w nią uwierzyć.Tej nocy leżałam godzinami, czuwając i usiłując sobie wmówić, że matka jest z kochankiem.Wreszcie jednak zasnęłam i rano zerwałam się gwałtownie pod wpływem tego samego szurania, które mnie wcześniej obudziło.Matka, całkowicie ubrana, krzątała się przy zlewie.Przez okno wlewało się światło słoneczne.Złapałam koc, żeby go odrzucić, zupełnie zapominając o pęcherzach, i aż syknęłam z bólu.Matka odwróciła się, a ja dla niepoznaki udałam ziewnięcie, przeciągając się tak, żeby ukryć spód dłoni.- Budź brata.Muszę dziś być wcześnie w kościele.Jej płaszcz i szalik wisiały na swoim miejscu,” buty stały dokładnie tam, gdzie zawsze.Nie byłam pewna, czy jej nocne wyjście tylko mi się przyśniło, czy wychodziła naprawdę.- Wstawaj, Marty - powiedziałam, dając bratu kuksańca łokciem.Martin usiadł, demonstrując, tak jak i ja, przesadnie szerokie ziewnięcie.Bo mój brat tylko udawał, że śpi.W gruncie rzeczy słyszał wszystko, co matka mówiła.- Już nie śpię - powiedział, udając zaspany głos.- Możesz pierwszy iść do łazienki.- Zawsze puszczałam Martina przed sobą.Mógł się wtedy ubrać i czekać na śniadanie, grzejąc się przy ciepłej kuchni.- Nie, ty idź pierwsza, ja poczekam.Matka, która normalnie wszystko zauważała, tym razem obojętnie przyjęła tę zmianę.Stała przy stole, szykując nam kanapki.- Niech będzie - zgodziłam się, nie bardzo wiedząc, o co Martinowi chodzi.Wstał, żebym nie musiała przez niego prze– łazić.Poszłam do szafy po ubranie, kiedy nagle przypomnia” łam sobie, że matka uprała mi wczoraj spódnicę i sweter.- Twoje rzeczy wiszą na sznurku - powiedziała, nie podnosząc głowy znad kanapek.- Zaraz po nie pójdę.Wyszła, a ja sobie uświadomiłam, że wczoraj wieczorem wcale ich nie wynosiła na zewnątrz, tylko powiesiła na brzegu zlewu.A może kiedy wychodziła, to właśnie w tym celu? Może nic więcej się za tym nie kryło?Drzwi się za nią zamknęły, a my znaleźliśmy się sami w domu.- Co ty kombinujesz? - zapytałam Martina.- O co ci chodzi?- Wiem, że nie spałeś.- Na twarzy mojego brata odmalowało się niezadowolenie.Wydawało mu się, że zdołał nas oszukać.- Dlaczego udawałeś?- Chciałem usłyszeć to, co będzie mówiła, myśląc, że śpię - wyznał.- Chciałem się przekonać, czy jest wściekła na mnie za to, że się wygadałem o Leonardzie.Pomyślałem, że tobie to powie.Ale taki dowód zaufania byłby zupełnie nie w stylu naszej matki.Przekonanie Martina, że to jest możliwe, potraktowałam jako całkowicie niezasłużony komplement.- Ona by nic nie powiedziała, a szczególnie mnie - zapewniłam go i zaczęłam słać łóżko.- Zawsze mi się wydaje, że ona o czymś myśli, ale nigdy nie powie o czym.I ja się tego boję - wyznał mój brat, stając blisko mnie.- A ty?Strząsnęłam koc, pozwalając mu opaść swobodnie na materac.Usunęłam w ten sposób wszelkie ślady tego, że tu spaliśmy i że większą część nocy spędziłam, zastanawiając się, dokąd mogła pójść matka.- Ja też - odpowiedziałam na niepokoje Martina.- A według ciebie, o czym ona myśli?- Nie wiem.- Była to prawda i dlatego nie obawiałam się, że ton mojego głosu wzbudzi w Martinie jakiekolwiek wątpliwości.- Nie sądzisz, że ona myśli o Pani Słodkiej?Wzruszyłam ramionami.- Pomóż mi podetkać koc pod materac.- Może jej żałuje.Drzwi się otworzyły i weszła matka z moim szkolnym strojem, porządnie złożonym i przewieszonym przez ramię.- Dlaczego jeszcze nie jesteś ubrany? - zwróciła się do Martina.- Pomagał mi słać łóżko.- Ale już skończyliście.Idźcie się ubrać.Oboje.Skinęłam na Martina, żeby szedł pierwszy do łazienki, i zostałam sama z matką.Położyła moje ubranie na stole, nadając mu formę porządnego stosiku.Musiała stać na zimnie i po zdjęciu ze sznura układać po kolei każdą sztukę.Tyle cierpliwości, tyle starania - i po co? Żebym zaraz się ubrała, burząc cały ten porządek? Jej pedanteria zawsze wydawała mi się stratą czasu, bezcelowym poprawianiem dobrego na lepsze.Codzienne ubranie było tylko codziennym ubraniem, niezależnie od stopnia czystości.- Większość plam udało mi się usunąć - powiedziała, kiedy brałam swoje rzeczy.Noc na dworze sprawiła, że wełna mojego swetra zrobiła się szorstka, a fałdy spódniczki sztywne.- Ale na spódnicy znalazłam coś, co wyglądało na zaschniętą krew.- Matka stawiała na stole śniadaniowe miseczki.Nagle spojrzała wprost na mnie i spytała^ - Skąd się wzięła ta krew?Aż do tej chwili nie zdawałam sobie sprawy, jak wysoko muszę zadzierać głowę, żeby napotkać jej spojrzenie.Dopiero w tej pozycji zorientowałam się, o ile matka jest ode mnie wyższa i jaka mała się przy niej wydaję.- To się stało w szkole - skłamałam.Nawet kiedy stałam z nią oko w oko, kłamstwo przychodziło mi prawie bez trudu.Już mnie tak nie przerażało jak dawniej.- Skaleczyłam się o ławkę.Odgarnęła z oczu kosmyk włosów, jakby chciała mnie lepiej widzieć czy żebym to ja ją lepiej widziała.W tym łazić.Poszłam do szafy po ubranie, kiedy nagle przypomniałam sobie, że matka uprała mi wczoraj spódnicę i sweter.- Twoje rzeczy wiszą na sznurku - powiedziała, nie podnosząc głowy znad kanapek [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|