[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiem, co zrobi, a czego nie.Na miejscu zastaniemy ich oboje w małżeńskim łożu, a Lucien nie podziękuje mi za to, że przywlokłem ze sobą jej trzech natrętnych braci.- Ja też muszę się z nią spotkać - powiedziała cicho.- Nie zrozum mnie źle, wierzę ci, ale chcę pożegnać się z Mirandą, nim pojedziemy do Szkocji.Byłoby dobrze, gdyby cię poznała.- Zatem w drogę.- Pocałował ją ponownie.Teraz pozostało mu jedynie mieć nadzieję, że stary druh go nie zawiedzie.Popołudniowe słońce świeciło jasno, rzucając długie cienie na rozległe trawniki przed domem.Lucien stanął przy wysokim oknie na półpiętrze i pomyślał, że trzeba bę-dzie jak najszybciej skosić trawę.Z tego miejsca doskonale widział Mirandę, która szła w kierunku jeziora.Lucien drgnął niespokojnie.Chyba nie zamierzała ponownie wejść na pomost? Przecież po-przednio omal nie wpadła do wody.Na szczęście Miranda usiadła na ławce w starej, wyciągniętej na brzeg łodzi.Lucien zrozumiał, że na niego czeka.Odetchnął z ulgą.Powinien był domyślić się, że z łatwością upora się z taką pijaw-ką jak St.John.Pieniądze, które przekazał szantażyście, niewiele znaczyły w skali jego majątku i chętnie zapłaciłby dziesięciokrotnie więcej, byle tylko Miranda nie odkryła, jakim był perfidnym nikczemnikiem.Czuł, że prędzej czy później będzie musiał zlecić zamordowanie Christophera St.Johna.Z doświadczenia wiedział, że szantażyści nigdy nie dają za wygraną, a taki śmieć jak St.John nie powinien żyć w przekonaniu, iż przechytrzył samego Skorpiona.Gdy T L Rprzyjdzie czas, znajdzie się odpowiedni zabójca, który szybko i sprawnie wykona zlece-nie.Świat nic nie straci na jego śmierci.Innymi słowy, wszystko się ułoży.Lucien był przywiązany do Mirandy, czy to mu się podobało, czy nie.Chciał się zemścić na Rohanach, a tymczasem oni byli górą, lecz nic a nic go to nie obchodziło.Miał Mirandę, tylko to było ważne.Piękny dzień, pomyślała Miranda z roztargnieniem, w sam raz na miłość.Ona tymczasem odkryła, że jej przyszły mąż jest śmierdzącym skunksem, padalcem i ohydnym, dwulicowym szczurem.Czy warto psuć tak uroczy dzień morderstwem? Może i nie, ale żądza krwi nie dawała jej spokoju.Wszędzie wokoło rosły żonkile, więc z braku ciekawszego zajęcia Miranda zaczęła je zrywać.Gdy Lucien zostawił ją samą, ubrała się i wyruszyła na jego poszukiwania.Nie znalazła go w różowych pokojach, a szkoda, bo tam naszła ją chęć, by się rozebrać i poczekać na niego w łóżku.Z pewnością znalazłby ją prędzej czy później, jednak zabrak-ło jej cierpliwości, więc postanowiła kontynuować poszukiwania.Ostatecznie spotkała go w zielonym salonie, w którym za zamkniętymi drzwiami prowadził rozmowę z jakimś człowiekiem.Już miała nacisnąć klamkę, kiedy rozpoznała głos gościa i zamarła.Czy to naprawdę był on, ten najbardziej znienawidzony przez nią szubrawiec na świecie?Niemożliwe! Przyszło jej do głowy, że tylko się przesłyszała.Chciała wejść do środka, lecz nagle uświadomiła sobie, że ktoś w salonie mówi o szantażu.Po chwili znała już całą prawdę.To nie Christophera St.Johna darzyła teraz największą nienawiścią, lecz mężczyznę, z którym spała zaledwie kilka godzin temu i który zapewniał ją o swojej mi-łości.Właśnie jego miała ochotę zamordować.Zasztyletowanie byłoby zbyt łagodną karą.Już wcześniej nerwowo poszukiwała jakiegoś pistoletu wśród wyeksponowanej na ścianach broni, ale wyglądało na to, że de Malheurowie zrezygnowali z wojowania przed upowszechnieniem się broni palnej.Nic dziwnego, skoro najlepiej im wychodziło wbijanie ludziom noża w plecy.Jej wzrok spoczął na starej łodzi z solidną ławeczką dla wioślarza.Miranda podeszła bliżej, po drodze rzucając na ziemię naręcze żonkili i obojętnie je depcząc.Bez po-T L Rśpiechu wspięła się na burtę i wskoczyła do środka, gdzie dostrzegła stare wiosło, mocne i ciężkie.Podniosła je i weszła na pomost.Słońce osuszyło nieco zbutwiałe deski pomostu, ale nadal część z nich była niebezpiecznie spróchniała.Miranda przeszła nad dziurą, przez którą wpadłaby do wody.Lucien ją wtedy uratował, choć może byłoby lepiej, gdyby utonęła.Dotarła do połowy pomostu, kiedy usłyszała jego okrzyk, ale nie odwróciła się, udając, że nie słyszy.Co za łotr z gębą pełną pomyj.I pomyśleć, że go kochała po tym wszystkim, co jej zrobił, jak jej groził.A przecież już mu wybaczyła.Koniec tego dobrego, postanowiła i zacisnęła dłonie na wiośle, nadal odwrócona plecami do Luciena.Czekała.Stary, rozchwiany pomost zakołysał się, kiedy Lucien wskoczył na deski i ruszyłku Mirandzie.Odwróciła się i popatrzyła na niego lodowatym, groźnym wzrokiem.Niestety, w ogóle nie zauważył jej ponurej miny, gdyż był za bardzo skupiony na prawieniu kazania o bezmyślnym narażaniu życia.Miranda stała bez ruchu i nadal czeka-ła.Gdy omijał złamaną deskę, dostrzegła, że nie wziął ze sobą laski.I dobrze, pomyślała, tym trudniej mu będzie zachować równowagę.Wkrótce znalazł się na tyle blisko, że mogła go dosięgnąć starym wiosłem- Ani kroku dalej, najdroższy - rozkazała mu jedwabistym głosem.Zorientował się, że coś jest nie tak, i zatrzymał.- Co tutaj robisz? - spytał spokojnie.- Czekam na ciebie.Wspomniałeś, że woda jest lodowata.Nie spuszczał z niej wzroku.- Owszem.- I bardzo głęboka?- Tak.- Wydawał się spięty, choć w jego głosie nie słychać było zdenerwowania.-Mam wrażenie, że spotkałaś pana St.Johna.- Niezupełnie.Podsłuchiwałam pod drzwiami.- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła - zauważył lekko.- W którym będziesz się smażył - wycedziła Miranda, zamachnęła się i z całej siły uderzyła Luciena wiosłem.T L RRozległ się głośny trzask, wiosło pękło na pół, a Lucien wpadł w czarną, zimną toń i pogrążył się w niej jak kamień.Wahała się tylko przez dwie sekundy, a potem wrzasnęła, wzywając pomocy, ci-snęła szczątki połamanego wiosła i skoczyła w ślad za Lucienem.Woda naprawdę była lodowata.Miranda zanurzyła się i kurczowo objęła ciało ukochanego, gotowa wraz z nim iść na samo dno.Nie spodziewała się, że Lucien błyskawicznie się wynurzy, mocno przytrzymując ją ramieniem i nie zwracając uwagi na jej paniczne wierzganie.- Chryste, kobieto! - parsknął [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.