[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Choć nie chciała w taki sposób wchodzić w moją duszę, nie zawahała się.Znała swoje obowiązki.Kiedy skończyła, przytuliła mnie mocno.- Witaj z powrotem, przyjacielu - powiedziała.- Twój demon nadal jest częścią ciebie i pozostanie nią na zawsze, ale twoja dusza należy wyłącznie do ciebie.Po raz pierwszy od ponad dwóch lat spałem spokojnie.* * * Elinor zamieszkała w pobliskiej wiosce, a Evan przez większość dni biegał między nami.Ukrywał się, wspinał, zaczepiał nas, nieskończone źródło irytacji i radości.W miarę jak nabierałem sił, większość czasu spędzałem z Elinor, szyjąc buty i ubranka dla Evana i opatrując jego zadrapania.Nasze kontakty były niezręczne.Próbowałem dać Elinor do zrozumienia, że nie musi się czuć w obowiązku mnie niańczyć.Jeśli nie chciała zostawić mnie samego z Evanem, zgodziłbym się przyjąć dowolną osobę, którą wyznaczyłaby nam do towarzystwa.Odrzuciła moją propozycję mówiąc, że woli sama wszystkiego doglądać.A później dodała, że skoro i tak spędzamy razem tyle czasu, równie dobrze może dalej ćwiczyć moją rękę.Zimą mrowienie palców rozprzestrzeniło się na całą kończynę i miałem nadzieję, że kiedyś odzyskam w niej władzę.Tak naprawdę nic nie sprawiało mi większej przyjemności niż oglądanie Evana i Elinor razem.I szczerze mówiąc taką samą radość czerpałem z patrzenia na dziecko jak i jego matkę.Twarz Elinor była niczym płótno, tło inteligencji ubarwione jej cierpliwością i współczuciem, lekko pociągnięte nastrojami i humorami.Lewy kącik jej ust unosił się dogóry z dziecinną wesołością.Jej czoło się marszczyło, a oczy lekko rozszerzały, gdy słuchała pełnej zdziwienia opowieści chłopczyka.Jej czerwonozłocista skóra rumieniła się lekko, gdy ze śmiechem goniła za nim przez kuvaiski las.Z początku trzymałem się z tyłu, zadowolony, że mogę ich obserwować, i prawie się nie odzywałem, jedynie odpowiadałem na pytania.Mówiłem z wahaniem i niepewnie, a do tego często natrafiałem na martwe punkty w pamięci i przerywałem w połowie zdania, jednocześnie szukając słowa lub koncepcji.Elinor oczywiście to zauważyła i po kilku tygodniach zaczęła spokojnie nalegać na nowe ćwiczenie.- Myślę, że codziennie powinieneś ze mną przez godzinę rozmawiać.Jak inaczej zdołasz nauczyć Evana rzeczy, które powinien poznać, jeśli nie potrafisz wykrztusić pięciu słów w ciągu godziny? Spotykaliśmy się każdego popołudnia, kiedy Evan spał.Zajmowała się moim ramieniem i rozmawialiśmy o zwyczajnych sprawach.O jedzeniu i pogodzie.O mieszkańcach wioski.O wojnie.O potrzebach i zachowaniu Evana.Czasem o naszym własnym dzieciństwie.Poruszaliśmy tylko bezpieczne tematy.W połowie zimy moja mowa tak bardzo się poprawiła, że Elinor skłoniła mnie do tego, bym uczył Evana o drzewach i lasach, twierdząc, że powinien dowiedzieć się ode mnie wszystkiego, co ważne dla Ezzarian.Nawet wtedy nie zrezygnowaliśmy jednak z naszej godziny.Choć się zastanawiałem, gdzie mogłyby zaprowadzić nas słowa, gdyby nasze rozmowy kiedykolwiek zaszły dalej, trzymałem się znajomych i przyziemnych tematów, by nie sprawić jej przykrości i nie ryzykować niezadowolenia.Marzenia były jednak przyjemne.Bardzo przyjemne.Poza tym jadłem, spałem i spacerowałem, kiedy odzyskałem siły, oraz biegałem, gdy przybyło mi ich więcej.Z czasem zacząłem pomagać wieśniakom nosić drewno i wodę oraz oczyszczać nieliczną zdobycz, którą udało się upolować ich myśliwym.Gdy siedzieliśmy przy ogniu w długie zimowe noce, słuchałem ich muzyki i ich historii o bogach.Dzieliłem ich głód wieści o Aveddim i razem z nimi radowałem się opowieściami o jego bezpieczeństwie, męstwie i zwycięstwach.Okrutnego Edika i jego pachołków opuściła odwaga, tak głosiły plotki, a sytuacja odwróciła się wkrótce po zwycięstwie w Parassie.Nikczemny cesarz ukrył się w Zhagadzie.Zwycięstwo było kwestią czasu.Nawet bogowie to widzieli, tak powiedziała mi pewna staruszka, gdyż nie uznawali już za konieczne przysyłać skrzydlatego ducha na pomoc Aveddiemu Aleksandrowi.* * *Aleksander przez całą zimę i wiosnę odwiedzał mnie tak często, jak tylko mógł.Blaise go przyprowadzał, gdy tylko mieli trochę czasu.Podczas gdy banita odwiedzał Elinor, Evana i innych przyjaciół w osadzie, Aleksander opierał się o szorstkie mury mojego domu, pił wino i prosił o radę lub opowiadał o swoich planach i strategiach, dowódcach i oddziałach.Raz czy dwa razy usnął.Pewnego wiosennego poranka, gdy nakładał zmielony korzeń gorzknika na stopy dręczone zgnilizną, powiedział mi, że nie jest pewien swojego miejsca w świecie, gdy już zwycięży w wojnie.Wierzył, że gdy krainy cesarstwa zostaną zwrócone prawowitym właścicielom, jego rola jako władcy się skończy, a żeby uniknąć zemsty, będzie musiał poszukać schronienia u jednego ze starych królów.- Pomyślałem, że zaproponuję służbę Yulaiowi - powiedział.D'Skaya mówiła, że chętnie widziałaby mnie w Thridzie, ale w dżungli chyba bym spleśniał.Popatrz, co mokra wiosna w północnych marchiach zrobiła z moimi nogami! Manganar ma pustynie i po wojnie będzie pewnie okupował sporą część Azhakstanu.A Manganarczycy jeżdżą konno, podczas gdy Thridowie walczą pieszo.Moje nogi nie lubią chodzić po ziemi.- Twoje przeznaczenie nadal czeka - zapewniłem z uśmiechem, podając mu kolejny woreczek ze sproszkowanym korzeniem.- Znajdziesz swoją drogę.Wierzę w ciebie.Bardziej niż kiedykolwiek.Doskonale wiedział, co mam na myśli, i jak zawsze, kiedy pomyślał o naszym pojedynku, poważniał i próbował prosić o przebaczenie, a ja starałem się go uspokoić.Dotrzymał słowa, na co liczyłem.W końcu się okazało, że nie musi mnie zabijać, tak jak chciałem, ale gdyby wszystko potoczyło się inaczej, świat byłby mu wdzięczny.W kwestii dalszych wyjaśnień doskonale zdawał sobie sprawę, że nie powinien naciskać.Zawsze pytał, jak postępuje moje leczenie, a ja zawsze odpowiadałem „lepiej“.Spoglądał na mnie i oceniał, a potem rzucał komentarz w rodzaju: „Powinieneś pić więcej nazrheelu”, „Kobieta w łóżku byłaby najlepszym ćwiczeniem dla twojej ręki“ albo „Przy następnej wizycie spodziewam się wyścigu do tego dębu i z powrotem, i tym razem cię pobiję”.Śmialiśmy się, a później on odchodził i obiecywał, że powróci, kiedy pozwoli mu na to wojna.Światło wciąż w nim świeciło, jaśniej niż kiedykolwiek.Rozdział czterdziesty piąty W dzień równonocy wiosennej Aveddi Azhakstanu, Pierworodny Pustyni, jechał Cesarską Drogą w stronę Zhagadu.Na ramionach miał biały płaszcz, a w rudy warkocz wplótł drewniane paciorki.Nie nosił żadnych ozdób, które mogłyby sugerować jego pozycję i nie pretendował do żadnej pozycji, nawet tego dnia, dnia triumfu.Towarzyszyli mu Yulai i Magda, król i królowa Manganaru, i ich syn Terlach; Marouf, palatyn Suzainu, i jego pięciu synów, i W’Osti, wódz Thridów wraz z głównodowodzącą D'Skayą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|