[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aż daleko w noc.A jutro znów pobiegnie wodą póki nie zrobi się większa, nie dając mu być może gruntu pod nogami.Drzewa rosną luźno.Drzewa.Spogląda w górę obdartego pnia.Szeroko zwisające gałęzie pozwalają na wejście w koronę niemal bez wysiłku.Korona ochroni przed widocznością.Odruchowo wyszukuje dwie odchodzące blisko siebie od pnia gałęzie, które pozwalają wygodnie usiąść.Spanie na siedząco nie jest już dla niego żadną sztuką.Jest mokry.Bagaż też jest mokry.Wszystkie zapasy przemokły.Ale zbyt jest zmęczony, żeby teraz jeść.Będzie musiał spać.Spać.Wszystkimi rzemieniami, jakie ma w worku i na worku, przywiązuje się do drzewa, by nie spaść podczas snu.Kiedy się budzi, marznie.Marznięcie nie jest dla niego takie niezwykłe.Dzień jeszcze się nie rozświetlił.Pospiesznie zjada kilka kęsów, łapiąc się na tym, że chciał odłożyć kawałek dla psa.Willem nie żyje.Willem na sekundę skierował uwagę pogranicznika na siebie i został zastrzelony.Rozstrzelanie Forell ma jeszcze przed sobą jeśli ten dzień dotrzyma wczorajszej groźby.Grigorij rozstrzelany.Willem zastrzelony.O granicy i jej przekraczaniu nie ma już mowy.Najpilniejsze teraz to wysuszyć na sobie mokre rzeczy.Forell rusza z rozmachem wdzień.Nie idzie tam, gdzie okolica jest otwarta, lecz tam, gdzie las jest gęściejszy.Unika tego, co łatwe i proste, przez porządnie zalesione i częściowo zagospodarowane zbocza przedziera się w górę, aż po tereny niegościnne, poznaje tu inne różnice wysokości niż kiedykolwiek dotąd na swej drodze i dopiero po jedenastu dniach powoli odważa się uwolnić od troski, że jest tropiony.Dokąd idzie, tego już od dawna nie wie.Nie chce przecież obierać żadnego kierunku, a jedynie z każdym dniem odchodzić dalej od granicy, którą z takim trudem odnalazł.I wciąż na nowo szuka życia, a przynajmniej szansy na nie.Pierwsi ludzie, których przez nieostrożność spotyka, należą do nadzoru leśnego.Dwaj mężczyźni pytają go skąd i dokąd idzie.Pytania nie brzmią inkwizytorsko, ale dla człowieka, który nawet w największym przybliżeniu nie ma pojęcia, gdzie się znajduje, pogawędka robi się trudna.Opowiada, że zwerbowano go do pracy w lesie, ale z powodu choroby nie mógł zacząć w umówionym czasie.Teraz chyba się zgubił.- Chorych ludzi nie posyła się do lasu - mruczy starszy z nadzorców.- Też to mówiłem.Ale co mam robić? A teraz szukam już od trzech dni.- Do jakiej kadry cię posłali?- Obłenow - mówi Forell, żeby cokolwiek powiedzieć.- Obłenow? Nie ma takiego.Może Oresoj?Forell wyciąga swoje papiery kierujące go do Czyty.- Tak, Oresoj - mówi.- Oresoj.Gdzie to jest? - szybko chowa dokumenty.- Tam musisz iść co najmniej jeszcze jeden dzień.Dlaczego nie zawieźli cię kolejką linową? Dociera do wszystkich sześciu kadr.- Ach, ta nasza głupia organizacja.Nic nie działa.- Bardzo dobrze działa - poprawia go tamten.- To czy owo jest wprawdzie przeorganizowane.Przyznaję.Pójdziesz dalej w tym kierunku, gdzie trzydziestoletni drzewostan graniczy z obszarem do wycinki.Po jakichś piętnastu wiorstach dojdziesz do drogi nadającej się jako tako do wywózki drewna.Pójdziesz nią na lewo, pod górę.Tam niebawem trafisz na pierwsze grupy robocze.- Zobaczymy.Forell jest zmęczony i wyczerpany.Nie musi wcale opowiadać o chorobie, bo czuje, że długo już tak nie przetrzyma.- Gdybym mógł zostać przez noc u was, byłbym wdzięczny.- Oczywiście zostań.Nadzór leśny ma dwa porządne drewniane domy i saunę.Sześciu mężczyzn, wliczając w to starego, kiedy już wraca z obchodu terenu, prowadzi stosunkowo przyjemne życie.Porządek musi być.A dla porządku wszędzie w Rosji i na Syberii wyznaczeni są ludzie, żeby sprawy pozostawały w ciągłym ruchu.Stary uważa, że obcy powinien się wykąpać.Napalono w saunie.Pomocą służy Michaił, mężczyzna może dwudziestosiedmioletni, który wylewa wodę na kamienie.- Marnie wyglądasz, Piotr.- Tak.Byłem chory.- W takim stanie daleko się nie zajdzie.- Co znaczy daleko?- Tylko tak - burczy Michaił.Po kąpieli Niemiec najada się do syta i dostaje trochę z zapasów żywności do swojego worka.Mężczyźni pozwalają mu też spać do woli.Jest sobota.Niech się chłop wyśpi.Godny pożałowania człowiek.Kiedy Forell w poniedziałek wyrusza, stary jeszcze raz wskazuje mu drogę.Michaił chce go kawałek odprowadzić.Byle nie za daleko!Idąjuż kwadrans, kiedy Michaił zatrzymuje się, kładąc Forellowi rękę na ramieniu.- Bądź ostrożny!- Bo co? - Forell czuje, jak przerażenie ściska mu serce.- Tylko tak - to zdaje się być jego stałe powiedzenie.- Znajdę już teraz kierunek - Forell próbuje uprzejmie pozbyć się towarzystwa.- Nie sądzę, że chcesz go znaleźć.Forell staje.Jeszcze nie całkiem pozbył się dawnej bezczelności.Chciałby się oburzyć, ale nie wie, jak ma rozumieć uszczypliwość.- Nie jesteś ani Rosjaninem ani Sybirakiem.Nie udawaj! Mam ci powiedzieć, kim jesteś? Niemcem, i to z południowych Niemiec, być może Austriakiem.Forell rezygnuje z jakiegokolwiek gniewnego protestu wobec takiego podejrzenia.- Mój ojciec jest z pochodzenia Tyrolczykiem.Zgadza się.Jestem Niemcem.Też sięzgadza.- I jesteś zbiegłym jeńcem wojennym.Czy inni uwierzyli twojej mizernej ruszczyźnie, tego nie wiem.Nasz stary to sama dobroduszność.Podlega, jak my wszyscy, MWD.To sobie mogłeś przecież wykalkulować.Nie musisz się z tego powodu bać.- W żadnym wypadku się nie boję.- Źle jest z twoim zdrowiem.To widać.Jakże chcesz przejść przez granicę?- Pod Kjachtą próbowałem, a potem jeszcze raz.- Jesteś idiotą.Nie ma po co iść do Mongolii.Wydadzą cię, nawet jeśli będziesz już tysiąc wiorst w głębi kraju.Taka próba to dziecinada.Czy na mongolskiej granicy, czy gdzie indziej - ze Związku Sowieckiego w żadnym miejscu nie wyjdziesz.- To mogę spokojnie tu zdechnąć.- Zdechniesz tak czy tak.Z jak daleka już idziesz? Od Bajkału?- Nie.Od Przylądka Dieżniewa.- Co?- Półwysep Czukocki.- I tak tu przyszedłeś? - na twarzy Michaiła odbija się prawdziwy szacunek.- No to jesteś zdolny, jak sądzę, do niejednego.Naturalnie nie pójdziesz do drwali.Na drodze wyjazdowej pilnuj się, żebyś zniknął niezauważony! Trzymaj kierunek na północny zachód! Bądź bardzo ostrożny! Wiesz, gdzie jest Abakan? Nie? Jeszcze daleko.Jeszcze bardzo daleko.Jeśli tam dotrzesz, to odwiedź mojego ojca.Jest naczalnikiem w piekarni.Zapytaj po prostu o towarzysza Leopolda MeBmera!- Więc ty nazywasz się Michaił MeBmer?- Mój ojciec to dobry człowiek.Z pewnością równie chętnie wróciłby do domu, do Wiener Neustadt, jak ty do Innsbrucka czy gdziekolwiek indziej.Jeśli go spotkasz, sam możesz go o to spytać - Michaił śmieje się.- Abakan nazywa się to miasto, zakładając, że tam będziesz.Leopold MeBmer, piekarnia przy ulicy Rewolucji Październikowej.Potem jeszcze odwraca się ze śmiechem.- I nie mów już takim austriackim rosyjskim! Nie każdy ma ojca z Wiener Neustadt, ale i inni zauważą skąd jesteś.Miasto nazywa się Abakan.Forell przekracza ostrożnie drogę wyjazdową, która faktycznie jest tylko nieco lepszą drogą polną.Kuli się pod grubą jak ręka liną kolejki, jakby ta mogła zameldować na dole, że kręci się tu obcy.Żeby wyglądać bardziej swojsko kradnie siekierę drwala.Następnego dnia natyka się na kobiecy obóz karny.Z osłoniętego przed spojrzeniami miejsca przygląda się, jak blisko czterdzieści kobiet rąbie drewno.Jest przy nich dwóch strażników.Choć ze względu na duży obszar miejsca pracy łatwo byłoby nawiązać z którąś z nich kontakt, nie uznaje tego za dobry pomysł.Kobieta mogłaby podnieść alarm przy nieoczekiwanym spotkaniu z obcym [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|