[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bez nich jego świadomość rzeczywistości ograniczała się prawie wyłącznie do kilku cali kwadratowych piasku pod stopami.Podczas jednej z ostatnich wypraw do labiryntu Traven spędził całą noc i większość następnego ranka na daremnych próbach znalezienia wyjścia.Wlokąc się od jednego prostokąta cienia do następnego, z nogą ciężką jak kloc i wyraźnie spuchniętą do kolana, zrozumiał, że musi czym prędzej znaleźć coś, co mu zastąpi bloki, bo w przeciwnym razie zakończy wśród nich życie, uwięziony w tym wybranym przez siebie mauzoleum niczym świta faraona.Siedział bezradnie gdzieś w centrum budowli wśród oddalających się linii ślepych grobowców, kiedy niebo powoli przeciął warkot lekkiego samolotu.Samolot przeleciał i po pięciu minutach wrócił.Korzystając z okazji Traven podniósł się z trudem i wyszedł spomiędzy bloków z uniesioną głową, śledząc słabo połyskującą strzałę smugi spalin.Leżąc już w bunkrze słyszał stłumiony odgłos powracającego samolotu, który dokonywał inspekcji wyspy.Spóźniony ratunek- Kim pan jest? Czy pan wie, że jest na ostatnich nogach?- Traven.Miałem jakiś wypadek.Cieszę się, że pan przyleciał.- No myślę.Ale dlaczego nie skorzystał pan z naszego radiotelefonu? Zresztą zawiadomię marynarkę i zabiorą pana.- Nie.- Traven podniósł się na łokciu i sięgnął niepewnie do tylnej kieszeni spodni.- Gdzieś mam pozwolenie.Prowadzę badania.- Czego? - Pytanie zakładało pełne zrozumienie motywów Travena.On sam leżał w cieniu pod ścianą bunkra i z trudem pił z manierki, podczas gdy doktor Osborne bandażował mu stopę.- Podkradał pan też nasze zapasy.Traven potrząsnął głową.O pięćdziesiąt jardów dalej pomalowana w błękitne pasy Cessna przysiadła na betonowym pasie jak lśniąca ważka.- Myślałem, że już nie wrócicie.- Pan chyba musiał być w transie.Młoda kobieta siedząca za sterami samolotu wyszła z kabiny i zbliżyła się do nich.Obrzuciła spojrzeniem szare bunkry i wieże, nie zdradzając zainteresowania żałosną postacią Travena.Osborne coś jej powiedział i spojrzawszy raz z góry na Travena wróciła do samolotu.Kiedy się odwracała, Traven mimo woli wstał, rozpoznając w niej dziecko z fotografii, którą przypiął sobie na ścianie bunkra.Po chwili uświadomił sobie, że czasopismo nie mogło mieć więcej niż cztery do pięciu lat.Silnik samolotu zawarczał.Traven patrzył, jak maszyna wjeżdża na jeden z betonowych pasów i startuje pod wiatr.Później tego samego popołudnia kobieta podjechała do bloków jeepem, z którego wyładowała łóżko polowe i brezentowy daszek.Następne godziny Traven przespał.Obudził się silniejszy, kiedy Osborne wrócił po inspekcji okolicznych wydm.- Co pan tu robi? - spytała młoda kobieta mocując linki daszka do bunkra.Traven obserwował jej krzątaninę.- Poszukuję.żony i syna.- Oni są tu, na wyspie? - Była zdziwiona, ale potraktowała odpowiedź poważnie i rozejrzała się dokoła.- Tutaj?- W pewnym sensie.Obejrzawszy bunkier dołączył do nich Osborne.- Czy to dziecko na fotografii to pańska córka?Traven zawahał się.- Nie.Ona mnie adoptowała.Nie rozumiejąc nic z jego odpowiedzi, ale akceptując jego zapewnienia, że opuści wyspę, Osborne i młoda kobieta odjechali do swego obozu.Osborne wracał codziennie, żeby zmieniać opatrunek przywożony przez młodą kobietę, która zaczynała jakby wchodzić w rolę wyznaczoną jej przez Travena.Osborne, kiedy dowiedział się, że Traven był pilotem wojskowym, zaczął w nim podejrzewać współczesnego męczennika, ofiarę moratorium na próby termonuklearne.- Kompleks winy nie jest nieograniczonym źródłem sankcji moralnych.Myślę, że pan przesadził.- Kiedy wspomniał nazwisko Eatherly’ego, Traven potrząsnął głową.Nie zbity z tropu Osborne mówił dalej:- Czy pan przypadkiem nie robi podobnego użytku z obrazu Eniwetok, czekając na swój znak z nieba?- Może mi pan wierzyć, że nie - odparł Traven zdecydowanie.- Dla mnie bomba wodorowa była symbolem absolutnej wolności.Uważałem, że dała mi prawo, a nawet obowiązek robienia wszystkiego, co zechcę.- Dość dziwna logika - zauważył Osborne.- Czyż nie odpowiadamy przynajmniej za swoją powłokę fizyczną?- Myślę, że teraz już nie - odpowiedział Traven.- Ostatecznie jesteśmy w gruncie rzeczy ludźmi wskrzeszonymi z martwych.Jednak często rozmyślał o Eatherlym, prototypie człowieka sprzed trzeciej wojny (datując ten okres od 6 sierpnia 1945 roku) dźwigającego pełne brzemię kosmicznej winy.Skoro tylko Traven wzmocnił się i zaczął chodzić, trzeba go było po raz drugi ratować z labiryntu.Osborne zdradzał oznaki zniecierpliwienia.- Nasze prace tutaj dobiegają końca - powiedział ostrzegawczo.Pan tu zginie, Traven.Czego pan właściwie szuka wśród tych bloków?- Grobu nieznanego cywila, homo hydrogenesis, człowieka z Eniwetok - mruknął Traven do siebie.- Doktorze - powiedział na głos - pańskie laboratorium jest na niewłaściwym końcu wyspy.- Zdaję sobie z tego sprawę - odparł Osborne cierpko.- W pańskiej głowie pływają dziwniejsze ryby niż w przystaniach łodzi podwodnych.Na dzień przez odlotem młoda kobieta zawiozła Travena do stawów, tam gdzie wylądował pierwszego dnia.Jako prezent pożegnalny, będący ironicznym gestem, nieoczekiwanym u starego biologa, przywiozła od Osborne’a właściwą listę podpisów do wykresów chromosomów.Zatrzymali się przy popsutej szafie grającej i przykleiła je na spisie płyt.Wędrowali wśród wraków superfortec i Traven stracił ją z oczu.Przez następne dziesięć minut przeszukiwał wydmy.Znalazł ją w małym amfiteatrze utworzonym przez pochyłą ścianę luster baterii słonecznych, dzieło jednej z ekspedycji naukowych.Uśmiechnęła się do Travena, kiedy przeszedł przez rusztowanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.