[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaczęłam dojrzewać stosunkowo późno, w szóstej klasie nie miałam jeszcze rozwiniętych piersi jak moje koleżanki.Nie interesowałam się również chłopakami w aspekcie seksualnym, widziałam w nich tylko kolegów, z którymi można pograć w piłkę lub na pegasusie podłączonym do telewizora.Moi rodzice byli ludźmi zamożnymi, ojciec umiał wykorzystać przemiany gospodarcze i nieźle się ustawił w sektorze budowlanym.Wykupił sporo udziałóww państwowym przedsiębiorstwie przekształconym w spółkę z o.o.Będąc największym udziałowcem i mając doświadczenie kierownicze, został prezesem spółki.Rodzice zamienili mieszkanie na większe, pięknie je urządzili, kupili nowy samochód i zaczęli wyjeżdżać na zagraniczne wycieczki, zawsze biorąc swą jedynaczkę ze sobą.Teraz już nie Bułgaria ani Rumunia, tylko Włochy i Grecja stały się Mekką naszych wakacyjnych wojaży.Życie było cudowne… do dnia moich trzynastych urodzin.Ten dzień wszystko zmienił.Po raz pierwszy nie było tortu ze świeczkami ani gości, dostałam pierwszą miesiączkę i…dowiedziałam się, że mama zachorowała na raka.Rodzice nie powiedzieli mi o chorobie mamy, podsłuchałam niechcący ich rozmowę.W jednym dniu zawalił mi się cały mój świat…Walka mojej mamy z rakiem trwała przez rok.Najpierw operacja, później chemioterapia i kosztowna kuracja… Ale nic nie pomogło – mama umarła.Przez ten rok, zaabsorbowana chorobą mamy, nie za bardzo zwracałam uwagi naprzemiany, jakie dokonywały się w moim organizmie.Nogi wydłużyły mi się o dziesięć centymetrów, a piersi zdążyły urosnąć do rozmiaru numer trzy.Ciało nabrało kształtu klepsydry, biodra zaokrągliły się, podkreślając smukłą talię.Ostatnim wspólnym zakupem, jaki zrobiłam z mamą, był pierwszy dla mnie biustonosz.Później był pogrzeb.Po pogrzebie rozpoczął się mój horror.Zaczęło się to późnym wieczorem.Po stypie goście rozjechali się do domów, dziadkowie również pojechali do siebie.W domu zostaliśmy sami – ja i tata.Leżałam w łóżku w swoim pokoju, dając upust łzom.Podczas pogrzebu nie płakałam, dopiero teraz skrywane pod powiekami wylały się słoną fontanną na poduszkę.Usłyszałam kroki taty.Usiadł na brzegu mojego łóżka i zaczął delikatnie gładzić mnie po włosach.– Cicho, dziecinko, wszystko będzie dobrze.Przetrwamy to, córeczko.Mamy siebie.Oderwałam się od poduszki i przywarłam do piersi ojca.Płakałam, mocząc mu koszulę.On tulił mnie i pocieszał, głaszcząc najpierw po głowie, potem po plecach… później po piersiach.W pierwszej chwili nie zauważyłam niczego niestosownego w jego zachowaniu, dopóki nie włożył mi ręki w spodnie piżamy.Przez wiele lat obwiniałam się, że to była moja wina.Gdybym nie przytuliła się wtedy do niego, to może by do tego nie doszło.Gdybym stanowczo odepchnęła go, może by tego nie zrobił…Co wtedy czułam? Przede wszystkim zdziwienie i zaskoczenie.Obrzydzenie, wstręt i nienawiść przyszły później.Bardzo zmieniłam się od dnia pogrzebu.Wszyscy tak uważali – nauczyciele w szkole, dziadkowie, kuzyni i koleżanki.Zamknęłam się w sobie, odsunęłam od rówieśników, zaniedbałam się w nauce.Powszechnie uważano, że powodem była śmierć mamy.Wszyscy krewni i znajomi brali mojego ojca za idealnego rodzica.W szkole udzielał się społecznie, został nawet przewodniczącym rady rodziców.Odrzucił pomoc babci w domowych obowiązkach – sam sprzątał i gotował.Obiad zawsze składał się z zupy, drugiego dania i deseru.Nawet piekł dla mnie wymyślne ciasta, za co chwalono go pod niebiosa.Nie wiedzieli, że zamiast witaminek kazał mi łykać tabletki antykoncepcyjne, żebym nie zaszła w ciążę.W dzień mówił do mnie „dziecinko” lub „córeczko”, a w nocy „kochanie”… Właśnie to było straszne – ta podwójna tożsamość, to rozdwojenie jaźni, chociaż nie był schizofrenikiem.Dopóki nie znalazłam się w łóżku, traktował mnie jak ukochaną córeczkę, żadne jego słowo ani spojrzenie nie zapowiadało tego, co będzie się działo nocą.Czasami, przeważnie po wizycie dziadków, łudziłam się, że wreszcie nastąpi koniec jego nocnych wizyt w mojej sypialni… że będę dla niego jedynie „córeczką”.Zaczęłam modlić się o to i w kościele, i w łóżku.Niestety przeważnie nie zdążyłam dokończyć wieczornego pacierza, bo go przerywało wejście ojca do mojego pokoju.Nawet widok klęczącej przed krucyfiksem, modlącej się córki nie powstrzymywał jego chorych zapędów.Początkowo czekał, aż skończę się modlić, i dopiero wtedy dobierał się do mnie.Żeby odsunąć w czasie moment pójścia do łóżka, zaczęłam odmawiać na głos całą modlitwę różańcową.Przesuwając paciorki różańca, głośno recytowałam słowa „Zdrowaś, Maryjo”i „Ojcze nasz”.Cierpliwość ojca jednak szybko się wyczerpała.Widząc, że moje modlitwy coraz bardziej się wydłużają, brał mnie na ręce i zanosił do łóżka, tłumacząc mi łagodnym głosem, że jest już późno i pora do spania, bo w szkole muszę być wypoczęta… I rozpinał mi piżamę.Najdziwniejsze było to, że mimo wszystko kochałam mojego ojca.Potrzebowałam jego ciepłych słów i aprobaty.Na początku myślałam, że w innych rodzinach również zdarzają się takie sytuacje, że nie jest to aż tak strasznie nienormalne.Usprawiedliwiałam go, tłumacząc jego zachowanie miłością do mnie, przecież w romansach zwieńczeniem miłosnych uniesień jest właśnie skonsumowanie miłości.Pamiętam, że kiedyś przeczytałam w jakiejś książce, że dawno temu związki kazirodcze były na porządku dziennym.Bardzo mnie to podbudowało, bo w jakiś sposób rozgrzeszało ojca.Oszukiwałam samą siebie, by móc nadal go kochać…Po pewnym czasie starałam się odgradzać moje dzienne życie od tego nocnego.W dzień byłam córką, a on ojcem, natomiast nocą w sypialni zamykałam oczy i wyobrażałam sobie, że jestem młodą księżniczką poślubioną przez starego króla.Dla dobra królestwa i poddanych muszę pełnić swą rolę królewskiej małżonki i przez kilka minut (tyle przeważnie trwał stosunek) znosić jego obmacywania i posapywania.Dobrze, że ojciec nie był dobrym kochankiem i nie miałam nigdy orgazmu, bo wtedy nie wiem, jak bym sobie poradziła ze swoją psychiką.Dzięki temu później wszystko stało się bardziej klarowne – nie musiałam obwiniać siebie.Po kilku miesiącach zaczęłam inaczej patrzeć na ojca.Dzienny tatuś z dnia na dzień przyjmował coraz bardziej kuriozalne kształty, zaczynało powoli do mnie docierać, że nasz układ jest chory…Rozpoczął się mój bunt.Próbowałam różnych sposobów, żeby uniknąć nocnychodwiedzin ojca.Kłamałam, że mam miesiączkę co dwa tygodnie, nawet plamiłam podpaski barszczem, bo ojciec je oglądał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|