[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego skora byla zlocista, blyszczaca, niemal jak polana miodem.Mial dwie rece i dwie nogi, ludzka posture, zwyczajna glowe, calkowicie bezwlose cialo.Jego twarz pozbawiona byla nosa.Wygladal jak dziwaczna hybryda czlowieka i demona.Niewykluczone, ze tak bylo.Notowano juz w ksiegach przypadki znikania calych wiosek, lacznie z ich mieszkancami.Zdarzalo sie to szczegolnie w gorach, gdy niebacznie zalozono osade na jakims bogatym zlozu zelaza.Otwierajace sie tam bramy bywaly tak wielkie, ze przelatywaly przez nie smoki i latawce wieksze niz sredni zamek.Bywalo tez i tak, ze cale zloze zostawalo wessane do swiata demonow wraz z tym, co bylo na jego powierzchni.Najtragiczniejszy jak dotad przypadek zanotowano w 1228 roku, kiedy to zniknela cala dolina rzeki Wessy.Odkryl to chlop jadacy na targ w Rubensgeld, ktory omal nie wpadl we mgle do glebokiej na kilkaset metrow wyrwy w ziemi.Zglosil to w gminie.Nastepnego dnia zjechalo sie paru sledczych.Dzien byl piekny i sloneczny, widocznosc doskonala, ujrzeli wiec, ze dolina po prostu zniknela, w jej miejscu zieje gigantyczna dziura, a po bokach sa zwaliska z sypiacych sie do srodka okolicznych skal wapiennych.Widac tez bylo w pionowych scianach nowe jaskinie.Na dnie natomiast plynela rzeczka zasilana z kilkudziesieciu wysokich wodospadow, ktorych rowniez wczesniej nie bylo.Stwierdzono, ze miejsce to lezalo na zlozach zelaza na tyle obfitych, ze zamiast otwarcia bramy przez sciagniete w to miejsce ogromne demony stalo sie cos innego.Prawdopodobnie wielkosc i masa zloza byly tak ogromne, ze przyciagnely istote nieznanego rodzaju, ktora po prostu zassala cale zloze razem z okolicznymi terenami i skalami.Teorie te pozostawiono w spokoju, nie drazac dalej tematu.Jedynie garstka uniwersyteckich zapalencow krazyla tam wciaz z przyrzadami, doszukujac sie znakow nadchodzacej apokalipsy.Reszta wolala nie wiedziec zbyt wiele o istocie, ktora mogla zrobic cos takiego.W kazdym razie niewielkie zloza czy tez obecnosc metalu w wiosce predzej czy pozniej powodowala pojawienie sie jednego badz tez calej hordy demonow, ktore nieraz porywaly ludzi do swojego swiata.Co z nimi robily, nie wiedzial nikt, natomiast nie mozna bylo wykluczyc kopulacji.W koncu nikt nigdy nie spotkal demona rodzaju zenskiego.Z drugiej strony, widzac kupe futra, bloniaste skrzydla i ogromna paszcze, ciezko bylo rozroznic plec.-Ten tutaj wyglada mi na polczlowieka - mruknal do Klewka Harris.Chlopak przez ostatnie dni dowiedzial sie o demonach duzo wiecej niz w ciagu calego swojego dotychczasowego zycia.Zaznajomil sie tez z kilkoma metodami walki z nimi.Ig Harrin wyraznie go polubil.Uwazal, ze ma w sobie cos, co byc moze kiedys pozwoliloby mu zostac blaznem najnizszego rzedu.-Mozna z nim porozmawiac? - zapytal, drapiac sie pod pacha, Trepek.Harris poruszyl przeczaco glowa.-Watpliwe.Demony nie moga mowic.Nie maja pluc ani strun glosowych.Musza sie porozumiewac w inny sposob.- Zeskoczyl z konia i zblizyl sie ostroznie do zlocistego czlowieka.-Uwazaj, panie - pisnela za nim dziwka.Blazen usmiechnal sie pod nosem.Niewiele wczesniej w koncu skorzystal z jej uslug i to wyraznie ich do siebie zblizylo.A i jemu ambicja juz nie doskwierala tak jak wtedy, gdy jego meskosc nie spelniala nalezycie swoich zadan.Tym razem, jak mu sie zdawalo, wszystko przebieglo jak najlepiej, czego dowodem byly nieznikajace z policzkow Elleonory rumience.Machnal jej reka i ruszyl naprzod.Uchwycil mocno swoja blazenska palke, po czym machnal nia lekkie zaklecie ochronne.Tak na wszelki wypadek.W oddali widzial zamkniete na wielka klodke stalowe wrota nabite szarymi cwiekami.Byla to jedynie materializacja prawdziwego przejscia.Zarowno drzwi, jak i klodka nie istnialy, stanowily jedynie pozorna w tym swiecie manifestacje demoniej bramy.Znajdowaly sie one w niezwykle wyrosnietym drzewie, a raczej w rozrosnietym do monstrualnych rozmiarow labiryncie korzeni oddechowych.Moze nawet samo drzewo bylo skazone przez demony.Oznaczaloby to, ze zaczely sobie tu tworzyc powazny przyczolek.Poki co jednak Harris widzial tylko tego jednego, pokrytego zlocista skora.Mial zamiar zalatwic to szybko.Doskoczyc, rozwalic leb, poczekac, az cialo zapadnie sie, potem zniszczyc brame i spalic drzewo.Na koniec zabrac metal, jesli jakis pozostal, i ruszac dalej.Wtem demon spojrzal na niego czerwonymi slepiami.Harris zatrzymal sie.Po skroni splynela mu struzka potu.Nie lubil potykac sie z nieznanymi gatunkami.Nigdy nie wiedzial, na co je stac.Tamten zaczal poruszac bezglosnie ustami.Klewek i Trepek mimo strachu wpatrywali sie w nie chciwie - usta bestii byly jak wykute z drogocennego gorskiego krysztalu.Mienily sie przy tym wszystkimi kolorami teczy niczym ten szlachetny material.Potwor wstal i ruszyl w kierunku blazna.-On tu idzie.- mruknal do siebie blondyn, a dziwka zdzielila go w leb otwarta dlonia.-Pan Harris nas ochroni, glupku.Blazen usmiechnal sie pod nosem.Zdecydowanie polubil swoich nowych towarzyszy podrozy, mimo ze uwazal ich za prostakow.Nagle zlocisty potwor skoczyl w kierunku Harrisa.Ten stanal na szeroko rozstawionych nogach.Demon uniosl sie w powietrze i wypuscil z ust chmare miniaturowych owadow o malenkich czerwonych oczkach.Blazen zacisnal zeby.Obrocil sie, otoczyl widmowym kregiem koloru krwi, nastepnie rozpostarl rece.Wtedy ledwie widoczna czerwona obwodka rozleciala sie na strzepy, porywajac ze soba male demony i rozrywajac je na kawalki.Nie czekajac na reakcje wroga, Ig Harrin skoczyl ku niemu, wybijajac sie w powietrze na kilka metrow.Tamten zdazyl tylko rozdziawic paszcze i pisnac cos w niezrozumialym jezyku.Blazen walnal go palka w glowe tak mocno, ze ta pekla na pol, tryskajac fontanna ciemnej krwi.Zwloki bezwladnie opadly w dol, uderzajac jeszcze po drodze o jakis wystajacy konar, lamiac go i zwalajac sie razem z nim na podloze.Harris opadl na ziemie chwile pozniej.Przykleknal i steknal z bolu.-Chyba zle stapnalem - mruknal do siebie, czujac klucie w kostce.Przyszlo mu do glowy, ze byc moze wyskoczyl za wysoko.Moze i mial teraz swoje dawne mozliwosci, ale wciaz byl tylko czlowiekiem.-Musze bardziej uwazac - rzekl szeptem - bo nastepnym razem caly sie polamie.Rozesmial sie nieznacznie.Klewek zeskoczyl z wozu i chcial podejsc do blazna, ale ten uniosl dlon i zatrzymal go.-Moze byc ich wiecej.Zostancie na swoich miejscach.Harris podszedl do ciala, przykleknal przy nim i obejrzal dokladnie pokonanego wroga.Faktycznie, ten demon wygladal jak niezwykle umiesniony, bezwlosy czlowiek [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|