[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I zawsze można się z nim było jakoś skontaktować.Zawróciłem do domu.Nowiny usłyszałem od sąsiadów, na chwilę przed tym, nim przekroczyłem jego próg.- Wielkie jatki w Kantardzie, Kupo Gnatów - powiedziałem do Truposza.- Właśnie przyszły wieści.Wszystko się sknociło.Podobno nasze wojska i Venageti dogonili Glory'ego Mooncalleda i dopadły go jednocześnie w miejscu zwanym Kanionem Skręconego Karku.Do tej pory jeszcze nie wiadomo, czym się to skończyło.Sąsiad wiedział tylko tyle, że była to prawdopodobnie bitwa wszechczasów.Przyjąłem, że oddziały kierowane do tej pory na północ natychmiast zostały przeniesione w tamten rejon.Samo schwytanie Mooncalleda już było wielkim wydarzeniem.Tego się właśnie spodziewałem.Emanować energią wibracji taką, że wyczuwam ją aż tutaj.to chyba największa bitwa w historii i wciąż trwa.Nie spodziewałem się, że Mooncalled zdolny jest do tak zaciętej obrony.- Szczury zapędzone w ślepy zaułek.- Ale Mooncalled zawsze zachowywał się nieprzewidywalnie.Być może.Nie przejmujmy się zatem zbytnio, dopóki nie pojawi się bardziej spójna informacja.Wyczuwam, że jesteś zdenerwowany.- Co za geniusz.Zdumiewające, jak ty wszystko od razu wiesz.Opowiedziałem mu wszystko, co się do tej pory zdarzyło.Idź coś zjeść.Daj mi pomyśleć.Usłuchałem bez szemrania.Byłem zgnębiony, przybity i zdołowany.- Miał całą godzinę - powiedziałem do Deana, który miał już serdecznie dość mojego plątania się po kuchni.- To powinno wystarczyć, nawet geniuszowi.Z pełnym żołądkiem i naładowany optymizmem na tyle, by tymczasem odsunąć od siebie samobójcze myśli, ruszyłem na górę.Carla Lindo wychodziła właśnie z pokoju Truposza.W rękach miała miotłę i łopatkę.Zatrzymałem się, rozdziawiając gębę.Za moimi plecami Dean zaczął się gęsto tłumaczyć.- Chciała coś robić, panie Garrett.A on jej wcale nie denerwuje.- W porządku.- Żadna miotła jeszcze nie przyprawiła mnie o utratę tchu.To ona spojrzała na mnie tak, że mój kręgosłup zmienił się w galaretę.Od tego spojrzenia w całym mieście powinny się rozdzwonić dzwony jak do pożaru.Złapałem się za kołnierz i zaciągnąłem do pokoju Truposza, chcąc zdążyć, nim zaślinię cały dywan.Jest atrakcyjna, czyż nie?- Hę? Ty też? - Doprawdy, żyjemy w epoce cudów.Tysiąclecie za pasem.Nigdy nie zdarzyło mu się powiedzieć nic miłego o osobach płci odmiennej.Ale może Carla Lindo była na tyle odmienna, że ruszyła nawet ten zewłok.Masz mi coś do powiedzenia?-Hę?No to mów.Unikniesz hiperwentylacji.- Powiedziałem ci już wszystko.Aha.Rzeczywiście.Ktoś zaczai walić do drzwi frontowych.Truposz nie wyglądał na zainteresowanego.Ja zignorowałem sprawę.Niech już sobie pójdą.Najwyższy czas odkomplikować moje biedne życie.Myślałem trochę, Garrett- Hej, to wspaniale! Cieszę się, że to słyszę.Zwłaszcza że za to ci płacę.Garrett! Czas jest bardzo cenny.- No to przestań go marnować.Zostało mi może ze trzydzieści lat.Zastanawiałem się nad tą Księgą Snów.Przyszło mi do głowy, że Chodo Contague musi wkrótce odkryć przyczynę całego zamieszania, jeśli jeszcze tego nie zrobił.A wtedy, jak mi się zdaje, jego zainteresowanie znacznie wzrośnie, wykraczając poza zawodową zemstę.- Hę? - On tak może bardzo długo.- Chyba się zgubiłem.No.Może nie całkiem, ale on tak lubi czuć się sprytniejszy od wszystkich naokoło, że najłatwiej jest go zachęcić do mówienia właśnie poprzez odwołanie się do jego ego.Im więcej myślę o tej Księdze Cieni, tym bardziej ponura i kusząca mi się wydaje.Wydałem z siebie odpowiednie dźwięki, sugerujące pełną podziwu ciekawość.Wszyscy odgrywamy jakieś role przez całe życie, Garrett.Wszyscy mamy wiele twarzy, w które przyodziewamy się w zależności od sytuacji i towarzystwa, w jakim się w danej chwili znajdujemy, a także, być może, w przewidywaniu korzyści, jakie możemy osiągnąć.Jak przerażająco wygodne byłoby stawanie się za każdym razem tym, czym chcemy być, odegrać tę rolę w sposób doskonały, kiedy tylko nam przyjdzie ochota.Brzmiało to niemal pożądliwie.Cóż, mając Carlę Lindo w okolicy, to się może przydarzyć każdemu.Jakież to wygodne, jeśli jesteśmy dotknięci straszliwym kalectwem.To znaczy, jeśli na przykład jesteśmy martwi?- Rozumiem, ale moim zdaniem powinniśmy przycupnąć cicho i poczekać, jak sytuacja się rozwinie.To nie do pomyślenia.Trzeba przywrócić równowagę.Że nie wspomnę o tym, iż podjęliśmy się udzielić pomocy pannie Ramada.Muszę jeszcze trochę pomyśleć, jak najlepiej zacząć działać.Kiedy ja będę pogrążony w rozmyślaniach, ty powinieneś przejść na drugą stronę holu.Dean zaprowadził pana Tate'a do twojego gabinetu.Wydaje mi się, że potrzebuje pociechy.-Willard Tate? Tutaj?We własnej osobie.- Przecież staruszek nigdy nie wychodzi z domu.Co u diabła tutaj robi?Możesz sam zapytać.Nie ma nic lepszego od subtelnej aluzji.- Jasne.Pewnie.- Ruszyłem do biura.Tate usiadł na gościnnym krześle.Nie pasował do niego.Za mały.Jak pierzasty, osiwiały stary gnom.Dean podjął go kufelkiem.Tate pracował nad nim pilnie i flirtował z Eleanor.- Jeszcze trzy minuty i nie byłoby mnie w domu - oznajmiłem, tylko po to, żeby pokazać, jaki ze mnie pracowity gość.Zmarszczył brwi.- Tinnie się pogorszyło, Garrett.- Szybko machnął uspokajająco ręką.- Ale przeżyje, tak twierdzą.Mnie to jednak kompletnie zbiło z nóg.Przyszedłem się dowiedzieć, czy nie masz czegoś nowego.- Niewiele.- Opowiedziałem mu swój dzień.Powoli, gniewnie potrząsnął głową i spojrzał na Eleanor, jakby mówił do niej.- Tracę swój i twój czas.Ale nie mógłbym dzisiaj pracować.Nie mogę usiedzieć na miejscu.- Mówiąc, zmieniał się powoli, jego głos przybrał stalowe tony.- Chciałbym spotkać tę Panią Węży, powiedziałbym jej to czy owo.- To wiedźma, panie Tate.I jej głównym zajęciem nie jest wróżenie z fusów.Trudno się do niej dostać, a kiedy już się uda, czekają cię potężne kłopoty.Poza tym mój partner ostrzegł mnie, że Chodo Contague zaczyna się nią interesować, i to bardziej niż przelotnie.- Wyjaśniłem, dlaczego.Tate wstał.Gdyby było dość miejsca, pewnie zacząłby chodzić w kółko.- Nie podoba mi się, że Tinnie została ranna, Garrett.Nie chciałbym widzieć w tej sytuacji żadnego innego Tate'a.Zwłaszcza bez powodu.Nie zniosę tego.Chodo to żaden problem.Mam pieniądze i powiązania.Jeśli będzie trzeba, kupię sobie strażnika burzy.- Mnie to wygląda jak wpadniecie z deszczu pod rynnę.Załóżmy, że sobie go kupisz.Co się stanie, jeśli on się zorientuje, o co chodzi z księgą?- Niewiele mnie to obchodzi.- A powinno.Bo mnie obchodzi.Mamy zobowiązania, które przekraczają.- Pierdoły.- Panie Tate, to nie jest całkiem prawo dżungli i zwycięstwo najsilniejszych.Jeszcze nie.Dlatego właśnie niektórzy z nas robią to co należy.Proszę posłuchać.Ta księga to wcielenie całego zła.Nawet jeśli każda postać w niej zawarta byłaby tak słodka i niewinna jak Tinnie, księga jest narzędziem ciemności [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.