[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Powiadam ci, że jestem dość potężny, żeby zniszczyć cię w sposób, którego najbardziej się boisz.Na jego twarzy odmalowało się ogromne zdumienie.— Tak, przez ogień.I to powoli.Zginiesz, jeśli ją skrzywdzisz.— Urwałem, po czym dodałem: — Daję ci na to moje słowo.116Zobaczyłem, że z trudem przełyka ślinę, po czym kiwa głową.Być może chciał mi coś powiedzieć, lecz w jego oczach malował się ogromny ból.Na koniec szepnął:— Zaufaj mi, bracie.Nie musisz grozić mi tak okropnymi słowami.Ja zaś nie potrzebuję twoich gróźb.Obaj bardzo ją kochamy.Odwróciłem się do niej.Patrzyła na Louisa.W tej chwili był tak daleko ode mnie, jak to tylko możliwe.Pocałowałem ją czule.Ledwie na mnie spojrzała; odwzajemniła pocałunek automatycznie.Zdawała się być równie zachwycona Louisem, co on nią.— Do zobaczenia, kochana — szepnąłem i wyszedłem z domu.Przez moment zastanawiałem się, czy nie zostać, ukryć się w krzewach i szpiegować ich, kiedy będą rozmawiać.Zdawało mi się, że pozostanie w pobliżu, dla jej ochrony, jest wcale rozsądnym pomysłem.A jednak z pewnością był to pomysł, który by się jej nie spodobał.Wiedziałaby, że ją obserwuję — wyczułaby mnie dokładnie tak samo, jak wyczuła mnie tamtej nocy kiedy przyszedłem pod okno jej sypialni w Dębowym Raju, właśnie ona, nie Louis, gdyż jej wyczulenie i czarodziejskie zdolności znacznie przekraczały wampiryczne umiejętności Louisa — i potępiłaby mnie za to, co usiłowałbym zrobić.Kiedy pomyślałem, że mogłaby wyjść na dwór, żeby stawić mi czoła, a także o moim upokorzeniu —zarzuciłem pomysł i samotnie wyszedłem na ulicę i jak najszybciej udałem się do miasta.Ponownie, w opuszczonej kaplicy w St.Elizabeth’s, zwierzałem się Lestatowi.Znów byłem przekonany, że żaden duch nie zamieszkuje w tym ciele.Nie słuchał moich żalów.Modliłem się tylko o bezpieczeństwo Merrick, o to, żeby Louis nie ryzykował mojego gniewu i żeby dusza Lestata wróciła do ciała, ponieważ potrzebowałem go.Strasznie go potrzebowałem.Czułem się samotny po tych wszystkich latach nauki, z bagażem doświadczeń i bólu.Kiedy zostawiłem Lestata niebo już niebezpiecznie jaśniało.Udałem się do mojej kryjówki pod opuszczonym budynkiem, gdzie za dnia śpię w ołowianej trumnie.Nie jest to niezwykłe schronienie jak na przedstawiciela naszego gatunku: smutny, stary budynek — z aktem własności na moje nazwisko — i odcinające mnie od świata żelazne drzwi piwnicy, tak ciężkie, że żaden śmiertelnik ich nie otworzy.Leżałem w lodowatej ciemności — wieko trumny na miejscu — kiedy nagle ogarnęła mnie dziwna panika.To było tak, jak gdyby ktoś domagał się, żebym go wysłuchał, jak gdyby ktoś błagał mnie o zrozumienie i tłumaczył, że popełniłem koszmarny błąd, za który zapłacę własnym sumieniem; że zrobiłem rzecz głupią i próżną.Było już zbyt późno, abym mógł odpowiedzieć na ten gorączkowy apel.Ranek opadł mnie, kradnąc mi ciepło i życie.Ostatnią myślą, którą pamiętam, była ta, że zostawiłem ich dwoje samych z próżności, bo mnie nie chcieli.Jak mały chłopiec dałem zawładnąć sobą dumie, i teraz za to zapłacę.Po wschodzie słońca nadszedł zachód, a po niezmierzonym śnie przebudzenie.Od razu podniosłem dłonie do pokrywy trumny, lecz cofnąłem je.Coś mnie zatrzymało w środku.Mimo że nie lubiłem jej ciasnoty, leżałem tam przez chwilę, pogrążony w jedynej ciemności nie do przniknięcia dla moich wampirzych oczu.Pozostałem, ponieważ powróciła panika, której doświadczyłem poprzedniego ranka — ta świadomość, że byłem zbyt dumny, zbyt głupi i zostawiłem Merrick sam na sam z Louisem Odnosiłem wrażenie, że powietrze wokół mnie wibruje, przedziera się przez wieko trumny i wdziera do moich płuc.Coś poszło koszmarnie nie tak, a jednak było to nie do uniknięcia.Leżałem w bezruchu, jak gdyby skrępowany jedną z okrutnych sztuczek Merrick.Ale to nie była sztuczka ani urok.Czułem żal i smutek— a przede wszystkim ogromny, ogromny żal.Straciłem ją dla Louisa.Oczywiście, że nic się jej nie stanie, gdyż nic na świecie nie mogłoby sprawić, żeby dał jej Mroczny Dar.Nic, nawet prośby samej Merrick.Ona zaś nigdy by o niego nie poprosiła, nie byłaby na tyle głupia, żeby zaprzepaścić swoją wyjątkową, unikalną duszę.Nie, żałowałem jedynie, że się tak pokochali, ci dwoje, których ja ze sobą poznałem, i że teraz będą dzielić między sobą to, co mogłoby należeć do Merrick i do mnie.Cóż, nie mogłem tego tak rozpamiętywać.To już się dokonało.Muszę iść i ich teraz odnaleźć, powiedziałem sobie.Muszę iść i zobaczyć ich razem, zobaczyć, jak patrzą na siebie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.