[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spojrzał na nią z grymasem natwarzy.- Twoja skóra nie jest zagrożona, pani, tylko mój dom w Monmouth, i być możerównież moja matka, ale to nie twoja sprawa.Moje plany nie powinny cię obchodzić.Rosamund zarumieniła się ze wstydu, najpierw dlatego, że pomyślałanatychmiast o własnym bezpieczeństwie, a nie o bezpieczeństwie jego rodziny, apotem ze złości na niego za to, że tak ostro ją ocenił.Gervase tymczasem kazałWatkinsowi przygotować do wymarszu oddział lekkokonnych.- Wyjeżdżasz? - zapytała.- Być może.- Kiedy?- Kiedy to będzie konieczne.- W końcu spojrzał na nią, ale nie było toprzyjemne spojrzenie.Zatknął dłonie za pas i powiódł wzrokiem po jej postaci od stópdo głów.- Teraz rozumiem twoje zainteresowanie.Tego właśnie chcesz, tak! Żebymwyjechał i zabrał z sobą żołnierzy? Nie rób sobie próżnych nadziei, pani.Jeśli nawetR Swyjadę, to nie zostawię zamku pod twoją opieką, bo nie jestem pewien, czywpuściłabyś mnie tu znowu.- Podszedł do niej nieco za blisko, aż jego rękaw otarł sięo jej rękaw.- Jeśli wyjadę, zabiorę cię z sobą.- Nigdzie się nie wybieram - odparła z urazą.Dlaczego zawsze myślał o niej najgorsze rzeczy?- Nie masz wyboru, pani.Zawiozę ci do Hereford w drodze na południe, azamek zostawię pod opieką de Bytona.- Obiecałeś, panie, że pozwolisz mi tu zostać - rzekła z oburzeniem.- Tak, ale nie pod moją nieobecność, pani.A teraz zajmij się swoimi sprawami izejdź mi z drogi.Uprzedzę cię, kiedy masz się przygotować do wyjazdu.A więc odprawił ją ot tak, po prostu, uznając za niegodną zaufania egoistkę.Aco gorsza, był w stanie wypełnić swoje groźby.Rosamund natychmiast ujrzała przedsobą postać de Morgana z wielkim brzuchem i otłuszczonymi palcami.W wybuchuzłości zwinęła dłoń w pięść i uderzyła go w ramię.Uderzenie było niedorzecznielekkie i odbiło się od twardych mięśni.Fitz Osbern wybuchnął głośnym śmiechem.- Powiedz mi, lady Rosamund, czy tak zachowują się wszyscy deLongspeyowie?- Tak! - zawołała, omijając wzrokiem jego twarz, na której malowała siępogarda.- Tak się zachowują, gdy już nie mają cierpliwości do człowieka, który jestrównie niewrażliwy, co pozbawiony honoru.- Ha! W takim razie pozwól, że ci pokażę, jak reagują Osbernowie, gdynieposłuszna kobieta doprowadza ich do ostateczności.Pochylił się nad nią błyskawicznie niczym polujący jastrząb i zamknął wuścisku, od którego zaparło jej dech, a potem pocałował ją szybko i władczo.Była takzaskoczona i przytłoczona jego siłą, że nie zdążyła zareagować.- Nie prowokuj mnie, pani - rzekł zagadkowo i opuścił ramiona.Jego twarz, z mocno zaciśniętymi ustami, wydawała się w tej chwili okrutna.Rosamund przestraszyła się nie na żarty.Demony lęku znów wróciły.Teraz, w swojej komnacie, obawiała się, że o jej przyszłości mogą zadecydowaćR Swydarzenia pozostające poza jej kontrolą.Szukała odpowiedzi i w końcu ją znalazła:by pozostać bezpiecznie w Clifford, do którego miała pełne prawo, musiała użyćuczciwych, legalnych środków.A skoro nie mogła zaufać Fitzowi Osbernowi, tokomu miała zaufać, jeśli nie królowi Anglii, który w tej chwili znajdował się wLudlow, o niecałe dwadzieścia mil stąd?Po zapadnięciu nocy, gdy matka już spała, Rosamund posłała po pióro, inkaust iarkusz pergaminu.Nie wspomniała o tym liście lady Petronilli, która, nie wiadomodlaczego, nie była w stanie utrzymać żadnej tajemnicy przed de Mortimerem.W ciszy sypialni odezwał się głos jej sumienia.Zastanawiała się, czy to, coczyni, jest niehonorowym wyjściem, zdradą, ciosem w plecy Fitza Osberna, któryuratował jej życie.- Nie, to jest legalne i słuszne - powiedziała na głos.Jakże mogłoby to byćnieuczciwe? Jeśli nie chciała wpaść w szpony Ralpha, to musiała wykorzystaćwszelkie dostępne środki.Jakiż bowiem miała wybór? Nie mogła liczyć na to, że FitzOsbern dotrzyma słowa; w końcu jasno jej powiedział, jakie ma plany na przyszłość.Następnego ranka odnalazła Thomasa de Bytona.- Sir Thomasie, potrzebuję posłańca, który dostarczyłby mój list do brata, earlaSalisbury.- Uznała, że lepiej będzie nie mówić mu prawdy; była przekonana, żenatychmiast doniósłby o wszystkim Fitz Osbernowi.Sir Thomas zastanawiał się przez chwilę.- Muszę najpierw zapytać o pozwolenie milorda.- Sir Thomasie, jesteś przecież moim dowódcą, nie lorda Fitza Osberna.- Nie, pani.Przyjmuję rozkazy tylko od lorda.Mogła się tego spodziewać, ale znów wpadła w złość i tym bardziej byłazdeterminowana osiągnąć swój cel.Istniały jeszcze inne sposoby.Zamieniła kilkasłów z Pennardem, który przysłał jej chłopaka z koniem i za pomocą garści monet wy-ekspediowała swój list do Ludlow [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|